Nie no, jasne, bardzo chętnie przyjdę w środę wcześniej.
Uwielbiam przychodzić wcześniej.
Wstawanie o iście nieludzkich porach to przecież jedna z moich największych pasji.
Podsumujmy to tak - nie umiem odmawiać i potem za to płacę. We łzach wylanych za każdym razem, kiedy widzę na zegarku godzinę czwartą czterdzieści i ilości kubków zbitych, kiedy próbuję poruszać się po kuchni w stanie półsnu.
Sączę herbatę z lekkim zrezygnowaniem, bo oczywiście musiałem zaspać i nie ma już szans, żebym się nie spóźnił. Przynajmniej nacieszę się jeszcze chwilę earl greyem z dzikią różą, bo nie robi mi to różnicy. I tak przeczuwam kłopoty.
Kiedy wychodzę z mieszkania, wpadam na sąsiadkę z trójki i jej wiecznie hałasującego psa. Ona, jak zwykle, mierzy mnie swoim dziwnym, świdrującym wzrokiem, skupiając się na moich włosach. Jej york, jak zwykle, na mnie szczeka.
- Uczesałby się pan kiedyś.
Udaję, że nie słyszę, bo nie mam ochoty od rana wchodzić w konflikty. W pracy czeka na mnie prawdopodobnie rozwścieczony do granic możliwości szef, gotowy mnie ubić. Ale, na Boga, kto otwiera kawiarnie o szóstej rano?
I jakby tego nie było za wiele, nie mam już biletów autobusowych. Czy ktoś, ktokolwiek, kontroluje pasażerów praktycznie zawsze pustej linii o godzinie piątej trzydzieści? Mój genialny umysł stwierdza, że nie, więc tylko kręcę głową i idę prosto na przystanek.
Dla nieświadomych - odpowiedź brzmi tak.
Bilans dnia to jeden zbity kubek, jedna niedopita herbata, jedna nieprzychylna uwaga i sześćdziesiąt euro mandatu. I to wszystko jeszcze przed szóstą. Całkiem normalne, jeśli ma się na nazwisko-
- Goretzka!
Zaczęło się.
- Trzeci raz w tym miesiącu! Dobrze wiesz, co to znaczy.
Cholera. Cholera, cholera, cholera. Dlaczego październik musi mieć te głupie trzydzieści jeden dni i dlaczego Anie nie mogło coś wypaść pierwszego listopada?
- To co, dzwonisz do Marcusa, że przejmiesz dzisiaj też jego zmianę?
- Szefie, błagam, jest już koniec miesiąca, może przeniesiemy to na następny i...
Patrzy na mnie spod swoich gęstych, upstrzonych lekką siwizną brwi wzrokiem pod tytułem 'chyba sobie żartujesz' i zarzuca na siebie płaszcz. Wygląda dokładnie tak, jak wtedy, gdy inni dziwią się, że mnie jeszcze nie udusił.
- Powinieneś być wdzięczny, że wciąż tu pracujesz. - mówi z taką lekkością, jakby opowiadał o tym, co zjadł na śniadanie. - A teraz lepiej bierz się do roboty, za piętnaście minut ma być otwarte.
Zdobywam się na oddech dopiero, kiedy zamykają się za nim drzwi. Rzucam kurtkę na zaplecze i ogarniam wzrokiem miejsce pracy. Bałagan prawie jak u mnie w kuchni, co oznacza jedno - Marcus wczoraj zamykał.
Chyba dzisiaj nie zaczniemy punktualnie.
dzisiaj początek, dość krótki, ale z czasem rozdziały będą się robić dłuższe
mam nadzieję, że komuś to się spodoba i że w miarę dobrze się wszystko czyta. jakieś ewentualne uwagi w komentarzach będą mile widziane
następny za tydzień, mam nadzieję, że ktoś będzie czekać :)
CZYTASZ
unsweetened coffe
Fanfiction'Czasami zastanawiam się, jak to się dzieje, że zapominam podstawowych czynności. Na przykład słodzenia kawy oraz jak się oddycha.' meyretzka coffeeshop!au [start - 19/08/2017]