To wszystko jeden, pieprzony, niekończący się cykl.
Heat of the Moment. Rise n' shine, Sammy! jadłodajnia, niezdarna kelnerka Doris, Osobliwy Punkt, śmierć. HeatoftheMoment, Risen'shine, jadłodajnia, niezdarnakelnerka, OsobliwyPunkt, Śmierć. HeathoftheMomentRisen'shinejadłodajnianiezdarnaDorisOsobliwyPunktŚmierć.
Strzałutonięcieporażenieprądamsamochóduduszenieroztrzaskanaczaszkaatakpsasiekieraprzeciętatętnicastrzałazłukuzmiażdżeniezłamanykręgosłupzakrztuszenie.
Podczas wtorku numer 174 – Sam nie przestaje ich liczyć chyba wyłącznie ze względu na przyzwyczajenie, bo szczerze powiedziawszy, każda liczba, którą zapisuje w nieustannie resetującej się notatce w telefonie, dobija go jedynie coraz bardziej – nie ma nawet ochoty ruszać się z łóżka, a co dopiero mówić o wygrzebywaniu się z pokoju motelowego i stawienie czoła rzeczywistości. Pomijając fakt, że od kilku dobrych dni – wtorków, przypomina sobie, ponieważ ten dziwaczny twór, w którym utknął, w żadnym wypadku nie zasługuje na miano pełnoprawnego dnia – wydaje mu się, że jest na skraju załamania nerwowego, to po prostu fizycznie nie ma już na to wszystko siły. Zresztą, pozostawało pytanie, czy miało to w ogóle sens, jeśli za niezidentyfikowaną ilość czasu tak czy owak miał obudzić się w tym samym łóżku...
Stwierdzając, że nie, nie jest w stanie aktualnie znaleźć w tym żadnego celu, tylko bezsilnie opada z powrotem na poduszki i zagrzebuje się w ciepłej pościeli, za nic mając sobie nagabywania Deana
(stary, co jest z tobą, do cholery, nie tak? Bierz dupę w troki, bo na śniadanie idę bez ciebie)
i rzucane w jego stronę pełne irytacji spojrzenia.
Pewnie, mógłby z nim pójść na to przeklęte śniadanie, porozmawiać o niczym, może nawet całkiem miło spędzić czas. I co potem, hm? Kolejne zakrztuszenie? Upadek ze schodów? Wypadek samochodowy, a może śmiertelne zagryzienie przez psa, absurdalnie ciężki obiekt wypadający przez losowe okno lub zwykłe, felerne poślizgnięcie się na czymś i głowa roztrzaskana o chodnik?
Szczytem marzeń byłoby, gdyby Deanowi udało się wytrwać do wieczora. Wtedy przynajmniej młodszy Winchester mógłby udawać, że cholerna seria pechowych wtorków mogłaby się wreszcie zakończyć, ale tak naprawdę nie potrafi się oszukiwać. Dean od jakichś osiemdziesięciu siedmiu dni żyje maksymalnie do piątej po południu.
Może to dlatego, że ostatnio Sam coraz częściej nie wychodzi razem z nim, tylko zaszywa się w pokoju i resztkami sił próbuje znaleźć wyjście z tej sytuacji, co generalnie skutkuje tym, że nie ma go przy bracie, żeby ewentualnie pomóc mu uniknąć nadchodzącej śmierci. A może dlatego, że to, co uwięziło go w tej pieprzonej pętli czasu albo powoli zaczyna się nudzić i woli po prostu się z nim pobawić, albo po prostu jest jeszcze większym sadystą, niżby się tego można spodziewać.
Właściwie to bardziej prawdopodobne jest to ostatnie, bo chłopiec – i to określenie jest jak najbardziej na miejscu, przecież mimo wszystko Sam Winchester był tylko zagubionym chłopcem, który za kilka miesięcy miał stracić brata na rzecz ognia piekielnego i oczekiwano od niego, że po prostu przejdzie nad tym do porządku dziennego – w dalszym ciągu, mimo wszystko, tak naprawdę nie potrafi przestać reagować na to, że najważniejszej osobie w jego życiu dzieje się krzywda.
Teoretycznie powinien być już do tego scenariusza (Dean nie żyje, Chryste, nie oddycha, tętna brak, a temperatura ciała przypomina raczej zimne kafelki) cokolwiek przyzwyczajony.
W praktyce jednak nie nauczył się niczego. Wciąż, widząc grożące bratu niebezpieczeństwo, rzuca się, byle tylko nie stała mu się krzywda, nawet doskonale wiedząc, że na dłuższą metę nic mu to nie da. I wciąż, jak głupi, patrzy na stygnące ciało, czasem trzyma je w ramionach, a jego serce pęka na kawałki raz za razem.
Siedzenie w pokoju, gdzie nie będzie tego wszystkiego widział, jest łatwiejsze. Łatwiejsze, ponieważ wyjście na światło dzienne wymagałoby kolejnego podjęcia się z góry przegranej walki, a Sam jest już tak potwornie zmęczony.
Czy to takie dziwne, że nie ma siły patrzeć na kolejną śmierć, jeśli zdaje sobie sprawę, że nawet jeśli koniec końców wydostanie się z Cyklu, to za kilka miesięcy tak czy owak będzie oglądał to samo po raz kolejny, tylko w nieco innej odsłonie i znów poczuje się, jakby ktoś wyrwał mu duszę, rozerwał ją na strzępy, a potem dodatkowo spopielił i włożył z powrotem do ciała, jakby w nadziei, że dalej będzie jakoś funkcjonować?
Ha.
Chciałby, żeby to wszystko faktycznie tak działało.
Jakby w odruchu, rzuca okiem na stojący na etażerce zegar i czuje, że oddech zamiera mu w piersi. Jest późno. Dean wybył z motelu ponad półtorej godziny temu, jadłodajnia nie jest daleko, powinien już dawno wrócić, coś się nie zgadza.
Nie. Nie, nie, proszę, tylko nie tak szybko, przecież...
Spanikowane myśli przerywa przeraźliwe wycie pędzącej na sygnale karetki i Winchester powoli zaczyna odliczać sekundy pozostałe do rozpoczęcia kolejnego Cyklu.
Zanim znów słyszy Heat of the Moment, dociera ledwo do jedenastu sekund.
✬ ✬ ✬
Wtorek numer sto siedemdziesiąt pięć to tylko jedno ogromne rozczarowanie i Sam nawet nie próbowałby ukrywać, że jest inaczej, gdyby ktoś go o to zapytał.
Prawda jest taka, że plan jest dziecinnie prosty, a w swojej prostocie równie genialny, co idiotyczny.
Utrzymać Deana przy życiu przez większą część dnia. W sumie proste, dałoby się to zrobić, ale naprawdę musiałby mieć oczy dookoła głowy. Pierwszy błąd.
Wysłać brata na kolejne, przynajmniej z jego perspektywy, przeszukanie Mystery Spot. Dwie rzeczy. Po pierwsze, to debilizm, to tylko głupia pułapka na turystów, którzy są na tyle tępi, żeby uwierzyć, że stół powieszony u sufitu transparentną linką to dowód na pogwałcenie praw fizyki. A po drugie, Dean i jego szósty zmysł, sprawdzający się doskonale, jeśli chodziło o Sama i jego kłamstwa, w życiu by się na to nie nabrali i cudem byłoby, gdyby wysunąwszy taką propozycję (hej, a może zahaczyłbyś jeszcze o Mystery Spot? Coś nie daje mi spokoju, ale ja chyba zostanę i jeszcze raz sprawdzę podania) miał spokój na choćby dwadzieścia minut. Drugi błąd.
Taurus. No, dobra, to akurat skomplikowane nie jest, ale jeszcze raz, starszy Winchester i jego cholernie przeczulony Sammy-radar. Trzeci błąd.
Zaiste, plan w głowie wydaje się idiotoodporny. W praktyce za to nie ma najmniejszych szans kiedykolwiek się powieść. No, to znaczy, może nie do końca, bo Dean koniec końców wychodzi, ale na ledwo dziesięć minut i otwiera drzwi akurat wtedy, kiedy Winchester młodszy ma akurat pociągać za spust, więc kiedy w szamotaninie pada strzał, a on czuje palący ból przeszywający nogę i tryskającą krew, uznaje wszystko za połowiczny sukces.
Kula trafia tętnicę udową. Kilka minut i jest już po wszystkim.
✬ ✬ ✬
Tylko, że nie, bo uszy znów wypełnia nieznośne Heat of the Moment.
Ale, hej.
Tego samego dnia jegomość z jadłodajni zamawia naleśniki z innym niż dotychczas syropem, a Cykl zostaje zaburzony.
Dwa dni później jest Środa.
f i n
CZYTASZ
Soul shards ↠ s p n
Fanfic❝One shot and we're all going down, down, down...❞ Zbiór one shotów z fandomu Supernatural