Po skończonym posiłku razem z Jamiem zostaliśmy w kuchni, aby posprzątać po śniadaniu, w tym samym czasie rodzice przenieśli się do salonu. Zapewne dopiero gdy tam się znaleźli, zaczęli rozmawiać o wczorajszym wyjściu chłopaka, na pewno wspominając również o mojej pracy.
Od trzech lat ojciec rozwoził tytoń po stanach, co kilka tygodni przyjeżdżając do domu na parę dni. Przybyło mu w tym czasie kilka kilogramów, za pewne za sprawą barów szybkiej obsługi i hot dogów ze stacji benzynowych, a na jego głowie znajdowało się więcej siwych włosów, ale to nie było aż tak istotne. Nie był obecny podczas większości wydarzeń w domu, ciągły jego brak doprowadzał do tego, że ojciec oddalał się od nas.
Nie miałam mu tego za złe, każde z nas próbowało w jakiś sposób poradzić sobie z tym, co wydarzyło się kiedyś. On wybrał taką drogę, wolał odseparować się w jakiś sposób od rodziny, odnajdując spokój w trasie. Wiedziałam, że uszczęśliwiało go to, sprawiało, że nie zatracał się w tych wszystkich, pesymistycznych myślach. Nie zajmował swojej głowy rzeczami, które utracił i których nigdy już nie miał odzyskać. To był jego sposób na to, by nasza rodzina się nie rozpadła.
Przez to na barkach naszej matki pozostał cały dom, nie dziwił nikogo więc fakt, że gdy tylko drugi z naszych rodziców pojawiał się w domu, oboje długo dyskutowali.
–Męczą mnie te niedzielne śniadania – Jamie odezwał się niespodziewanie, do tego momentu w ciszy sprzątaliśmy kuchnie, oboje zajęci własnymi myślami. Sam dźwięk głosu brata zaskoczył mnie, przez co w ostatniej chwili chwyciłam talerz, który właśnie mi podawał, unikając roztrzaskania naczynia o podłogę.
–Niedzielne poranki to jedyny czas, który możemy spędzić razem, Jamie – nie zgodziłam się z bratem. – A te, gdy jest z nami tata są na tyle rzadkie... Nie jest to zbyt wielkie poświęcenie z naszej strony.
–Uważaj, bo jeszcze uwierzę, że nie mają one na celu przesłuchiwania nas – parsknął wyrzucając resztki z talerza do kosza na śmieci. Skrzywiłam się, kiedy widelec przejechał po naczyniu, wydając przy tym nieprzyjemny dźwięk. – Czekają, aż którejś z nas się złamie i zacznie opowiadać, jak pięknie spędziło cały tydzień, a w swoich główkach już będą szukać jakichś podpowiedzi, które potwierdziłby teorię należenia do sekty.
Zagryzłam wargę, żeby nie zaśmiać się głośno, przez co moja pierś zaczęła unosić się gwałtownie, od powstrzymywanego chichotu. Z niedowierzaniem pokręciłam głową na teorię, jaką wyłożył mi brat i z trudem wsadziłam naczynie do zmywarki.
–Sekty, serio, Jamie? – spytałam spoglądając na brata z rozbawieniem, a później wskazałam na niego ścierką. – Gdyby chociaż przypuszczali, że do jakiejś należysz, nie wyszedłbyś z domu nawet na krok. Nie zapominając oczywiście o konfiskacji telefonu, laptopa i wszystkich innych rzeczy, które mógłby połączyć cię ze światem zewnętrznym. Mogę się założyć, że nawet odstrzeliłby wszystkie gołębie, kruki i sowy, żebyś nie wysłał żadnej, ale to żadnej wiadomości.
Posłał mi spojrzenie, jakby nigdy więcej w życiu nie chciałby się do mnie przyznawać.
–Zresztą... - burknął podając mi kolejne naczynia. – To nie ty spędzasz codziennie godzinę na pomaganiu w sekretariacie pod czujnym okiem matki.
–Nie – przyznałam odgarniając kosmyk włosów za ucho. – Ale za to wywiązałam się z rodzinnej tradycji i nie musisz studiować historii. Jeszcze zobaczysz, wyląduje znowu w Northern i ojciec będzie w niebo wzięty.
Naśladując niski, zachrypnięty od papierosów głos ojca, zaczęłam mówić o wątpliwej karierze zawodnika footballu w czasach licealnych mężczyzny. Jamie nie mógł być na to odporny i mimo początkowych prób, po chwili sam zaczął się śmiać. Co jakiś czas spoglądając w stronę korytarza, upewnialiśmy się, czy aby żadne z rodziców nie zamierza nas przyłapać, zachowując się tym samym, jakbyśmy nadal mieli po kilka lat.

CZYTASZ
ZAGUBIENI W ECHO
RomanceOd tego nieszczęśliwego wypadku minęły cztery lata i chociaż rany się zagoiły, a życie wróciło na właściwe tory, wyrzuty sumienia nie odpuszczają. Atakując znienacka, nie pozwalają zapomnieć o wydarzeniach z przeszłości i o tym, do czego doprowadził...