Rozdział 2

6 2 0
                                    


Obudziłomnie stukanie do drzwi. Nawet nie spostrzegłam kiedy zasnęłam.Przetarłam leniwie oczy ,które były jeszcze mokre od łez.Spojrzałam w stronę otwierających się drzwi. Stała w nim postaćtego samego lekarza ,który przekazał mi wiadomość o śmiercirodziców. Za nim stała męska sylwetka. Oboje weszli. Terazdokładnie zobaczyła ciemnobrązowe włosy takie jak u mamy i ciemnebrązowe włosy po tacie który patrzyły na mnie z troską zzaokularów.

-Zostawięwas samych na kilka minut. -Oznajmił doktor i wyszedł delikatniezamykając za sobą drzwi. Mój brat usiadł na stołku szpitalnym.Widać było ,że jest zmęczony i najwyraźniej czymś się bardzoprzejmuje.

-Miaposłuchaj, musimy trzymać się razem, mamy tylko siebie. -Zaczą wsposób jakiego się nie spodziewałam. -Nie znienawidź mnie przezto ale po zakończeniu roku jedziesz ze mną do Nowego Yorku. -Tesłowa sprawiły ,że zamarłam. -Nie mogę pracować i mieć cięjednocześnie na oku tak daleko.

-Niemożesz ! Mam tu wszystko !

-Czylico? Przyjaciół ? Znajdziesz sobie nowych. Poza tym jest internet ibędziesz mogła przyjeżdżać. Nie dramatyzuj. -Pamiętałam ,żejest stanowczy i nie znosi sprzeciwu. Lecz również ,że nawet wnajgorszej sytuacji szuka pozytywów.

-Dobrze.-Powiedziałam na odczepnego a Martin mnie przytulił.

-Zbierajsię. Za piętnaście minut jedziemy do domu rodziców.

*

Wychodzącze szpitala napotkaliśmy doktora ,który najwyraźniej miał namjeszcze coś do powiedzenia. Nie zaskoczyło mnie to choć nierozumiałam jego postępowania.

-MartinEvans ? Jestem Doktor Luckas Ramire i opiekowałem się Pana siostrą.Ma ona wielkie szczęści ,że uszła z tego wypadku z życiem.-Zaczął i podał mojemu bratu rękę. Byli podobnego wzrostu ipostury co oznaczało ,że byłam od nich o głowę niższa.

-Oddziecka miała farta. -Oznajmił z uśmiechem choć wcale tak niebyło. -Wybacz Doktorze Ramire lecz teraz musimy już jechać.-Powiedział ,a w głosie dała się słychać stanowczość.

-Naturalnielecz czy nie wolałby Pan by Mia została jeszcze na obserwacji ?-Zapytał nalegając.

-Możecienie rozmawiać tak jakby mnie tutaj nie było. -Wtrąciłam się ipodeszłam do drzwi.- Martin choć nie mamy czasu przed nami dużo dozrobienia. -Oznajmiłam patrząc na niego.

-JakPan doktor widzi ,musimy iść lecz dziękuję za troskę.-Powiedział i wyszliśmy ze szpitala. Mój brat od razu podszedł doczarnego samochodu. Nie znałam się na takich rzeczach więc nawetnie wiedziałam co to za marka.

-Totwój samochód ?- Zapytałam gdy otworzył drzwi i usiadł namiejscu kierowcy.

-Nie,przyjaciela. Na szczęście jeszcze jakiś mam. -Powiedział izapalił.

-Todobrze. Jest brzydki. -Powiedziałam i sięgnęłam po telefon leczbrat chwycił mnie za rękę co oznaczało bym tego nie robiła.Schowałam go.

-Przepraszam.-Zaczął. -Przepraszam ,że nie byłam przy tobie przez te wszystkielata. Myślałem że paczki z ciuchami i innymi pierdołami wszystkozałatwią ale teraz wiem ,że byłem idiotą. Nie dzwoniłem ,nieprzyjeżdżałem. -Zobaczyłam jak po policzku spływa mu łza.Dotarło do mnie ,że mamy już tylko siebie.

-Kochamcię. -Powiedziałam szczerze lecz nie chciałam już mówić nicwięcej.

-Obiecaj,że nie będziemy mieli przed sobą tajemnic. Proszę. -Jego głosbył niemal błagalny lecz żadne słowo nie przechodziło mi przezgardło więc tylko skinęłam głową i ukryłam twarz w dłoniach.

*

Dojechaliśmydo domu. Martin już trochę bardziej spokojny zaparkował samochódna podjeździe. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do drzwi.Rozejrzałam się i sięgnęłam do dzbanka w którym zawsze byłzapasowy klucz. Pamięć mnie nie myliła. Weszłam do przedpokoju iuderzył mnie jak zawsze przyjemny słodki zapach kwiatów ,któryuwielbiała mama. Zapaliłam światło i zdjęłam buty. Wszystkojeszcze stało na swoim miejscu.

Woku znowu zakręciła mi się łza. Już nigdy nie będzie sobotnichmaratonów filmowych z rodzicami. Już nigdy nie pomogę mamie wrobieniu dżemu na zimę. Nagle poczułam dłoń na ramieniu.Odwróciłam się i przytuliłam do brata.

-Nieidziesz jutro do szkoły. Mamy pogrzeb, już wszystko załatwione.Idź odpocznij a ja zajmę się sprzedażą domu.-Powiedział a ja nachwilę zamarłam.

-Jakto sprzedażą ?! -Powiedziałam gwałtownie odsuwając się.

-Niejestem w stanie utrzymywać dwóch domów na raz. Nie stać mnie.Wybacz. -Zrozumiałam kolej rzeczy. Brat miał lekkie problemyfinansowe. Z drugiej strony co się dziwić, był studentem. W sumieod zawsze był zdolny. Uśmiechnęłam się niewyraźnie.

-Dobranoc.-Rzekłam i poszłam na górę do swojego pokoju. Wszystko było naswoim miejscu. Niepościelone łóżko ubrania porozrzucane popokoju. Równiutko poukładane płyty na półce. Wszystko tak jakprzed wypadkiem.

Runęłamna łóżko i natrafiłam na mojego misia Edzia. Był to niewielkimiś panda ,którego dostałam od babci na piąte urodziny.Przypominał mi o niej i dlatego go tak lubiłam. Rozejrzałam sięza laptopem. Znalazłam go pod poduszką. Odpaliłam go i połączyłamsię z internetem. Od razu zaatakowały mnie koleżanki zwiadomościami. Miałam ochotę się komuś wygadać. Odrazynapisałam do Suzy.

#Jesteśgnomie ? -Zaczęłam bo widziałam ,że jest aktywna.

$Ta.Czemu cię w szkolę nie było leniu ? Słyszałam ,że podobno jakiśwypadek miałaś. Ty to zawsze się w coś musisz wpakować baranie<3

#Wsumie to był wypadek z tydzień w szpitalu leżałam XDD ale już wdomu i jutro mnie też nie bd :D mam pogrzeb.

$Swojejgodności czy co ? XDD

#Nie...rodziców. ;(

$Oj wybacz...

$Niewiedziałam. -W tej chwili zastanowiłam się czy powiedzieć jej omojej mocy czy nie. Z jednej strony to była moja przyjaciółka leczna wszelki wypadek nie będę jej o niczym mówić. W raziezagrożenia będzie bezpieczna.

#Wsumie to trochę przeżywam T^T

$Daszradę laska. Jesteś silna a ja z paczą będziemy cię przecieżwspierać :D

#Itu się zaczynają schody. Wyjeżdżam z bratem do Nowego Yorku. Odśmierci rodziców on jest moim opiekunem.

$-.- nie no bez jaj...

#Luzmordeczko będę przyjeżdżać. Nie zapomnę o was <3 <3 <3

$Jeślisię zagalopujesz i zaczniesz bujać w obłokach i to sprawi ,żezaczniesz mieć nas gdzieś to wiedz ,że ja zawsze sprowadzę cięna ziemie <3

#Zato cię kocham <3 A tak w ogóle coś się działo w szkole jakmnie leżałam ?

$Wiesz...jak zwykle nudy ale nasza drużyna grała w kosza z tymi baranami ehhwiesz o kim mówię tymi z

#Nowiem wiem i co ?!

$Niezgadniesz :D wygraliśmy rzutem wolnym w ostatnich minutach :D iwiesz kto rzucał ?

#Niepomyśle Sayven ? Kapitan ? O.O

$Pffchciałabyś :P Rejmond NASZ Rej ogarniasz XDDD

#NaszRej ?! O.O nie gadaj przecież on od kiedy pamiętam siedział naławce i się obijał. -Rajmond był to wysoki blondyn za którymszalało połowa lasek w szkole i tak się składało ,że był on wmojej paczce. Osobiście uważałam go za bufona z nie codziennympoczuciem humoru. Nie da się go nie lubić.

$Myślisz,że nie wiem XDD Dobra lecę bo matka się drze ,że znowu siedzępo nocach. Branoc kochaniutka <3

#Naraci bambusie <3

Zamknęłamokno i spojrzałam przed siebie. W pokoju było ciemno a mi zachciałosię naglę spać. Rozłączyłam się z domowym internetem,wyłączyłam laptopa po czym położyłam go na stolik nocny.Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej luźną koszulkę naramiączkach i dresowe spodenki. Szybko się przebrałam i wskoczyłampod pościel. Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Sennadszedł nieoczekiwanie.

ElementalisWhere stories live. Discover now