1. visus

469 64 118
                                    

28.08.2017r.
visus (łac.) - wzrok
Przepraszam, łacina strasznie mi się podoba. ^^

Ktoś mówił "do zobaczenia za parę godzin"? Ja nic nie wiem. XD 


Sprawiał pozory zapatrzonej w siebie osoby, która nie zauważy meteoru, dopóki ten nie uderzy w jasną głowę. Mówiono o nim, że jest niepoprawnym lekkoduchem, że jedyne, czego słucha, to komplementy i muzyka dobiegająca z jego słuchawek, na które wydał sporą sumę pieniędzy.

Mówiono, że nigdy nie dostrzeże w drugiej osobie czegoś ważnego. A tymczasem to oni nie dostrzegali wielu rzeczy.

Viktor Nikiforov dla obcych osób był jak ktoś nie z tej ziemi. Piękny, ale dziwny i wyobcowany. Nie potrafił zaangażować się w coś głębszego, przyjaciół mógł policzyć na palcach jednej ręki. Spotykany z różnymi kobietami w centrum Petersburga. Kręcono nad nim głowami.

Viktorze, nie zwracaj tak uwagi na wygląd.

Viktorze, nie patrz na te śmieszne szmaty, nie są modne.

Vitya, patrz na ludzi, nie w gwiazdy.

Banda hipokrytów, których słowa były zaprzeczeniem innych. I kto z nich miał rację?

A prawda była taka, że Viktor Nikiforov patrzył. Jego niebieskie oczy dostrzegały więcej, niż się niektórym wydawało. I same niemo mówiły, że Rosjanin był zagubiony.

Patrzył na wygląd. Po ubraniach, makijażu, stanie fizycznym widział, kto się szanuje, a kto powoli stacza. Patrzył na wieszaki w śmiesznych, małych sklepach, aby znaleźć coś, co potrafi wpaść w oko. Coś, co będzie zapamiętane i nie przepadnie wśród tłumów takich samych, chłodnych ludzi. Bo zbyt często czuł potrzebę przebicia się swoją esencją. Poszukiwał rzeczy, która sprecyzuje to, kim był.

Patrzył w gwiazdy i, w przeciwieństwie do innych ludzi, nie widział nudnych, jasnych kropek na ciemnym tle, ale całe konstelacje, które miały jakieś historie. Kierując wzrok w niebo czuł się jednocześnie samotny i spełniony. Paradoksalnie otoczony postaciami, a wciąż samotny. Nie patrzył na ludzi, bo nie chciał napotkać pogardliwego wzroku. Bał się tego, że czyjeś spojrzenie zabierze jego chęci do życia, choć było ich tak mało.

Nie patrzył, bo czekał, aż ktoś pokaże mu, jak wrócić na ziemię.

Aż w końcu ktoś taki zjawił się w zasięgu jego wzroku. Obrzucił go jednocześnie smutnym i zakłopotanym spojrzeniem zaczerwienionych od płaczu oczu, po czym odszedł z walizką. Zostawiając go z innymi. Bez odpowiedzi na pytanie "Jaki kolor mają jego oczy?".

Jednak ową barwę poznał wkrótce potem. Na wieczornym bankiecie Viktor, wystrojony w garnitur i uroczy uśmiech, nie patrzył w szampana albo na usta mówiących do niego ludzi, ale przeczesywał wzrokiem tłum w poszukiwaniu czarnej czupryny i smutnych oczu. Aż w końcu... znalazł.

Czekoladowe tęczówki, zakryte szkłami okularów, tym razem lśniące od alkoholu i radości, były tak blisko niego. Piękna, gładka twarz była zarumieniona. Zgrabnie wykrojone usta poruszały się wdzięcznie, kiedy młodzieniec spontanicznie coś wołał. Czerń włosów była podkreślana przez ciemny kolor krawata. Choć kilka godzin wcześniej był przegrany, w tamtym momencie wyglądał jak ktoś, kto wygrał szczęście na loterii. 

I obecnie też się tak prezentował. 

Viktor już od dwóch lat miał przyjemność oglądania Yuuriego Katsukiego, który rano krążył po kuchni, nucąc coś pod nosem. Japończyk wstawał wcześniej, choć tego nie lubił, tylko (a może aż?) po to, aby zrobić śniadanie dla siebie i narzeczonego. Włosy, dłuższe niż kiedyś, miał rozczochrane i niedbale odgarnięte z czoła, jednak dla Nikiforova nawet takie gniazdo było dziełem sztuki. Nogi, ubrane w szare dresy, podrygiwały do muzyki, która grała wyłącznie w głowie Japończyka. Biodra, zakryte dużą, niebieską koszulką (której miejsce zazwyczaj było w szafie Rosjanina), poruszały się pewnie i z dozą seksapilu. Viktor kochał to, jak jego ubrania prezentują się na Yuurim.

Jednak nie kochał w Yuurim tylko wyglądu. To nie była dla niego najważniejsza rzecz. Największy zachwyt wywoływało w nim to, co tworzyło Yuuriego. Śmiech. Przebijający spod niewinnego anioła wyuzdany diabeł, pokazujący się tylko jemu. Bezinteresowna pomoc. Wielkie serce, w którym Yuuri mógł schować cały świat, a wciąż byłoby w nim mnóstwo miejsca. Docinki. Troska o swoich bliskich. To, jak jego twarz się rozpromieniała na widok tego, co lubił.

Brązowe oczy błyszczały, kiedy smukłe palce kroiły mały chlebek ostrym nożem, po czym smarowały gotowe kawałki lekkim serkiem. Przez ciepło, które rozchodziło się po całej kuchni przez kaloryfer pod oknem, na jasnych policzkach pojawiły się rumieńce.

Uczta dla oczu.

Yuuri doskonale wiedział, że jego narzeczony stoi w drzwiach kuchni już od paru minut i krąży za nim wzrokiem. Słyszał jego kroki w korytarzu i widział odbicie w szybie. Mimo to spokojnie przygotowywał kanapki, owoce i herbatę, aby rozłożyć je na stole. Czuł spojrzenie na swoich plecach.

— Chodź, Vitya — odezwał się, kiedy wszystko było gotowe. — Nie musisz codziennie tak stać.

— Wolisz, żebym leżał i czekał na śniadanie do łóżka?

— Na przykład to z tamtego miesiąca, które wciąż mi wisisz? — Japończyk uśmiechnął się krzywo, widząc w szybie okna, jak Viktor szybko do niego podchodzi. 

— Nie przypominam sobie. — Nikiforov z niewinną miną objął Yuuriego w pasie. Mężczyzna zaśmiał się pogodnie.

— Nie jestem zdziwiony.

Viktor patrzył z zachwytem na ich odbicie w szybie. Yuuri uśmiechał się szeroko i zamykał oczy. Nikiforov, kierowany odruchem pocałował narzeczonego w policzek i z zadowoleniem obserwował, jak twarz Japończyka oblewa się czerwienią. Mimo tego czasu, jaki spędzili razem, Yuuri wciąż był nieśmiały. Chyba że w łóżku. Wtedy to zdecydowanie słabą kluską nie był.

— Co to? — spytał, patrząc na gazetę leżącą na blacie. — Od kiedy czytasz brukowce, Yuuriś?

— Było coś o nas. — Yuuri otworzył pisemko na zaznaczonej chusteczką stronie. 

Rzeczywiście, byli tam oni. W pięknym ujęciu. Obaj w garniturach, uczesani i szczęśliwi. Yuuri uśmiechał się do kogoś przed nim, a Viktor obejmował go w pasie i patrzył na niego z miłością.

— Napisali, że bardziej zaskakujące było znalezienie przez ciebie partnera, a nie twoja orientacja — mruknął Yuuri. Jego brwi zmarszczyły się w wyrazie zatroskania. — Napisali, że masz więcej palców u dłoni niż przyjaciół.

— Bo mam — odparł spokojnie Viktor. — Jedna ręka jest w całości zajęta przez pięć osób.

— Którym jestem palcem? — spytał żarobliwie Yuuri.

— Żadnym, Yuuri. Jesteś moją drugą dłonią. W całości. 

Widział, jak policzki Yuuriego stają się jeszcze ciemniejsze, a oczy lśnią. To była chwila, zanim Japończyk odwrócił się po to, by obaj mężczyźni w kuchni zatonęli w mocnym uścisku. Jasna koszulka przy ciemnej, szarość przy szarości, jasne włosy przy ciemnych, męskie, zadbane dłonie ze złotymi obrączkami, splatające razem palce. A sielankową scenę obserwowały ciemne oczy, schowane w gęstym futrze psa, który spokojnie leżał na legowisku, oporządzony i nakarmiony.

----------------------------------------------------

*ociera pot z czoła* Co jak co, ale zmysł wzroku jest fajny. Dziabara, sprawczyni wszystkiego, pewnie to potwierdzi. :v

*myśli o swojej wadzie wzroku i szlocha*

No nic. ^^ Mam nadzieję, że pierwszy shot Wam się spodoba. Spokojny, chyba nie taki zły, jutro będzie... huh, ciekawiej. Słuch to bardzo ciekawy zmysł. Może weźcie sobie chujsteczki. (;

Do jutra! ^^ 

sensibus | Yuri!!! on IceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz