A ja kocham Ciebie || l.h. ∞

3.6K 247 12
                                    

Otaczająca mnie ciemność, z każdą sekundą pochłaniała mnie coraz bardziej.

Zadziałałam instynktownie.

Posłuchałam mojego umysłu, który aż krzyczał, bym ruszyła dupę i zabierała się z tego miejsca.

Biegłam, z każdym krokiem zgłębiając się w jeszcze większą ciemność… Odgłos moich kroków, odbijał się echem od betonowej posadzki.

Że też byłam na tyle głupia, żeby się na to zgodzić! To wszystko przekracza nawet moje, szalone możliwości.

Kiedy tylko w głowie usłyszałam głos chłopaka, który prosił mnie o spotkanie, zawrzała we mnie krew.

Mogłam się domyślić, że się nie zjawi. 

Już kilka razy zostawił mnie samą na pastwę losu w jakimś obskurnym miejscu, co zawsze kończyło się tym samym: On nie przychodził, a ja z urażoną dumą starłam się od niego odizolować, ale byłam za słaba. Zawsze wracałam. Zachowywałam się jak Jego pomagier, gotowy zrobić wszystko, za jedno skinienie palcem, za choćby jeden uśmiech, czuły gest… Ale to koniec. Nie chcę być więcej zabawką, którą bawisz się, kiedy masz ochotę, czas, a później zostawiasz na pastwę losu, czekającą z utęsknieniem na powrót „właściciela”, który ponownie będzie chciał spędzić z tobą czas.

To mnie niszczyło.

Mnie i moją i tak już małą wiarę w siebie.

Skręciłam w prawo, mając nadzieję, że idę dobrą drogą.

Niestety, moja słaba orientacja w terenie znów doprowadziła mnie do ślepego zaułku. Zdenerwowana, uderzyłam w ścianę, żeby choć trochę pozbawić się gniewu, który mnie ogarnął. Kopnęłam jeszcze kilka razy i zmęczona, opadłam na zimny beton, podciągając kolana do piersi i kładąc na nich głowę.

Trwałam przez chwilę w tej pozycji, wsłuchując się w ciszę, którą raz po raz przerywały krople, miarowo opadające z pluskiem na posadzkę.

Zastygłam w bezruchu, kiedy usłyszałam nowy dźwięk, który wcale mi się nie spodobał. Moje serce zaczęło być w szaleńczym tempie, a po organizmie rozlała się fala strachu. Najciszej jak mogłam, podniosłam się do pozycji stojącej, starając się zauważyć cokolwiek, jednak panujący mrok mi tego nie ułatwiał. Tymczasem, odgłos kroków stawał się coraz głośniejszy. Z roztargnieniem zaczęłam szukać w kieszeniach czegoś, czego mogłabym użyć jako broni. Pech chciał, że przy sobie miałam jedynie telefon, który był na skraju rozładowania. Z roztargnieniem przeczesałam włosy palcami i zaciskając wargę między zębami, wybrałam numer, który mogłabym wyrecytować o każdej porze dnia i nocy. Jednak zanim zdążyłam nacisnąć zieloną słuchawkę, poczułam, jak czyjaś dłoń oplata mnie w tali, a druga zasłania usta, uniemożliwiając mi powiedzenie czegokolwiek.

Byłam tak przerażona, że nawet jakbym miała jak, nie wydobyłabym z siebie żadnego dźwięku.

Moje serce przyśpieszyło, a oddech stał się płytki. W głowie miałam tylko jedną myśl – zaraz zginę.

Osoba, która trzymała mnie w żelaznym uścisku, okazała się mężczyzną, co poznałam po ostrym i zniewalającym zapachu perfum. Powoli, wciąż nie wypuszczając mnie z obcięć, obrócił mnie przodem do siebie.

Wstrzymałam oddech, kiedy moje zielone oczy spotkały się z jego i westchnęłam z ulgą, rozpoznając znajome niebieskie tęczówki, za których widokiem tęskniłam najbardziej.

Chłopak ściągnął dłoń z moich ust, delikatnie przejeżdżając po nich palcem. Następnie położył swoją drugą dłoń ma mojej tali, nie spuszczając wzroku z moich oczu.

Przygryzłam wargę, starając się powstrzymać potok słów, które nie poprawiłyby naszej sytuacji.

Chłopak od razu skierował swoje spojrzenie na moje usta i wahając się tylko przez chwilę, pokonał dzielącą nas, minimalną odległość i przywarł do nich swoimi.

Słowo daję, że gdyby mnie nie przytrzymywał, z pewnością moje miękkie kolana nie utrzymałby mojego ciała. Oddałam pocałunek, wkładając w niego każdą cząsteczkę strachu i gniewu, jaką przeżyłam, schodząc do tych pieprzonych piwnic, dla spotkania z nim.

Wspięłam się na pace, pogłębiając pocałunek i zarzuciłam dłonie na jego kark, wplatając palce jednej z nich w jego blond włosy.

Oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc. Blondyn odgarnął delikatnie kosmyki moich włosów z twarzy, owijając sobie je wokół palca.

— Powinieneś dostać w twarz. Myślałam, że ktoś chce mnie zabić.

Mruknęłam, opierając głowę o jego klatkę piersiową, która zawibrowała od jego cichego chichotu, na co prychnęłam.

Chłopak złapał za mój podbródek, delikatnie unosząc go tak, aby widzieć moją twarz.

— Nigdy nie dałbym cię skrzywdzić. — Powiedział, śmiertelnie poważnym głosem.

Na jego słowa, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

— Wiem.

Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odezwało, skupiając swoją uwagę na słowach, które właśnie padły.

Jeszcze parę minut temu, mówiłam, że to ostatni raz, że nigdy nie wrócę, ale wiedziałam, że nie dałabym rady. A teraz, kiedy widzę jego uśmiechniętą twarz i oczy, w których wciąż tlił się jasny błysk, wiem, że pomimo tych wszystkich nieporozumień, on również nie zdołałby tak po prostu zapomnieć  i mnie zostawić.

Chodź tak różni, jesteśmy tacy sami.

Chłopak przyciągnął mnie mocniej do siebie i czule pocałował w czoło.

— Kocham Cię. — Powiedział, zaskakując samego siebie swoim wyznaniem, co poznałam po wyrazie jego twarzy.

Przez chwilę myślałam, że zaraz cofnie swoje słowa, ale zamiast tego, uśmiech na jego twarzy stał się większy, ukazując przy tym niewielkie dołeczki w policzkach. — Kocham Cię —  powiedział pewniej i niespodziewanie znów mnie pocałował.

Zachichotałam w jego usta, oddając pocałunek. Odsunęłam się, opierając swoje czoło o jego.

— To dobrze, bo ja kocham Ciebie.

A ja kocham Ciebie || l.h. ∞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz