- To nie było pytanie. - odparłam, przytrzymując krzesło, które powoli ustępowało, pod wielokrotnym naciskaniem klamki i waleniem w drzwi.
- Wiem.
- Idziesz ze mną? - spytałam przez zaciśnięte zęby, czując, że długo już nie pociągniemy.
Chłopak tylko wpatrywał się we mnie bez słowa.
- Rób, co chcesz. - rzuciłam do niego, puszczając drzwi i ruszając po schodach w dół.
Cameron zaklął i ruszył za mną. Przeskoczyłam przez metalową barierkę, nim stojący u podnóża sceny ochroniarz zdążył zareagować. Szybko czmychnęłam za kurtynę, a zaraz za mną pojawił się Cameron. Kilka będących tam osób - z pewnością odpowiadających za stronę techniczną odbywających się tu występów - popatrzyło na nas z zaskoczeniem. Uśmiechnęłam się do nich, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku.
- My tylko przejazdem. - rzucił Cameron, wymijając ich i udając się dalej za kulisy.
Wyglądnęłam zza kurtyny i ku mojej uciesze zauważyłam, że reporterzy zostali zatrzymani, zanim zdążyli pobiec za nami. Westchnęłam z ulgą i skierowałam wzrok na scenę. Danila zerkał w naszą stronę z zaciekawieniem, nie przerywając występu. Pokręciłam głową, próbując mu przekazać, że później mu wszystko wyjaśnię. Nie wiem, ile z tego zrozumiał, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Po przeciwnej stronie zobaczyłam tego gościa, o którym wcześniej wspominał Monaghan. Reportera z przepustką za kulisy.
Na widowni też zapanował większy rozruch.
Odwróciłam się w poszukiwaniu Camerona. Machnął mi, kończąc rozmawiać z jakąś dziewczyną, po czym zaczął się przedzierać przez szatnię i dalej do wyjścia. Dogoniłam go dopiero później w jakimś surowym białym korytarzu, prowadzącym do zabezpieczonej hasłem windy.
- Co obiecałeś tej biednej dziewczynie, że postanowiła narazić zapewne swoją posadę i wyjawić ci tych parę cyferek? - spytałam, gdy wklepywał kod.
- Poznała mnie, to wystarczyło. - odparł, gdy winda plumkneła zatrzymując się na naszym piętrze. Wsiedliśmy do środka. - Poza tym klient nasz pan, więc być może, przestraszyła się możliwej skargi, jaką mógłbym na nią złożyć.
- Wątpię. Nie jesteś chyba taki.
Oparliśmy się o jedną ze ścianek windy obok siebie.
- Też nigdy bym nie powiedział, że możesz kogoś uderzyć, bez żadnych skrupułów.
- Byłam wkurzona.
- I to niby cię tłumaczy?
- Spadaj. - dźgnęłam go w bok.
Cameron uśmiechnął się w momencie, w którym dało się słyszeć melodyjkę obwieszczającą zatrzymanie się windy.
- Tylko jedno piętro? - zdziwiłam się.
- Cóż, dziewczyna chyba jednak troszeczkę bała się o swoją posadę. Dalej po schodach!
- Naprawdę?
- Trochę ruchu ci nie zaszkodzi!
Oparłam ręce na biodrach i przekrzywiłam głowę.
- Masz coś do mnie?
- Hm... - zlustrował mnie wzrokiem i udał, że się zastanawia, po czym zmienił temat. - Kto pierwszy na górze?
Nie czekając na odpowiedź, zaczął powoli biec w miejsce, gdzie prawdopodobnie były schody.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie!- zawołałam za nim.
- I nie zamierzam!
Ruszyłam za nim i choć nie chciało mi się biec, wolałam to od zgubienia się w tych nieskazitelnie białych korytarzach, które nie przynosiły na myśl nic dobrego, szczególnie że nie miałam telefonu.
Gdy dotarłam na górę, Cameron stał nonszalancko oparty o barierkę. Teatralnie podciągnoł rękaw swojej koszuli, niby sprawdzając godzinę.
- Co tak długo? Już myślałem, że będę musiał coś tu sobie zamówić, żeby jakoś dotrwać do czasu, zanim się zjawisz.
Na wspomnienie jedzenia, zrobiłam się głodna i zdałam sobie sprawę, że nie jadłam śniadania.
- Skoro już o tym mowa, to nie chciałbyś mi zrobić czegoś do jedzenia?
- O nie, Zoey. - zaprzeczył, otwierając i przytrzymując mi drzwi, prowadzące do części hotelu przeznaczonej dla gości.
Tu już było znacznie lepiej. Grube dywany i ściany obite ciemnym drewnem, tworzyły przyjemny, ciepły klimat.
- Tyle chyba potrafisz zrobić, nawet z uszkodzoną ręką.
- Dzięki, że mi przypominałeś.
Zrobił minę niewiniątka i podniósł ręce w geście "to wcale nie ja." Chwilę szliśmy w ciszy. Cameron wyciągnął klucz od pokoju i zaczął się nim bawić.
- Nie było tak źle, jak myślałem, że będzie i mówiąc szczerze, podobało mi się. - zaśmiał się. - Nigdy wcześniej nie uciekałem przed reporterami ani nie podejrzewałem, że kiedykolwiek będę to robić. Skąd nam to w ogóle przyszło do głowy?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami z uśmiechem. - Trzymaj się ze mną Monaghan, a wrażeń będziesz miał pod dostatkiem.
Mówiąc to, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się za niedługo wydarzy.
- No ja myślę. - pokręcił rozbawiony głową, otwierając drzwi do pokoju. - Do zobaczenia.
- Cześć, rudzielcu. - rzuciłam z uśmiechem.
On tylko pokazał mi język i udając obrażonego, zniknął za drzwiami swojego pokoju. Ja poszłam dalej, by za zakrętem znaleźć swój własny. Wyciągnęłam klucz z kieszeni piżamy - który o dziwo stamtąd nie wypadł - i otworzyłam drzwi, wchodząc do pokoju. Ledwo przekroczyłam próg, a już rozdzwonił się telefon.
- Super.
Dźwięk dochodził z dalsza, więc obstawiałam, że dalej leży na szafce nocnej. Nie myliłam się. Na wyświetlaczu zobaczyłam nazwisko mojej menagerki. Westchnęłam i odebrałam. Caren od razu zasypała mnie salwą pytań.
- Gdzie podziałaś telefon? Dlaczego tak długo nie odbierałaś? Na zmianę z Madelyn próbujemy się do ciebie dodzwonić od dłuższego czasu.
Nawet nie chciałam myśleć, ile nieodebranych połączeń zobaczę na wyświetlaczu, gdy skończymy gadać.
- Cóż...
- Zresztą nieważne. - przerwała mi, najwidoczniej stwierdzając, że jest to zupełnie nieistotne. - Avan miał wypadek na wylotówce z miasta.
- Co? - myślałam, że się przesłyszałam, jednak kolejne słowa Caren boleśnie utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak nie.
- Już po ciebie jadę, czekaj na mnie przed hotelem.
------------------5 i 1/3 ekranuuuuuuuuu! Youhu!
Zazwyczaj rozdziały mają 4 😛
Więc tak: powracam! :D
***Cieszcie oczy 😁💕
CZYTASZ
Zonila
FanfictionHistoria Zoey i Danili mojego autorstwa. (Opis pojawi się jak się akcja rozkręci, albo jak coś wymyśle...) ***Większość zawartych tu informacji jest mojego wymysłu.***