Patrząc z pudełka

3.6K 579 173
                                    

Czasem udaje mi się zapomnieć o tym, że nie jestem do końca normalny. Potrafię funkcjonować w społeczeństwie, robię zakupy, utrzymuję kontakt z ludźmi. Mam nawet pracę. Co z tego, że wszystkie te rzeczy wykonuję z domu?

Psycholog odwiedzająca mnie regularnie, raz w tygodniu, mówi mi, że to częsta przypadłość, zwłaszcza w Japonii. Dotyka głównie mężczyzn w moim wieku, którzy zamykają się we własnym mieszkaniu na skutek presji otoczenia i pokładanych w nich oczekiwań. Jestem w stanie to zrozumieć. W tak dużej społeczności, albo jesteś najlepszy, albo jesteś nikim. To dlatego japońscy rodzice wysyłają swoje dzieci na lekcje pianina, ledwie te nauczą się w miarę sprawnie posługiwać dłońmi i robią całą masę innych, bezsensownych z perspektywy nas, europejczyków rzeczy.

Na mnie nikt nie wywierał presji. Nikt też nigdy nie pokładał we mnie szczególnie dużych nadziei. Nie jestem w stanie do końca wytłumaczyć, dlaczego stałem się tym, kim się stałem.

Nigdy nie lubiłem świata zewnętrznego. Przerażał mnie. Nie tylko tłoczący się wokół ludzie, ale również przestrzeń. Bezkres nieba nade mną. Większość ludzi to uwielbia, tak przynajmniej mi się wydaje – niebo, powietrze, dotyk chłodnych kropli deszczu na skórze i powiew wiatru we włosach. Wiem, że innym kojarzy się to z wolnością. Dla mnie jest tylko zagrożeniem, na otwartej przestrzeni czuję się odsłonięty. Boję się.

Spadających samolotów, wybuchów w metrze, śmiercionośnego wirusa. Boję się zbłąkanej kulki z pistoletu niewycelowanego we mnie, boję się pioruna, potrącenia przez samochód. Boję się nawet spadających cegieł, chociaż podobno najwięcej wypadków przytrafia się ludziom w domach.

Nigdy nie byłem świadkiem aktu przemocy, moje życie nigdy nie było tak naprawdę zagrożone. A jednak boję się z jakiegoś powodu i zupełnie nie umiem tego wyjaśnić w żaden logiczny sposób. Szkoda. Naprawdę kocham logikę.

Nawet nie wiem dokładnie kiedy ten Strach się pojawił. Czasem mam wrażenie, że był ze mną od zawsze, jeszcze kiedy byłem dzieckiem. Kiedy szedłem gdzieś z matką, kurczowo trzymałem się jej dłoni i płakałem, jeśli jakimś cudem zniknęła mi z widoku. Podróż z domu do szkoły była dla mnie katorgą, pokonywałem ją biegiem, siedzenie w salach lekcyjnych nie było zresztą wiele lepsze. Ale, zmuszany przez ojca, nie miałem wyjścia.

Na swój sposób, nieudolnie, starał się popychać mnie w stronę normalności. Chciał zrobić ze mnie mężczyznę jakim sam był i nie rozumiał mnie ani trochę. Wierzę, że chciał dobrze. Wierzę, że nie miał świadomości tego, jak bardzo to wszystko jest dla mnie trudne. I że jego działania wywierają skutek odwrotny do zamierzonego. Niestety wiem też, że gardził mną za moją słabość i pewnie dlatego nie umiem mu wybaczyć. Nie do końca.

Zmarł, kiedy byłem w klasie maturalnej. Pewnie gdyby nie to, nie zapisałbym się na studia internetowe. Nie pozwoliłby mi na to, tocząc swoją, skazaną z góry na porażkę, bitwę z moją niemocą. Matka nie była aż tak asertywna. Zresztą, miała na głowie zbyt wiele swoich problemów, żeby dokładać do tego moje. I w ten oto sposób, pogrzeb ojca był ostatnim dniem, kiedy wyszedłem na zewnątrz.

Na początku szukałem jeszcze wymówek i usprawiedliwień. Tłumaczyłem się matce i tej garstce znajomych, którą udało mi się spotkać w życiu. Ale znajomi wykruszyli się, jeden po drugim. Łatwo zapomnieć o kimś, kto nigdy nie przekracza progu mieszkania. Ich własne, pełne emocji życie, które dla mnie było równie niewyobrażalne i nieosiągalne, co przerażające, pozwoliło im o mnie zapomnieć.

Została mi tylko matka, ale ona również miała swoje życie. Swoje sprawy. Należy do tego gatunku kobiet, które usychają bez wsparcia mężczyzny, a ja nigdy nie byłem dla niej wsparciem. Dlatego w dwa lata po śmierci ojca znalazła sobie faceta. Nie protestowała nawet szczególnie, kiedy odmówiłem przeprowadzki razem z nią. Wiem, że byłem dla niej ciężarem.

✔ Patrząc z pudełka | ONESHOTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz