✥ Rozdział 21.

341 57 18
                                    

Śpiew świerszczy oraz pohukiwanie sów sprawiały, że umysł Jandi z każdą chwilą zaczynał skupiać się na czymś innym niż na bolesnych przeżyciach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Śpiew świerszczy oraz pohukiwanie sów sprawiały, że umysł Jandi z każdą chwilą zaczynał skupiać się na czymś innym niż na bolesnych przeżyciach. Choć łzy wciąż spływały po jej policzkach, a świadomość, iż przez cały czas była oszukiwana przez Jina wprowadzały ją w melancholijny nastrój, powoli zaczynała godzić się z rzeczywistością.

Niemalże cała Korea Południowa jej szukała, co oznaczało, iż w każdej chwili mogła umrzeć. Ponadto wciąż nie miała pojęcia co działo się z Joonem, który prawdopodobnie mógł mieć coś wspólnego z nalotem Nations Group na opuszczony dom.

Czy jej rodzice również zostali w to wplątani? Może fakt, iż znajdowali się w Tokio uchronił ich przed dowiedzeniem się o polowaniu na głowę ich córki? Nigdy nie popierali jej wyjazdu z Japonii, a teraz, gdy nie mieli z nią żadnego kontaktu z pewnością zamartwiali się na śmierć. W końcu zarówno Japonia, jak i inne kraje były wolne od uprzedzeń wobec mutantów. Korea Południowa również się taka wydawała, jednak prawda dotycząca Nations Group ukazała w jakim kłamstwie dotychczas żyło społeczeństwo. Aż dziw brał, iż wciąż wszystko pozostawało w kraju, a świat nie miał o niczym pojęcia.

– Przebywanie na zewnątrz nie jest zbyt bezpieczne. Tym bardziej, gdy jest się tak znaną osobą.

Jandi zignorowała stojącego za jej plecami Jungkooka. Starła z policzków łzy i oparła łokcie na kolanach, wpatrując się w mrok, który otoczył cały las. Nie miała ochoty na rozmowę z kimkolwiek, a już na pewno nie z dowódcą bandy mutantów, która pomagała Jinowi w pozbyciu się Nations Group z powierzchni ziemi. Może i nienawidziła tej organizacji najbardziej na świecie, ale to przez nich ulice Seulu przestały być bezpieczne. To przez nich Nations wypuściło swoich ludzi i nakazało kontrolę, która miała zapewnić bezpieczeństwo zwyczajnym ludziom.

Gdyby nie Jongup i jego atak na bezbronnych ludzi, wciąż byłaby zwykłą aspołeczną Jandi, która mieszkała w malutkiej kawalerce, pracowała w restauracji z kurczakami u pani Choi i codziennie wyczekiwała powrotu przyjaciela.

Z kolei, gdyby nie Dohyun i ocalenie mu życia, nigdy nie wplątałaby się w jakikolwiek konflikt z Nations Group. Choć... czy to jego wina, że ludzie Nam Kiseoka chcieli ich sprawdzić? Gdyby Dohyuna nie było wtedy z nią to i tak zostałaby zabrana do placówki, by przejść ich chore testy. O ile były one prawdą i nie chodziło o coś zupełnie innego.

Prychnęła, gdy chłopak usiadł obok niej. Najwyraźniej nie zauważył, że nie był mile widziany.

– Rozumiem, że się boisz. Każdy z nas ma obawy przed atakiem na Nations Group, ale jeśli nie my to kto ostrzeże innych? Kto pokaże, że nie muszą godzić się na rozkazy Nam Kiseoka i mogą walczyć o swoje prawa? O wolność, którą chcą nam odebrać... – Nie spojrzała na niego, choć miała ogromną chęć, by to zrobić. Jungkook za to uważnie wpatrywał się w jej twarz, która była widoczna dzięki niewielkiemu światłu rzucanemu przez księżyc.

Growing Pains ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz