To koniec

498 56 38
                                    

- No, ale Yurio...

- Jeszcze raz nazwiesz mnie Yurio – oczy nastolatka ciskały gromy – a obiecuję, że cię tu zostawię! Staruchu.

Na twarzy Viktora momentalnie pojawiło się przerażenie.

- Przepraszam Jurij...

Tym razem to twarz Jurija doznała zaszczytu szybkiej zmiany wyrazu. Z tą różnicą, że nastolatek z wściekłości przeszedł w niedowierzanie. Viktor Nikiforov, pięciokrotny mistrz świata w łyżwiarstwie figurowym mężczyzn, żywa legenda, człowiek znany ze swojej niefrasobliwości, przepraszał! Jego! I to na poważnie! Nie tak jak wtedy w Hasetsu, gdy wyjechał, całkowicie zapominając o złożonej obietnicy. Chociaż teraz sprawa była o wiele mniej poważna.

- Co jest z tobą nie tak? – spytał Jurij chowając ręce do kieszeni. Jesień w Rosji, choć piękna, miała swoje minusy. Chyba czas odkurzyć schowane, zeszłej zimy, rękawiczki. – Zachowujesz się jak... - urwał. Bo, tak naprawdę nie wiedział jak zachowywał się Viktor. Ciężko mu było nawet to do czegoś porównać. W swoim krótkim nastoletnim życiu Jurij jeszcze nigdy nie spotkał się z podobną sytuacją. – Żeby tak panikować z byle powodu... - pokręcił głową.

- To nie jest byle powód Yu... - zamilkł widząc wzrok przyjaciela i pamiętając złożoną wcześniej obietnicę. Której chłopak z chęcią by dotrzymał. – Jurij! To poważna sprawa.

- Jasne – prychnął. – Już ten twój prosiak mniej panikuje przed wejściem na lód. A właśnie! – Odwrócił się w stronę Viktora, którego twarz, na wzmiankę o Yuurim przybrała błogiego wyrazu. Nastolatek nawet nie chciał zgadywać, jakie myśli zaprzątały właśnie głowę Nikiforova. Bo prawdopodobnie by zwymiotował od ilości ckliwych tekstów. – Hej! Staruchu! Ziemia do Viktora! Łysolu! – Kopnął mężczyznę w kostkę. I dopiero to sprowadziło Viktora z powrotem na ziemię. Przynajmniej częściowo.

- Tak? – spytał jeszcze trochę błądząc po krainie marzeń.

Jurij postanowił to zignorować. Póki Viktor reagował na pytania i nie ślinił się na widok tego japońskiego wieprza, dało się z nim wytrzymać. Zresztą i tak, zapewne, nie mógł prosić o nic więcej. Tak wielkiego szczęścia nie miał.

- Pytałem – niemal warknął jak rasowy doberman, – czemu prosiak nie mógł iść z tobą... - Nawet nie dokończył, kiedy Viktor znalazł się tuż przed nim i chwycił go za ramiona. Zaskoczony nastolatek zamilkł. Tym bardziej, że błękitne, zazwyczaj spokojne oczy, teraz przepełnione były czystym przerażeniem.

- Nienienienienienienie... - powtarzał niczym mantrę wystraszony Viktor. – Yuuri nie może się dowiedzieć! Nie!

- Co?

- Nic mu nie mów! Nigdy!

- Ale...

- Przysięgnij!

O tym, że Viktorowi, pod tą platynową czupryną, przepaliło się kilka bezpieczników, wiedział już od dawna. Nigdy jednak nie podejrzewał, że straty w neuronach sięgały tak głęboko.

- Dobra, przysięgam. – Wyswobodził się z uścisku. Ludzie już i tak patrzyli na nich z mieszaniną niepokoju i zaciekawienia. Brakowało tylko, żeby ktoś cyknął fotkę i wrzucił ją na Instagrama. Już widział, oczami wyobraźni, ten medialny szum. O nie! Nie da się w to wciągnąć. Dlatego, dla bezpieczeństwa, oddalił się od starszego kolegi o kilka kroków. – Ale wiesz, że on i tak się dowie? Jeśli Yakov ma rację i diagnoza...

- Nie! Ten stary pijak nie ma racji!

Jurij pierwszy raz słyszał żeby Viktor mówił w ten sposób o Yakovie. Zwykle jednak okazywał trenerowi szacunek.

To koniecWhere stories live. Discover now