~🌸🌸🌸~

8.8K 542 1.1K
                                    

Miałem dość na dziś. Pani Hallen oczywiście przyszła ze swoim kotkiem i suszyła mi głowę z dobrą godzinę, wmawiając mi, że lekki katar u jej pupila to już wyrok śmierci.

Było już bardzo późno. Jechałem samochodem przez las do domu. Nie widziałem nic poza piaszczystą drogą i cieniami bliższych drzew, które oświetlały refrektory auta. Nagle przed sobą na drodze zobaczyłem czarny kształt. Była to spora rzecz, więc zahamowałem gwałtownie.

Powoli wysiadłem z samochodu, nie gasząc silnika aby światła oświetlały to coś.

Z początku myślałem, że to czarny worek na śmieci, ale gdy podszedłem bliżej, okazało się, że ten czarny worek ma futro.

Ukląkłem przed zwierzęciem. Był to wilk. Czarny, wielki wilk. Roiło się od nich trochę w tych okolicach.

Niepewnie dotknąłem jego rany przy przedniej łapie i wtedy wilk otworzył oczy i zawarczał na mnie ostrzegawczo. Cofnąłem rękę, wpatrując się w jego piękne, czekoladowe ślepia.

- Spokojnie. Jestem weterynarzem. - powiedziałem, chociaż i tak wiedziałem, że zwierze nie może mnie zrozumieć.

Jako że miałem taki fach a nie inny oraz że kochałem zwierzęta ponad wszystko, nie mogłem zostawić tutaj tego wilczka. Po prostu nie mogłem!

- Co ja mam z tobą zrobić? - spytałem sam siebie, zastanawiając się czy uda mi się zanieść wilka do auta, chociaż bardziej powinno mnie martwić to czy te dzikie zwierzę mnie nie ugryzie.

Jeszcze raz spojrzałem na ranę. Kątem oka zauważyłem, że wilk bacznie obserwuję każdy mój ruch.

- Trzeba to zszyć. Inaczej się wykrwawisz. - stwierdziłem.

Czarny wilk odwrócił ode mnie wzrok i położył łeb na ziemi, jakby się poddając.

Wstałem i podeszłem do samochodu. Otworzyłem drzwi z tyłu. Potem wróciłem do zwierzęcia. Miał zamknięte oczy.

O kurczę...nie dobrze...

Upadłem na kolana przy wilku i sprawdziłem mu oddech. Żył. Odetchnąłem z ulgą.

Teraz przyszła pora na najtrudniejszą rzecz. Ostrożnie włożyłem mu rękę pod łeb, a drugą pod ciało zwierzęcia. Złapałem głęboki oddech i wziąłem wilka na ręce. Był ciężki jak cholera.

Ledwo, na chwiejnych nogach, podniosłem się i ruszyłem w stronę auta. Z ulgą położyłem zwierzę na tylnich siedzeniach w samochodzie, dając swoim rękom odpocząć. Zamknąłem drzwi i obkrążyłem auto by zająć miejsce za kierownicą.

Obejrzałem się do tyłu. Wilk leżał bez ruchu, ale przez jego lekko unoszącą się klatkę, wiedziałem, że żyje.

- I z powrotem do roboty. - wyszeptałem, zawracając pojazd i ruszając w stronę kliniki w której chyba będę musiał spędzić noc jak tak dalej pójdzie.

Po niedługim czasie zaparkowałem pod moim miejscem pracy. Zgasiłem silnik i wysiadłem z samochodu. Wyjąłem klucze, idąc w stronę wejścia do kliniki. Otworzyłem drzwi na szerz. Potem wróciłem by znów wziąść wilka na ręce.

Ledwo dotarłem do środka. Ten bydlak ważył z tonę!

Położyłem go delikatnie na metalowy stół na zapleczu, gdzie trzymałem wszystkie leki i antybiotyki potrzebne do pomocy chorym zwierzętom.

Wróciłem się jeszcze by zamknąć samochód i drzwi od kliniki na wszelki wypadek. Miałem już ze dwa włamania ćpunów, którzy kradli morfinę lub inne używki.

Podszedłem do stołu i okazało się, że wilk rozgląda się po pomieszczeniu. Gdy skończył zatrzymał wzrok na mnie. Jego oczy naprawdę były piękne.

Dylmas ONE SHOTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz