Kiedy byłem mały miałem marzenie do którego dążyłem przez całe życie. Nie mogłem zrozumieć moich znajomych, którzy po osiągnięciu pełnoletności już zakładali rodziny, zaczynali prace w rodzinnych firmach, szli na studia tylko po to, by mieć papierek albo co gorsza nie robili nic oprócz picia i szlajania się nocą po klubach. Życie jest jedno i trzeba przeżyć je jak najlepiej, mieć określony cel i dążyć do spełnienia.
Od najmłodszych lat interesowała mnie historia, szczególnie starożytność. Bo kto nie lubi opowieści o odważnych władcach, buntowniczych gladiatorach, wielkich podbojach. Mój dziadek zawsze chwalił się wśród znajomych, że jego wnuk zostanie archeologiem albo wykładowcą historii. Na początku ta wizja naprawdę mi się podobała, jednak po czasie zdałem sobie sprawę, że nie interesują mnie suche fakty. Na każdej lekcji historii w szkole zamiast uczyć się na pamięć dat wolałem wyobrażać sobie co działo się po tych bitwach, jak musieli zachowywać się normalni ludzie, którzy przecież też żyli gdzieś obok Ramzesa Wielkiego, Filipa Macedońskiego czy Aleksandra Wielkiego. Ci ludzie też mieli swoje historie do opowiedzenia. Tak więc zacząłem pisać. Zdałem sobie sprawę, że wszystkie moje zamiłowania mogę połączyć w jedno - pisanie.
Tak się złożyło, że byłem ambitnym młodym człowiekiem, w porównaniu do moich znajomych, można powiedzieć, ze nad zbyt. W szkole brałem udział w najróżniejszych konkursach pisarskich, zacząłem uczęszczać na zajęcia teatralne, dostałem pracę w kinie samochodowym. Moja fascynacja światem filmowym pogłębiała się z każdym dniem. Na biurku na próżno było szukać książek do chemii czy matematyki, ale za to wszędzie leżały zeszyty, kartki, a nawet pojedyncze rachunki czy serwetki, na których zapisywałem to, co wpadło mi do głowy. Dostałem się do szkoły filmowej, którą po kilku latach ukończyłem z wyróżnieniem i podpisanym kontaktem z jednym z największych studiów filmowych. Na początku było trudno, nawet bardzo, ale jakoś dawałem radę. Miałem pieniądze, by móc wynająć piękne mieszkanie na Manhattanie. Praca stała się dla mnie wszystkim, nie liczyło się nic innego. Lata mijały, a ja zaczynałem gubić się we własnym życiu. Zdałem sobie sprawę, że nie miałem nic oprócz pieniędzy, pracy, garstki znajomych, który zadawali się ze mną tylko dla pieniędzy. Zacząłem coraz bardziej separować się od rodziny. Kulminacja nadeszła wraz ze śmiercią matki. Wpadłem w depresje. Nic mnie nie cieszyło, nie chciałem wychodzić z domu, miałem dosyć życia.
Wtedy miały miejsce wydarzenia, dzięki którym jestem teraz w tym miejscu. Dolby Theatre, gala rozdania nagród przez Amerykańską Akademię Filmową. Siedzę wygodnie w czerwonym fotelu i czekam na ogłoszenie wyników. Poprawiam siwy kosmyk włosów, który opadł na moje spocone czoło, po czym odruchowo zdejmuje okulary i przecieram je.
Wracając do mojego wywodu. Menadżer poinformował mnie o premierze mojego ostatniego filmu w Los Angeles, która miała odbyć się za tydzień. Oczywiście nie miałem zamiaru tam lecieć, chciałem kolejne dni zmarnować na leżeniu w łóżku w samotności. Okazało się jednak, że kontakt, który podpisałem zawierał punkt mówiący o tym, że jeśli mnie tam nie będzie zapłacę spore...miliony kary. Na szczęście ta informacja zmusiła mnie do wyjazdu. Dzięki Bogu. Gdyby nie to...
- Nagroda Akademii za najlepszy film...trafia do... - słyszę słowa wypowiadane przez eleganckiego mężczyznę w garniturze, który jest mniej więcej w moim wieku. Lekko się uśmiecha i rozgląda po widowni. Serce dudni w mojej piersi jak oszalałe, zaraz wyskoczy. - John O'Connor i ,,Zagubione dni"! - wszyscy zaczynają bić brawa, a ja nie umiem wziąć oddechu. Aktorzy i cała ekipa ściskają się, a do mnie nie może dotrzeć to, co właśnie słyszę. Mój dobry znajomy, Nicholas Wyatt, który był odpowiedzialny za montaż filmu woła mnie, abym poprowadził całą ekipę na scenę. Z trudem podnoszę się i z wciąż dudniącym sercem idę w kierunku sceny. Ktoś wręcza mi statuetkę, inni zaczynają mnie ściskać, gratulować, popychają mnie do mikrofonu. Stoję jak słup soli na środku nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Rozglądam się po całej widowni, widzę ludzi, którzy tylko czekają aż coś powiem. Nie mogę się skupić, słyszę tylko bicie mojego własnego serca. Jednak coś przykuwa moją uwagę...w kącie, zaraz obok drzwi dla obsługi...zaraz, czy ja dobrze widzę?! Nie, to niemożliwe, mam jakieś zwidy. Myślałem, ze moja sześćdziesiątka na karku to jeszcze nie tak dużo, ale najwidoczniej już miesza mi się w głowie. To, to niemożliwe. Ta burza rudych loków..ja...widzę Ciebie...to niemożliwe...
YOU ARE READING
Kobieta, która nie umiała pokochać
RomanceMłody aktor i twórca filmowy z czasem zatraca się w wielkim świecie. Razem z premierą najnowszego filmu przylatuje do Los Angeles, gdzie postanawia uciec z przyjęcia. W całodobowej knajpie na Melrose Avenue spotyka rudowłosą kobietę, która już na za...