CHAPTER TWO: undressing

404 93 11
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jeżeli mogłem przypisać sobie jakąkolwiek zasługę, poczynioną w trakcie wystawy Namjoona, było nią z pewnością skłonienie go do powrotu na salę.

Obecni w środku goście w większości zajęci byli własnymi sprawami, lecz nie zabrakło zaintrygowanej moją osobą grupki, obrzucającej mnie rozmaitymi spojrzeniami. Nie one były jednak dla mnie istotne, a to jedno, którego właścicielem był sam artysta. Pozornie niewzruszony przechadzałem się wzdłuż każdego z boków kwadratowego pomieszczenia, sunąc wzrokiem po wszystkich eterycznych dziełach mężczyzny. Kumulację moich obaw koił widok znajomej kreski, palety pastelowych barw, które oblewały mnie ciepłym poczuciem słuszności własnego postępowania.

Byłem już gotowy, byłem w pełni sobą, byłem tym, którym chciałem być. Dla siebie i dla niego.

Namjoon krążył za mną po całym obiekcie, przypominając na ten moment zamkniętego w klatce drapieżnika. Jego wygłodniałe spojrzenie wędrowało bezwstydnie po całym moim ciele, aczkolwiek wiedziałem, iż prawdziwie zachwycały go przede wszystkim perfekcyjnie odwzorowane pończochy. Tylko ja byłem w tej grze upartym aktorem – w przeciwieństwie do gospodarza, nie pozwalałem sobie na niego zerkać, na pozór niezainteresowany, a w istocie zbyt podekscytowany perspektywą rozwoju sytuacji, by to uczynić. Obawiałem się odstraszenia go nader oczywistym wyrazem swoich oczu, choć i te jego nie ukazywały wyłącznie niewinnego zaintrygowania. Parę razy miałem ochotę roześmiać się szczerze, słysząc serię odmów posyłanych do natarczywych przedstawicieli mediów, marzących tylko o przeprowadzeniu wywiadu z wschodzącym ulubieńcem elity. Bez najmniejszego kłopotu mógł spełnić życzenia zdesperowanych dziennikarzy, jednak to byłoby tak bardzo nie w jego stylu. Kazał innym czekać na siebie, powoli pokazywał fragmenty własnej osobowości, liczył, że będą się o niego starać...

A mi uległ z tak zachwycającą łatwością.

Wystawa powoli zmierzała ku końcowi – zaproszeni goście uprzejmie żegnali się z na ogół nieuchwytnym artystą, który w roztargnieniu życzył im dobrej nocy. Czułem coś na kształt dumy, gdy jego głęboki głos brzmiał przy tym całkiem autentycznie, zupełnie, jakby cokolwiek obchodził go los tamtych ludzi.

Po opuszczeniu sali przez ostatniego, elegancko ubranego mężczyznę, Namjoon zerknął na mnie przelotnie, podczas gdy ja opierałem się lekko o jedną ze ścian, rozważając kolejny ruch. Uśmiechnąłem się do niego spontanicznie, czując charakterystyczne łomotanie serca wywołane świadomością, iż to właśnie on poświęcał mi pełnię swojej uwagi. Twórca bliskich memu sercu dzieł jedynie uniósł kącik ust, zaraz po tym zabierając się za przysłanianie ogromnych okien wychodzących na ulicę matowymi roletami. Wraz z systematycznym odcinaniem wnętrza pomieszczenia od światła dziennego, rósł we mnie niepokój zmieszany z nieokiełznanym podnieceniem. Pierwsze z uczuć było raczej odruchem organizmu, bowiem postać Namjoona ani trochę nie budziła we mnie strachu.

Dostrzegałem patologię własnego toru myślenia, lecz nawet, gdyby planował zakończenie mojego życia w tym zniewalającym miejscu, pojmowałbym to jako przyjemność, bowiem wyzionąłbym ducha za sprawą najpiękniejszych dłoni Seulu.

Zakończywszy czynność, której cel nie do końca był mi wiadomy, Namjoon podszedł do drzwi tylko po to, by przekręcić klucz w zamku. Podobało mi się to, jak w trakcie tego krótkiego spaceru trzymał jedną z dłoni w kieszeni, zachowując przy tym idealnie ściągnięte łopatki. Kremowa koszula opinała w tym momencie jego szczupłe, nieznacznie umięśnione ciało, ukazując mi odrobinę więcej kuszącego karmelu jego karnacji, gdy podwinął niedbale rękawy. Zmierzając w moją stronę przypominał profesjonalnego modela, podążającego po swoim własnym wybiegu z misternie wypracowanym, leniwym szykiem. Nie sądziłem, że z biegiem lat stanie się jeszcze przystojniejszy – wyraźne rysy jego twarzy zapierały mi dech, a spojrzenie, które emanowało upragnionym przeze mnie pożądaniem, przypadało mi do gustu o wiele bardziej, niż to z czasów liceum. Gdy uderzyła we mnie woń perfum mężczyzny, poczułem się tak, jakby niewiarygodny ciężar spoczął na mojej klatce piersiowej; nie potrafiłem początkowo zapanować nad urywanym oddechem, lecz słowa Namjoona prędko przybyły mi z pomocą.

- Rozbierz się.

To polecenie było wątpliwym ratunkiem w moim aktualnym położeniu – ba, tylko zintensyfikowały moje zaskoczenie, a ja byłem w stanie tylko unieść pytający wzrok na twarz mężczyzny. Jego ciemne oczy, mimo oczywistej burzy emocji, nie współgrały jednak z tamtym egoistycznym rozkazem. Odwrócił się tylko na chwilę, by następnie stanąć przede mną z kremowo-brązowym zwitkiem w dłoniach.

- Załóż to – powierzchowna samokontrola nad każdym z wykonywanych przez mężczyznę czynów okazała się tylko marną iluzją, kiedy przesunął drżącymi palcami po moim okrytym materiałem udzie. – Ale tego... nie zdejmuj pod żadnym pozorem. – Zadrżałem podświadomie, kiedy ciepły oddech malarza otulił moją skórę, jakby przygotowując ją do delikatnego spotkania z pełnymi wargami, które zahaczyły o moją szyję.

Początkowo oburzony śmiałością malarza wyjąłem z jego dłoni kusząco połyskujące fale satyny i zniknąłem za drzwiami łazienki, by zrobić jedną z najbardziej nieprzemyślanych rzeczy w swoim życiu – wykonać jego polecenie. 

|aut. I jak wrażenia? Macie ochotę uśmiercić Namjoona czy wręcz przeciwnie? <: Polecam serdecznie piosenkę, c u d o.|

SHE'S A BOY // namjinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz