19. Burza

411 46 5
                                    

Zebrałam wodze i docisnęłam łydki. Przeszliśmy w galop. Był miekki, ale pełen życia. Mała nadwyrężyła sobie ścięgno w tylnej, lewej nodze, więc dziś jeździłam na Cichaczu. Jest karym koniem z latarnią, rasy Waler.
Jazda jest na prawdę przyjemna, ale... Nie mogę się skupić. W sumie nawet nie wiedziałam o czym myślę. Ale to było pociągające.
Po jeździe zsiadłam z konia i go rozsiodłałam. Gdy prowadziłam konia na pastwisko, trochę się wyrywał.
- Spokojnie!...
Uniosłam dłoń do góry.
- Już dobrze. Zaraz się wybiegasz.
Gdzieś w głębi...

Włożyłam ręce w kieszeń bluzy. Zrobiło się chłodniej, a chmury zaczęły pokrywać całe niebo, jak krem ciasto. Z ponurą miną wędrowałam po padoku. Nie chciało mi się liczyć kroków, więc po prostu szłam w kółko. Trawa była sucha, niemalże biała. Deszcz naprawdę by się przydał. Może w końcu zmyłby ze mnie to coś, co tak ciążyło. Nie wiedziałam dokładnie co... Ale wiedziałam, że muszę się tego pozbyć.
Gdzieś w głębi...
Raz, dwa, trzy... Może jednak policzę te kroki? To byłoby trochę bardziej przydatne, przynajmniej będę robić coś sensownego. W miarę.
Dziesięć, jedenaście, dwanaście...
Co jest nie tak? Czemu nogi mam miękkie, a wokół mnie jest takie dziwne napięcie? Czemu czuję się tak dziwnie? Czemu coś mnie woła? Co, albo kto mnie woła?
Nie, nieznałam odpowiedzi na te pytania. Tak, co chwila rodziły się nowe...
Dwadzieściacztery, dwadzieściapięć...
Przed oczami wciąż miałam piegowatą twarz dziewczyny, której tak naprawdę nie znałam, a stała mi się tak bliska...
Właśnie! Przecież Anna Katarzyna dała mi kawałek kory! Schowałam go do kieszeni spodni. Koniecznie muszę zobaczyć o co z nim chodzi.
- Co tak chodzisz w kółko? Zgubiłaś coś?- zapytała Mery.
Wciąż wpatrywałam się w swoje stopy.
- Nie.
- Ale widzę wyraźnie, że jesteś jakaś przygaszona. Co się stało?
No właśnie nie wiem!...
- Nic.
- Ok... To co tu robisz?
- Nie widać?
Zgubiłam się już w liczeniu kroków, ale nadal nie podnosiłam wzroku na dziewczynę.
- Nie, nie widać - powiedziała żartobliwie.
- Muszę iść do namiotu.
- Po co?
- To ważne.
- No Dobra, ale idę z tobą.
Wzruszyłam ramionami i skierowałam się do płotu.
- Skończyłam czytać książkę. Była na prawdę przewspaniała! Ale koniec? To było naprawdę smutne! On powinien przeżyć i być normalnie człowiekiem.
Uśmiechnęłam się w myślach. Też tak uważałam. Jednak nie odważyłam się tego wypowiedzieć. Teraz jestem Michaliną.
Weszłam szybko do namiotu i odszukałam właściwych spodni. Niestety, w kieszeni zostały jedynie resztki pokruszonej kory. Wyszłam z namiotu wściekła. Jak to możliwe?! Teraz już nie mam żadnej pamiątki po tajemniczej dziewczynie!
- Coś się stało?
Rzuciłam wściekłe spojrzenie w stronę dziewczyny.
- Czy coś zrobiłam źle?- Mery miała coraz bardziej zakłopotaną minę.
Gdzieś w głębi...
Zaczął wiać mocny wiatr i usłyszałyśmy pierwsze grzmoty. Zrobiło się ciemniej, a w oddali zaczęło błyskać.
- Ale wichura...
Zostawiłam Mery wpatrzoną w niebo i pobiegłam szybko do stajni. Koni nie było.
Pan Mirek pojechał w teren z niektórymi rodzicami. Miałam nadzieję, że niedługo wrócą, ale wtedy przypomniało mi się, że na Małej nikt nie pojechał, przez chorą nogę. Szybko wzięłam dwa uwiązy i pobiegłam na pierwszą łąkę.
Okazało się, że na łące zostały trzy konie, Husaria, Baśka oraz oczywiście Maleńka. Szły szybkim stępem z dołu, kierując się w stronę wyjścia z pastwiska.
Przełożyłam uwiąz przez szyję Małej i w tym momencie zaczęło lać. Przyspieszyłyśmy kroku, ale Mała zaczęła tak straszliwie kuleć, że nie mogłam na to patrzeć.
- Dasz radę! To już nie daleko!
Gdzieś w głębi...
Mała wydała z siebie niespokojne rżenie, zatrzymując się i patrząc w niebo.
Grzmoty.
Nagle ruszyła wolnym galopem przed siebie.
- Mała!
Zaczęłam za nią biec. Zaraz wbiegnie na linkę odgradzającą pastwisko!
Serce waliło mi coraz mocniej, a ja zaczynałam tracić powietrzę. I wtedy... Mała wbiegła prosto na linkę.
Szybciej! Czemu moje nogi nigdy mnie nie słuchają?
- Spokojnie!
To była Ania. Podeszła do klaczy, uspokoiła ją i zaprowadziła do stajni.
Dobiegłam do wyjścia, a Ania szła po kolejne konie, które zdążyły już wejść na górę.
- Ale burza, co? - zagadnęła.
Gdzieś w głębi...
- No.
Wtedy poczułam dziwny przypływ energii w nogach.
- Choćmy może do stajni. Ja nie chciałabym zmoknąć. - Obok nas pojawia się Mery.
- Czy ty naprawdę musisz wszędzie za mną łazić? - zapytałam poirytowanym głosem.
Nie wiedziałam dlaczego te słowa wyszły z moich ust. Lubiłam jej towarzystwo. Zawsze podnosiła mnie na duchu.
N

ie wiedziałam też dlaczego moja twarz wyrażała złość i po raz kolejny poczułam się jak nie ja, a moje nogi zaczęły się trząść z nadmiaru energii. Musiałam pobiec.
- Mogłabyś w końcu przestać i wszystkim powiedzieć. - Ania nie miała siły już na to patrzeć.
Gdzieś w głębi...
- Dajcie mi wszyscy spokój! - wykrzyknęłam, odwróciłam się i pobiegłam prosto przed siebie. Nie czułam się sobą i wydawało mi się, że patrzę na to wszystko z boku. Jak skręcam w ścieszkę nad jezioro i biegnę nie zważając na nic dookoła. Wbiegam na pomost, a potem chwila zawachania... Skok. I wtedy zdałam sobie sprawę, że to ja. To moje życie i nie patrzę na nie z boku, ale je przeżywam.

Przed oczami miałam ciemność.

_____________________________________
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaiiiiiiiiii!!!!!! ! 500 wyświetleń! Dziękuję!

Skok Z Pomostu    ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz