°

257 55 28
                                    

Gdyby ktoś spytał mnie kilka lat temu, co sądzę o zapachu skoszonej trawy,  nie wiedziałabym co odpowiedzieć. Był mi on całkowicie obojętny, a jednak Ci udało się to zmienić.

Cholera, wywróciłaś całe moje życie do góry nogami, czemu akurat ten szczegół wydaje się mi teraz tak ważny?

Zapach skoszonej trawy towarzyszył mi kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłam.
Był pierwszy września, a apel odbywał się na boisku. Trawnik przed szkołą był koszony zaledwie kilka godzin wcześniej, a w powietrzu ciągle unosiła się,  ledwo wyczuwalna, woń skoszonej trawy.
Byłam trochę zdenerwowana, ale przynajmniej do nowej szkoły trafiłam razem z trójką przyjaciół. Byliśmy razem z Tobą w klasie i nie minęło dużo czasu, nim dołączyłaś do naszej paczki.

Nie wiem, kiedy zrozumiałam co naprawdę do Ciebie czuję, ale pamiętam moment, w którym pierwszym raz pomyślałam, że istnieje cień szansy, że Ty czujesz to samo.

Ta chwila też pachniała skoszoną trawą.

Siedzieliśmy całą piątką w parku niedaleko mojego domu.
Graliśmy w prawda czy wyzwanie, a towarzyszył nam warkot kosiarek. Nie pamiętam już, kto zadał ci pytanie, kto z nas podoba Ci się najbardziej, ale odpowiedź wyryła się w mojej pamięci na zawsze.

Kilka prostych sylab.

Moje imię.

Nie umiem powiedzieć co wtedy czułam. Nigdy nie potrafiłam ubierać swoich uczuć w słowa.
To było coś pięknego, a jednocześnie delikatnego, coś co mogło ulecieć w każdej chwili, gdybyś roześmiała się i powiedziała, że żartujesz.
Ale nie zrobiłaś tego, a jedynie z tym swoim tajemniczym uśmiechem przewróciłaś oczami i kazałaś nam grać dalej.
Ta chwila była piękna, bo dała mi nadzieję.

Nawet nasz pierwszy pocałunek kojarzy mi się z  tym zapachem.

Siedziałyśmy razem na ławce w parku i rozmawiałyśmy o niczym. W pewnym momencie spoważniałaś i powiedziałaś, że musisz mi coś wyznać. Chwilę zbierałaś się w sobie, aż w końcu bez żadnego ostrzeżenia mnie pocałowałaś.

A ja oddałam pocałunek.

I chociaż na początku było trochę niezręcznie, i obie do końca nie rozumiałyśmy naszych uczuć, to było piękne.

Czy pamiętasz naszą pierwszą randkę?
Zaprosiłaś mnie na lody do parku, ale to ja musiałam za nas płacić, bo zapomniałaś portfela.
Siedziałyśmy nad brzegiem rzeki, słońce świeciło, ptaszki ćwierkały, a idyllyczny nastrój niszczyły tylko odgłosy kosiarki.

To nie była idealna randka z filmów, ale coś naszego, czym nie dzieliłyśmy się z nikim.  I mam nadzieję, że nigdy tego nie zapomnę.

A zaledwie tydzień później, zrozumiałam, że nasze szczęście nie będzie trwać wiecznie.

Siedziałyśmy w parku, który zdążył stać się naszym tradycyjnym miejscem spotkań. 
Nie pamiętam o czym rozmawiałyśmy, ale pewnie o niczym ważnym. Ty w pewnym momencie zaczęłaś płakać, a ja nie rozumiałam czemu.
I przez łzy wyznałaś mi, że jesteś chora.
Że lekarz powiedział, że prawdopodobnie zostało ci jakieś dziesięć miesięcy życia.
I płakałyśmy.
Płakałyśmy razem.
Otoczone przez skoszoną trawę.

Byłaś silna. Do samego końca się nie poddałaś. Muszę przyznać, że cholernie podziwiałam Cię za tę odwagę, bo sama pewnie bym się załamała.
A ty udawałaś, że wszystko jest w porządku.
Śmiałaś się z czarnego humoru i z ludzi, którzy zmieszani przepraszali cię za użycie przy Tobie słowa "śmierć". Śmiałaś się z głupich headcannonów Twojego ulubionego serialu.

A jednak, czasem nie wytrzymywałaś. Płakałaś na moim ramieniu, a ja zawsze chciałam być przy Tobie.
I płakałyśmy razem.

Wytrzymałaś prawie rok.

A potem, nagle zostałam sama. Bez Twojego śmiechu świat nagle stał się tak smutnym miejscem.
Płakałam na Twoim pogrzebie.
Dzień po nim.
Tydzień.
Miesiąc.

W końcu, w pewnym momencie zabrakło mi łez i zrozumiałam, że muszę żyć dalej.
Tylko że było to tak cholernie trudne.

A dzisiaj, równo rok po twojej śmierci, siedzę tutaj, w miejscu naszego pierwszego pocałunku, i znów otacza mnie zapach skoszonej trawy.

Zapach Skoszonej Trawy || One-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz