Poczułam bul w brzuchu, odpłaciłam się pięknym za nadobne i facet już leżał na ziemi że załamanym nosem. Powaliłam kolejnego napastnika, który chciał mnie podciąć, potem jeszcze czterech, którzy chcieli mnie otoczyć, no coś im nie wyszło bo wylądowali przebić do ściany. Zaraz. Nawet nie wiecie kim jestem. Ale spokojnie nie długo wszystkiego się dowiecie bo teraz muszę poradzić sobie z ostatnią trójką napastników. Pójdzie z nimi łatwo. Tak przynajmniej myślałam, zanim pojawiło się jeszcze z 50 żołnierzy. Dobra z 20 sobie jakoś poradziłam, ale z 50? Co robić? Co robić? Myśl! No tak. Przecież to banalne. Mój plan to.... Wiać! Szybko wskoczyłam na schody pożarowe i wspieram się na dach. Zaczęłam skakać po dachach jak najszybciej się da. Pięknie, co żołnierze mnie gonią. Muszę ich zgubić i to szybko. Skończyłam x dachu prosto do kosza na śmieci, który posłużył mi jako kryjówka. Usłyszałam kroki moich nie doszły v porywaczy. Uff... Poszli sobie. Cicho wyszłam z kosza i ruszyłam w stronę mojego domu. Ech dlaczego musiałam się schować w koszu, a nie za nim? Teraz cuchnę tanim żarciem. Czeka mnie długa kompie. Hmm... Wydaje mi się że i czymś zapomniałam. A no tak! Nie wiecie kim jestem. No więc, nazywam się Susan Johansson i mam około 3000 lat, ale wyglądam na 26. Dlaczego? To proste. Jestem nieśmiertelna, posiadam moc regeneracji i wieczna młodość. Nic nie może mnie zabić oprócz Vibranium. Poza moimi zdolnościami mam też szpony bardzo podobne do szponów Wolverina tylko, że ja mam dwa szpony na jednej ręce, a on trzy. Kiedyś poznałam Wolverina, całkiem spoko facet, polubiliśmy się. O, a jeśli chodzi o tych żołnierzy, z którymi walczyłam to są oni agentami Hydry. Ech... Z tą organizacja wiążą się nie zbyt miłe wspomnienia. Otóż ja nie od urodzenia posiadam szpony. To oni podczas bolesnej operacji zamienili moje kości na Vibranium i podarował mi w gratisie szpony. Po tej przeklętej operacji wygrali mi mózg i zaprogramowali. Można powiedzieć, że jestem mieszanką Wolverina i Zimowego Żołnierza. Przez całe 90 lat byłam nieczułą, bezmyślną i bezlitosną bronią w łapkach Hydry, którą byłabym do dziś gdyby nie T.A.R.C.Z.A. To właśnie ich agenci za poleceniem Nicka Furgo mnie uratowali, dzięki nim teraz jestem wolna. Obecnie pracuję dla T.A.R.C.Z.Y. jako Agentką specjalna i tajniak. Zastanawiacie się pewnie dlaczego Ci cali agenci Hydry mnie zaatakowali. Chodzi o to, że Hydra ka pewna zasadę, która brzmi : "Hydra zawsze wraca po swoje". A, że oni uważają mnie za swoją własność chcą mnie z powrotem. Ale ja wolę już pocałować Starka, a go nienawidzę. Po prostu nie znoszę! O jestem już przed moim domkiem, a była to mała kawalerka. To smutne. Mam około 3000 lat na karku i dalej jestem singielką. Serio. Jeszcze nigdy się nie zakochałam ani nawet zauroczyłam. W sumie to dobrze bo nie muszę patrzeć jak by się starzał i w końcu umarł. Weszłam do swojego mieszkanka i od razu poszłam zmyć z siebie ten smród.
Po dwurodzinnym szorowaniu nareszcie go nie czułam. Wyszłam z łazienki ubrana w moją piżamę czyli krótkie, czarne szorty i tego samego koloru bluzkę na ramiączkach. Zmęczona położyłam się na moje łóżko i od razu poszłam spać. To był ciężki dzień...
Obudziłam się o 7:30 i poszłam szykować się do pracy. Może i jestem agentką T.A.R.C.Z.Y. , ale jednak muszę z czegoś żyć nie? Dlatego kiedy akurat nie ratuje świata pracuje jako... kelnerka. Wiem że jest to ŻAŁOSNE. No ale praca to praca. Szkoda tylko, że natrafiłam na szefa, który zatrudnił mnie tylko dlatego bo jestem kobietą. Już nie raz próbował mnie poderwać, ale zmywałam go tylko, że niby jestem chora lub zajęta. Weszłam do łazienki i zrobiłam poranna toaletę. Po umyciu, przegrałam się w czarne spodnie i zieloną bluzkę z czarnym sercem, założyłam jeszcze czarne trampki. Rozczesałam swoje włosy i poszłam do pracy. 7:50. Ekstra mam 10 minut, zaczęłam biec. Do pracy mam niedaleko, więc może zdążę. Po dzikim biegu zatrzymałam się przed małą restauracją, sprawdziłam która godzina. 7:58. Weszłam powoli do budynku i w tym samym czasie kiedy moja noga byka w środku wybiła 8:00. Jest! Zdążyłam! Weszłam do spiżarni, a tam przegrałem się w fartuszek. Nie będę wam opisywać jak to podawałam piwa napalonym facetom bo to jest upokarzające, kiedy jazdy facet chce cie poderwać tanimi i zaocznym tekstami.
5 godzinie pieprzony godzin siedzę w pracy pełnej pająków i zboczeńców! Dobra uspokaja się. Jeszcze 1 minuta. 1...2...3...4...5...ych... Mam już dosyć! Chcę wracać do domu...20... 21...No ile jeszcze... 25... 26... 27... No dalej... 31...32... 33... 34... Szybciej... 40... 41... 42... 43... 44...Zaraz zwariuje... 54.... 55.... A może już zwariowałam?... 57... 58... 59... iiiiiii.... 60! Nareszcie! Szybko wybiegłam z restauracji i popędziłam do domu. W swoim mieszkanku przygrzałam sobie obiad zrobiony wczoraj rano u zjadłam. Po posiłku usiadłam na kanapie i zaczęłam czytać "Hobbit". Niestety mój spokój nie trwał zbyt długo, został brutalnie przerwany przez mój telefon. Wzięłam urządzenie do ręki i spojrzałam na wyświetlacz. To Fury. Czego on może chcieć? Może jest nowe zadanie? No nic trzeba odebrać.
-Halo?
~Halo Łowczyni? - to taki mój pseudonim na misjach
-Tak o co chodzi?
~Mam dla ciebie nową misję
-Dobra to może powiesz mi coś czego nie wiem?
~TK nie czas na wygłupy. Masz przyjechać do Avengers Tower. Teraz
-Jasne już jadę
Rozłączyłam się....
CZYTASZ
Łowczyni
FanfictionKażdy ma w sobie swoje własne demony w rozmaitych postaciach... Nasza bohaterka musi się z nimi mierzyć dzień w dzień... By nie pozwolić... Aby jej instynkt drapieżnika przejął nad nią kontrolę, niszcząc wszystko... Sprawdźcie co ją czeka. Jakie pr...