Każda chwila stawała się coraz bardziej męcząca. Każdy poranek, popołudnie, wieczór, noc były coraz gorsze, pełne strachu i obaw. Każdy ruch mógł doprowadzić do destrukcji. Nikt nie wiedział. Nikt nie pytał. Nikt się nie martwił. Wtedy pojawił się On. Victor Nikiforov. Sprawił, że przez chwilę poczułem się na prawdę dobrze. Koniec końców jednak odpuściłem. Nie zdobyłem złotego medalu podczas finały Grand Prix. Nie mam prawa trzymać Victora przy sobie. Nie mogę być egoistą. Nie wiem czemu mnie nim nazwał? Dlaczego? Przecież to ja zmarnowałem mu rok życia. Stwierdziłem więc, że odchodzę z łyżwiarskiego świata. Nie ma sensu tego ciągnąć. Każde miejsce, które odwiedzam podczas kolejnych zawodów sprawia mi ból, przypomina mi, że jestem jedną wielką porażką. Zawsze tak było. Nigdy nie będzie inaczej. Nie mam szans.
- Jadę do Petersburga - oświadczył któregoś dnia Victor stojąc z walizkami przy drzwiach frontowych.
W jednym momencie moje marzenie i nadzieja, że jednak zostanie ze mną prysnęły niczym bańka mydlana. Poczułem się jakby ktoś mi rozbił serce na drobne kawałki. Zamek ze szkła został zarysowany. Cała otoczka utrzymywała się całkiem nieźle. Jedynie zdradzić mnie mogły oczy, które jak to mawiają są odzwierciedleniem duszy.
Czyli już mnie nie kocha - pomyślałem ze smutkiem. - Po jakie licho były te pocałunki i ciepłe słówka?
- Miłej podróży.
Głos również mnie nie zdradził.
- Do zobaczenia.
- Taa...
Wątpiłem czy jeszcze ponownie się spotkamy. On wraca do Rosji. Ja zostaję w Japonii. Jak on to widzi?
- Trzymaj się Yuri...
Dalej nie słyszałem co mówił, gdyż przerwała nam moja ukochana siostra.
- Victor! Zmiataj już, zaraz spóźnisz się na samolot!
Pomachałem mu jeszcze na pożegnanie, chwilę poudawałem, że wszystko jest ok, po czym zaszyłem się w moim małym pokoju.
Pierwsze co zrobiłem po kilku godzinach bezczynnego wpatrywania się w sufit to wszedłem na Instagrama i przejrzałem nowe zdjęcia. Victor. Uśmiechnięty Victor i Makkachin. Roześmiany Victor, Makkachin i Yurio, Yurio z kotem w tle z Yakovem. Poczułem łzy na policzkach. Był szczęśliwy tam, gdzie się znajdował. Nie potrzebował mnie do szczęścia. Sfrustrowany wyłączyłem telefon, wyjąłem kartę SIM i rzuciłem nim z całej siły na drugą stronę pokoju. Kartę położyłem w szufladzie i dopiero po chwili zmęczony myśleniem o sobie i Victorze zasnąłem.
Obudziło mnie pukanie do drzwi.
- Yuri wszystko w porządku?
Otworzyłem oczy i westchnąłem.
- Tak mamo.
Chwilę odczekałem i gdy nie słyszałem już jej kroków wyszedłem do łazienki. Szybko umyłem się i załatwiłem swoje potrzeby. Gdy skończyłem znowu udałem się do pokoju. Wchodząc wiedziałem, że to co zastanę znowu przypomni mi o Nikiforovie i o tym jak bardzo zmienił moje życie na te kilka miesięcy. Wyjeżdżając zostawił po sobie ogromną pustkę, która była wręcz nie do zniesienia. Serce mi pękało widząc plakaty, czując Jego zapach na pościeli, ubraniach, całując obrączkę. Wyrywałem sobie włosy wiedząc, że gdzieś tam daleko Victor cieszy się z życia beze mnie. No tak... co taki nieudacznik jak ja może znaczyć dla pięciokrotnego mistrza świata? Oczywiście, że nic. Za oknem słychać było głosy moich dawnych znajomych z liceum. Spojrzałem. Nic a nic się nie zmienili.
- Słyszałeś o Katsukim?
- O tym pedale?
- Podobno miłość jego życia wróciła do Rosji.
CZYTASZ
Castle of glass /Victuuri/
FanfictionNazywam się Katsuki Yuri i jestem jak zamek ze szkła. Bardzo łatwo mnie rozbić na drobne kawałki. ~Inspirowane piosenką Linkin Park~ ~Victuuri~