Rozdział 3

4 2 0
                                    


Obudziłymnie poranne promienie słońca przebijające się przezniezasłonięte zasłony. Przetarłam oczy i przeciągnęłam sięleniwie po łóżku. Nie chciało mi się spać. Wstałam i poszłamdo niewielkiej łazienki. To co w niej lubiłam to duże lustro ipłytki w kolorze pustynnego piasku. Obmyłam twarz wodą. Było toprzyjemne i orzeźwiające. Gdy wyszłam na korytarz z dołu dobiegłmnie zapach smażonych naleśników. Powoli zeszłam na dół. Posalonie ,który widziałam jeszcze wczoraj zostały tylko znane mibeżowe ściany. Wszystkie meble zniknęły. Weszłam do kuchni. Wniej na szczęście nic się nie zmieniło. Przy kuchence gazowejspał Martin ubrany w te same ubranie co wczoraj. Wyglądał nazmęczonego.

-Gdziemeble z salony ? -Spytałam siadając przy stole na którym stałydwie szklanki, w jednej była kawa ,a w drugiej herbata.

-Sprzedałem.Ile chcesz naleśników młoda ? -Zapytał wesoło.

-Sprzedane? Tak szybo ? Emm dwa. - Po tych słowach Martin wyłączył kuchenkęi postawił na stole dwa talerze. Na jednym były dwa naleśniki dlamnie ,a na drugim chyba z pięć dla niego.

-Mocinternetu. Smacznego. -Powiedział i zaczął pochłaniać swojąporcje. Poszłam w jego ślady. Po skończonym posiłku pozmywałamtalerze.

-Naktórą jest pogrzeb ? -Zapytałam brata.

-Najedenastą więc się trochę pośpiesz bo za godzinęwyjeżdżamy.-Oznajmił i zaczął coś robić na laptopie ,któregowcześniej nie widziałam. Postanowiłam to zignorować i nie zadawaćmu więcej głupich pytań. I tak miał sporo na głowię.

Poszłamdo łazienki i rozejrzałam się na żelem pod prysznic i szamponemdo włosów. Znalazłam je jak zwykle w szafce pod zlewem. Nagle mnieolśniło. Wzięłam z małej szuflady nożyk do otwierania opakowańi rozcięłam sobie delikatnie dłoń po czym umieściłam ją wzlewie. Stróżka krwi ściekała do odpływu. Powolutku odkręciłamkurek i obmyłam dłoń wodą. Nic się nie stało. Nie rozumiałam.

-Cojest ?! -Zapytałam szeptem samą siebie lecz nie miałam zamiaru siępoddawać. Wiedziałam co widziałam. Pomyślałam o wodzie iskupiłam się na skaleczeniu. Westchnęłam i nagle woda jakby żywazaczęła kumulować się na dłoni i zasklepiać skaleczenie. Widokbył niesamowity. Zakręciłam wodę. Dopiero gdy po ranie nie byłośladu woda spłynęła nieżywa po palcach do rur kanalizacyjnych.-Extra !

*

Byliśmyw drodze na ceremonie. Byłam ubrana w czarną sukienkę bezramiączek sięgającą mi przed kolano. Do tego miałam narzutętakże w czarnym kolorze. Martin natomiast miał na sobie jedynieczarną koszulę i garniturowe spodnie. Lecz i tak byłam z niegodumna ,że zamiast swoich adidasów założył pantofle taty. Choćjak wspomniał wcześniej za pomocą magii internetu sprzedał prawiewszystkie rzeczy rodziców a jak jeszcze sprzeda resztę mebli będziemógł sprzedać dom. Nie specjalnie mi się widziała mieszkanie wstarym domu po dziadkach w Nowym Yorku gdy tu miałam piękny domek w,którym mieszkałam od urodzenia. Poniekąd rozumiałam brata.Sprzedając rzeczy jak zarówno dom ,będzie miał pieniądze nautrzymanie nas.

Dotarliśmyna miejsce. Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się w stronękaplicy. Kiedy weszliśmy zobaczyłam tłum ludzi. Było to dla mnieniemałym zaskoczeniem.

-Towszystko nasi krewni ?-Zapytałam cichaczem bata.

-Nie,są też znajomi z pracy rodziców i przyjaciele. -Oznajmił iusiedliśmy w pierwszym rzędzie jako dzieci zmarłych.

*

Popołudniu wróciliśmy do domu. Byłam ospała. Prawie każdy chciałpowiedzieć coś o zmarłych. Myślałam ,że tam zasnę. Lecz przezszacunek do rodziców wysłuchałam każdej przemowy. Niektóre byłynaprawę piękne i o mało co się nie popłakałam. Lecz były itakie od których oczy się same zamykały.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 23, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

ElementalisWhere stories live. Discover now