PROLOG

152 22 11
                                    

Aby dobrze rozpocząć tę opowieść, należy wspomnieć jeden, drobny szczegół.

Alfred był idiotą.

Nie takim, który nie umie wykonać prostych działań matematycznych, czy też ma problemy z dobraniem odpowiednich argumentów do tezy w rozprawce. Co prawda takie braki również mu się zdarzały, jednak nie o taki rodzaj ułomności umysłowej chodziło. Jones nie był głupi, choć do najmądrzejszych z pewnością nie należał. W końcu bycie idiotą nie musi być synonimem głupoty.

   Alfred był ślepy.

Każdy kto widział chłopaka mógł się domyślić, że ten nie widzi najlepiej. Wskazywały na to okulary ostentacyjnie spoczywające na jego nosie. Mógłby nosić je jako szpaner, za którego wielu go uważało. Przecież nawet Clark Kent ma okulary, a miłość Amerykanina do superbohaterów była faktem powszechnie znanym. Sam uważał się za niezwykłego herosa i o wszystkich swoich niesamowitych wyczynach opowiadał przyjacielowi. To właśnie przez niego

Alfred był ślepym idiotą.

W końcu, jak nasz okularnik mógł nie zauważyć roziskrzonych ocząt o pięknej zielonej barwie, czy choćby delikatnego rumieńca, który nieśmiało oblewał blade lico jego kompana, gdy Jones spoglądał na niego z entuzjazmem i podekscytowaniem? Niebieskooki nie zwracał uwagi na tak nieistotne szczegóły. Liczyła się tylko jego własna opowieść. Oraz ewentualne wtrącenia ze strony słuchacza.
- ... dlatego kawa ze Starbucksa jest taka droga. Tak, to na pewno przez globalne ocieplenie- powtórzył z pewnością.- Poza tym, słuchaj Artie. Zacząłem oglądać takie jedno anime, o tych no... Nie pastorach. Nie księżach, chociaż oni też tam byli. Już wiem EGZORCYSTACH!- wykrzyknął, zwracając na siebie uwagę całej stołówki pełnej ludzi. Arthur niechętnie wstał i wypowiedział standardową formułkę, przygotowaną na okazje takie jak ta.
- Przepraszam za kolegę. Nie wziął dzisiaj leków na ADHD.
- Nie mam ADHD!- obruszył się Alfred.
- Niestety na głupotę wciąż nie produkują, twoja strata- stwierdził Kirkland dobitnie i usiadł z powrotem na swoje miejsce wśród akompaniamentu chichotów. Przy ich stoliku nastała niezręczna cisza, którą Arthur postanowił przerwać.
- No i co z tymi egzorcystami?- westchnął i spojrzał na Alfreda.- Tylko tym razem nie drzyj się jak kobieta na porodówce- ostrzegł jeszcze.
- Wylaksuj, ogay?- spojrzał na Anglika, sprawdzając czy ten zrozumiał nawiązanie, jednak nie zauważył na jego twarzy choćby uniesionego kącika ust. "Bycie nerdem jest jednak niewdzięczne" pomyślał tylko i zaczął opowiadać dalej.
- No to nazywa się Ao no Exorcist i opowiada o...- W tym momencie Alfred przepadł. Z zapałem zaczął opowiadać swojemu towarzyszowi o niesamowitych perypetiach głównych bohaterów oraz komentować różne zabawne sytuacje z ich udziałem.

Arthur siedział jak zaczarowany, wsłuchany w opowieść o innym świecie. Mimowolnie przypomniał sobie, gdy jego bracia w czasach dzieciństwa opowiadali mu o wróżkach, jednorożcach i innych postaciach zaklętych w świecie legend i baśni. To znaczy wtedy były tam zaklęte. Istniały jedynie na piśmie oraz w opowieściach przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Jednak po jakimś czasie między młodym Kirklandem a baśniowymi stworami nawiązało się ziarenko zrozumienia, które w przyszłości wykiełkowało w prawdziwy kwiat przyjaźni. Jako mały chłopiec uwielbiał rozmawiać ze swoimi magicznymi przyjaciółmi. Zresztą wciąż to lubił. Jednak istniała jedna nieprawidłowość. Widzenie ich jako dziecko jest uznawane za urocze i niewinne. Więc dlaczego dostrzaganie ich w wieku nastoletnim lub dorosłym, postrzagane jest jako odbieganie od wyznaczonej normy? To, że widział więcej powinno być plusem, a nie minusem. A może się mylił?

- Mówię ci, musisz to obejrzeć! Totalnie miazga!- stwierdził Alfred. Nawet nie zauważył, że Arthur w połowie jego monologu się wyłączył, więc wciąż paplał wesoło.
- No i skoro już obejrzałem, to wiem że mi się podoba więc mogę inwestować w mangi- roześmiał się.
Arthur, który już powrócił do świata zewnętrznego, spojrzał na niego z pobłażaniem i uśmiechnął się delikatnie.
- I tak byś je kupił- mruknął spoglądając na Jonesa.
- Nieprawda! Oszczędzam pieniądze! Koniec z kupowaniem byle czego!
- Istny koniec świata. Ty, Alfred F. Jones, oszczędzasz pieniądze? Jedziesz na pogrzeb? A może wesele? W jednej i drugiej sytuacji przyda ci się garnitur- zakpił zielonooki.
- Zbieram na jedzenie. Jestem głodny- oznajmił poważnie okularnik.
- Alfred?
- Tak?
- Mieszkamy w internacie, nie musisz kupować jedzenia- stwierdził rzeczowo Arthur.
- Artie, mój przyjacielu. Przypominam, że jedzenie jest przyjemnością. A te sterty sałat, czy inne podobne warzywom badziewia, takowej mi nie sprawiają.
- Dobrze chociaż, że masz satysfakcję z chodzenia do McDonalda, a nie do burdelu-mruknął Kirkland i zacisnął pod stołem pięści. Jones po usłyszeniu tej uwagi nachylił się nad stołem, a jego okulary zjechały aż na czubek delikatnie zadartego nosa.
- Wiesz, ja nie mam z tym problemu- zaczął i uśmiechnął się drwiąco.- Sądzę jednak, że tobie przydałby się ktoś, kto pozwoli ci dojść do sedna pewnej sprawy. Nie sądzisz, Arthurze?- wyraźnie zaakcentował słowo "dojść", spoglądając wymownie w okolice krocza Anglika, który momentalnie spłonął rumieńcem i ukrył twarz w dłoniach. Jones doskonale wiedząc, że wprawił kolegę w zakłopotanie, wstał bez słowa i odszedł, bo przecież

Był idiotą.

Biedny Arthur nawet nie wiedział kiedy się w nim zauroczył. Właśnie, zauroczył. Bo miłością zdecydowanie by tego nie nazwał. Tak, przecież jego przyjaciel podobał mu się tylko pod względem fizycznym, w końcu był całkiem atrakcyjny. Zaś jego psychika pozostawiała wiele do życzenia. Paplanie tylko o sobie, egoizm czy choćby zatracanie się w swoim świecie. Tak, te cechy zbyt irytowały Anglika by mógł je kiedyś pokochać. Choć przecież zatracanie się w innej rzeczywistości od lat nie było mu obce. Może to Kirkland był egoistą, dlatego że chciałby czasem podyskutować o sobie i swoich problemach? Może był egoistą, bo wciąż udawał, że interesuje go co mówi Amerykanin? A może był egoistą, bo zakochał się w swoim przyjacielu?

"Arthur ogarnij się!" usłyszał cichy głos przy swoim uchu. Delikatnie pokiwał głową, żeby nie zwrócić na siebie uwagi innych. Spojrzał na zegarek na swoim ręku i wytrzeszczył oczy. Był spóźniony. Lukas i Vlad będą źli, a to wszystko przez Alfreda...

**** Prolog już za mną i mam nadzieję, że się komuś spodoba. Ostrzegam żeby nie nastawiać się na USUKa, bo nie wiem jak wyjdzie.
To tyle, Ciao~

Idiota || APHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz