Dedykowane dla Kochanej daiyalnaa
Nazywam się Piotrek, mam 12 lat i mieszkam w Warszawie. Moja dzielnica to warszawska Wola. Wojna trwa już pięć lat. Okropny czas. Nie mam pojęcia czemu ludzie robią sobie nawzajem krzywdę.
Przebudziłem się rano. Dzisiaj jest piąty sierpnia 1944 roku. Dokładnie pięć dni temu rozpoczeło się Powstanie Warszawskie. Długo wyczekiwany przez nas, ludność cywilną czas przeciwstawienia się wrogowi.
Chciałem walczyć. Chciałem iść do harcerstwa. Chciałem wraz z Zawiszakami rozprowadzać pocztę polową po Warszawie, bohatersko i pod ostrzałem. Niestety moja mama nie chciała o tym słyszeć. Niepozwoliła mi. Dzisiaj w nocy miałem uciec, ale nie udało mi się. Mój ojciec krzątał się całą noc po domu, szukając dobrze ukrytego radia.
Za posiadanie radia grozi dzisiaj kara śmierci. Dlatego trzeba je ukrywać. Kilka dni temu, wywiesiłem biało- czerwoną flagę za oknem. Mimo że trwa wojna, my mieszkańcy czujemy się prawdziwymi Polakami i nie wahamy się tego pokazywać.
Moi rodzice często przyjmowali żołnierzy u harcerzy do domu, a ja im pomagałem. Niestety wczoraj dowiedzieliśmy się, o okrutnym rozkazie Adolfa Hitlera. Niemcy mieli zrównać Warszawę z ziemią i wymordować całą jej ludność jako przykład dla całego świata.
Gdybym tylko się z nim zobaczył, to już by go nie było. Wziąłbym pisolet dziadka, który już nie żyje i zabiłbym go.
Zastanawia mnie to, czemu ci esesmani nie wahają się zabijać takiej ilości osób. Codziennie słychać strzały, krzyki, jęki i inne strzaszne odgłosy.
Byłem raz świadkiem takiej sceny. Szedłem ulicą. Byłem wtedy mniejszy bo to było rok temu. W rękach miałem małą piłeczkę, którą podrzucałem. Nagle wszyscy zaczeli uciekać w moją stronę. Szedłem tak jakby pod prąd. Jakiś pan krzyknął mi do ucha ,,Mały uciekaj"!
Ja go nie posłuchałem. Chciałem zobaczyć to na własne oczy. Schowałem się za murem. Pod ścianą stało około dziesięciu ludzi. Było tam dwoje przestraszonych dzieci i matka z niemowlęciem. Naprzeciwko stało trzech Niemców z karabinami wycelowanymi w nich. Jeden elegancki oficer podszedł do matki wyrwał jej z rąk dziecko i rzucił nim o ścianę, rozbijając główkę.Później salwa. Wszyscy osuwają się na ziemię a na ścianie widać krew.
Mimo że wiedziałem jakie są czasy, wracałem do domu płacząc jak małe dziecko.
Dzisiaj obudziły mnie strzały i wybuchy. Usłyszałem warkot silników i krzyki. Spojrzałem na zegarek. Było już po ósmej. Czyżby mama mnie dzisiaj nie obudziła żebym pomógł jej w domu? Widocznie dzisiaj nie.Z dołu słychać było krzyki po niemiecku i stukot podkutych buciorów. Domyśliłem się że zaraz wpadną i do nas. Wtedy zorientowałem się że mamy i taty nigdzie nie ma. Przeraziłem się. Pewnie rano chcieli wyjść z kamienicy i ich zgarneli. Ja nie chciałem skończyć tak samo.
Mieszkaliśmy na drugim piętrze. Wyjrzałem przez okno. Może skok w dół na krzaki nie skończy się źle? Obok okna wisiała szeroka rynna. Czyli wcale nie trzeba skakać. Postanowiłem po niej zejść. Wiem że to nie było zbyt rozsądne, ale w takich sytuacjach głowa działa szybko i bez zastanowienia.
Pierwsze trzy metry poszły gładko. Później musiałem podpodciągać się o parapet sąsiadów z dołu. Kiedy byłem już na wysokości pierwszego piętra, zdecydowałem się na skok.
Udało się!
Kiedy znalazłem się na ziemi, schowałem się za zburzonym murem. Moim oczom ukazał się wstrętny widok. Esesmani i żandarmi, siłą wyciągali ludzi z ich mieszkań i biciem oraz przekleństwami prowadzili gdzieś w inną ulicę. Było tam sporo a nawet dużo małych dzieci.
Szacowałem około dwieście-trzysta osób. Kiedy się oddalili kilkaset metrów dyskretnie pobiegłem za nimi, ukrywając się między ścianami.
Zaprowadzili ich trzy ulice dalej. Tam żołnierze mieli już przygotowane karabiny maszynowe. Pędzili wszystkich pod ścianę i ustawiali w czteroszeregu.
Padła komenda ,,Ognia!" i setki kul poleciało w stronę niewinnych ludzi. Potem oficerowie dobijali żyjących, strzelając z rewolweru.
Uciekłem z tatmtąd jak najszybciej. Uświadomiłem sobie, że właśnie rozpoczęto likwidację ludności Warszawy.
Dalej prowadzono kilku robotników. Za nimi szli eleganccy Niemcy w płaszczach i czapkach z trupią główką.
Ci mężczyźni mieli ręce związane z tyłu drutem. Kiedy staneli, stojący z tyłu nich Niemcy pochylili im na siłę głowy i wyciągneli pistolety. Strzelili im w tył głowy, rzucili zwłoki o ziemię i poszli jakgdyby nigdy nic.
Ktoś kto nie doświadczył takiego widoku, nigdy nie zrozumie co wtedy czułem. Udało mi się jakoś przetrwać noc. Następnego dnia było to samo.
Najgorsze były widoki zabijania malutkich dzieci. Jaka była ich wina? Były Polakami.
Nie wiedziałem co się dzieje. W ciągu dwóch dni wymordowali prawie całą ludność miasta. Ci co przeżyli mieli ogromne szczęście.
Szóstego sierpnia wieczorem, kiedy szłem płacząc ulicą, zatrzymał mnie esesman. ,,Czego się mażesz?!" Warknął. Złapał mnie za ucho i zaprowadził do miejsca, gdzie stały inne dzieci. Mniejsze i większe odemnie.
Wiedziałem że to koniec. Zacząłem odmawiać pacierz. Żołnierz wykręcił mi ręce do tyłu i związał je.
Stałem pod ścianą z innymi dziećmi. Naprzeciwko byli ci podludzie z bronią wycelowaną w nas. Patrzyłem Niemcowi prosto w oczy. Jego spojrzenie było niczym spojrzenie diabła, ale ja nie opuszczałem wzroku.
,,Ognia"! Krzyknął esesman. Usłyszałem huk. ,,My Polacy, Jesteśmy nieśmiertelni. A jak jesteśmy nieśmiertelni, to Polska będzie żyła". Pomyślałem i pocisk przebił moją czaszkę.
[*]
Witam w kolejnym one-shocie. Spóźniłam się trochę z tematem, ale lepiej późno nic wcale. Mam nadzieję że się Wam podobał. Jeśli zauważyliście błąd to piszcie.
Trzymajcie się ♥
CZYTASZ
Rzeź Woli [one-shot]
Historical Fiction...Nie wiedziałem co się dzieje. W ciągu dwóch dni wyrżneli prawie całą ludność miasta...