Rozdział I

1.2K 90 23
                                    


Ten dzień nie należał do najlepszych dni Shizuo, dlatego był dość poirytowany. "Jeszcze tylko tej wszy brakuje'' zdążył pomyśleć, a chwilę później już coś przemknęło obok.

-I-ZA-YAAAA!- wściekł się blondyn.

-Czyżbyś się nie cieszył, Shizuś? Ładnie to tak?- Izaya zrobił smutną minkę.- Bo jeszcze pomyślę, że mnie nie lubisz...

-Izaya, ty gnoju...- Shizuo już sięgał po stojący w pobliżu znak. Rzucił, ale jak zwykle jego zaciekły wróg z łatwością zdążył się uchylić, tym samym zaczynając kolejną pogoń.

***

Po tym jak nareszcie zgubił tę przeklęta wesz, Shizuo spędził całkiem spokojny dzień. Kiedy już wracał do domu, nagle coś przykuło jego uwagę.

-Nie szarp się śmieciu, i tak zaraz wszystko się skończy! Pomógłbyś, wcale nie jest aż taki lekki!- usłyszał. Szybko odwrócił się w tamtą stronę i ujrzał dwóch postawnych mężczyzn, z których jeden mocował się z wielkim workiem, czy też raczej-jego zawartością. Shizuo od razu zainterweniował.

-Hej! Kogo macie w tym worku!?- wrzasnął. Nie chciał używać siły, gdy nie było to konieczne.-Możecie go grzecznie oddać?

-Hę? Gościu, za kogo ty się masz? Jak ci zaraz...-jeden z mężczyzn odwrócił się.- Cholera jasna, stary to Shizuo! Ten co demoluje miasto znakami drogowymi!- wrzasnął przerażony i razem z kolegą nawiali, całkowicie zapominając o worku. Blondyn podszedł do niego i zaczął rozwiązywać. Osoby, która z niego wyszła raczej nie spodziewał się tam zobaczyć.

-I-Izaya?

-Dokładnie! A ty co? Bohater się znalazł!- parskał rozwścieczony chłopak. Shizuo nie zwracał jednak uwagi na jego słowa. Przyglądał się bowiem z przerażeniem niezliczonym ranom na jego ciele. Jakim cudem on jeszcze zachował przytomność?!

-Izaya?- zaczął niepewnie.- Co... oni ci zrobili?

Skąd wzięła się ta cała troska? Nie miał pojęcia. Zapomniał nagle nawet o ich wzajemnej nienawiści.

-Coś ty nagle taki troskliwy?- czarnowłosy uniósł prawą brew ku górze. Chwilę później już tego żałował, bo otworzyła się rana trochę wyżej.- Aaach... Normalnie usiłujesz zrobić to samo, a teraz co? Nie zabijesz mnie? Jesteś aż tak głupi, że nie wykorzystasz okazji?

Shizuo zawahał się. Miał go jak na dłoni, w każdej chwili mógł... Nie zrobił jednak tego. Ale... dlaczego?

-No dalej, Shizuś.-ponaglał jego odwieczny wróg.- Nic nie zamierzasz zrobić?- po chwili uśmiechnął się kpiąco.- Nie gadaj, że nie dasz rady? Kto by pomyślał? Shizuo Heiwajima... taki twardy na zewnątrz, a w środku...

-Cicho bądź, Izaya.- Shizuo wstał.- Nie zamierzam brudzić sobie rąk taką wszą.- i nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem odszedł.

-Shizuś? Shizuś?! Ja tu leżę!! Chcesz, żebym się wykrwawił?! Shizuś, ty...


Shizaya~ Nie potrafisz mnie zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz