Dla osób, które nigdy w niej nie były, kawiarnia "Madhouse" mogłaby okazać się ciężka do zlokalizowania. Busan Street znane jest z wypełnienia po same brzegi przeróżnymi sklepikami. Będąc tam miało się nieodparte wrażenie, że lokale są do siebie przyklejone i zlewają się w jeden wielki budynek ciągnący się przez całą długość ulicy. Niekiedy ciężko było odróżnić jeden od drugiego ze względu na ich podobieństwo - wszystkie były utrzymane w stonowanej gamie kolorystycznej o wąskiej rozpiętości, gdyż zaczynała się na szarości a kończyła na czerni. Dzięki temu widać było różnicę między turystami niepewnie lawirującymi między witrynami sklepów, uważnie czytając każdy szyld a mieszkańcami miasta którzy pewnym krokiem zmierzali do określonego lokalu.
Około siódmej rano ludzie wylewali się zaspaną falą na ulice miasta. Szczególnie widoczne było to na Busan Street ze względu na znajdujące się tu piekarnie, kawiarnie oraz cukiernie, do których większość ludzi stawiała pierwsze poranne kroki.
Taehyung starał się unikać tej godziny jak ognia. Nie chodziło o sam fakt tłoku, kolejek, wszechobecnego narzekania czy o ziewających przechodniów, którzy nie raczyli zasłonić ust dłonią (chociaż ci ostatni z pewnością byli na liście osób, które zamknie w więzieniu gdy już przejmie władzę nad światem).
To nic osobistego, po prostu nie przepadał za ludźmi.
Stanął. Mimo, iż budynki niekiedy wyglądały jak swe własne klony, ten w jego odczuciu był szczególnie piękny. Czarny jak smoła, lecz matowy kolor pokrywał ściany poczynając od fasady aż po samiutki szczyt dachu. Frontowa ściana była prawie w całości przeszklona, okna rozciągały się niemalże od ziemi do samego dachu. Framugi miały wąskie i czarne jak noc. Nad drzwiami wejściowymi widniał srebrny napis Madhouse połyskujący w październikowych promieniach słońca. Mimo, że bywał tu prawie codziennie, Tae każdego ranka przystawał przed wejściem na parę sekund by jeszcze raz móc napawać się tym widokiem.
Patrząc na tą konstrukcję czuł niezrozumiały lęk połączony z zachwytem. To jeden z tych momentów, w którym twoje serce na chwilę zamiera i robi (!).
Nie był również pewny, czy to zdrowe odczuwać coś takiego do budynków. Chyba normalniejsze byłoby, gdyby jego serce robiło (!) na widok jakiejś dziewczyny?
Nagle poczuł mocne uderzenie w bark.
- Co tak stoisz jak baran i blokujesz drogę? Palant.
Tae odwrócił się, a że żadna cięta riposta nie przyszła mu do głowy, po prostu wystawił język. Odtoczył rękawy płaszcza i spojrzał na zegarek. 7:10. To by wyjaśniało skąd wzięli się ci wszyscy ludzie. Westchnął i wszedł do sklepu. Na szczęście nie było kolejki.
- To co zwykle. - powiedział przeczesując ręką włosy i wypatrując swojego ulubionego miejsca.
Było to samotne, wysokie metalowe krzesło bez oparcia stojące w głębi pomieszczenia. Miało oddzielny, malutki stolik, który nijak nie pomieściłby dwóch osób. Dla Taehyunga był to największy plus, ponieważ było to jak gwarancja tego, że żadna natrętna osoba się do niego nie przysiądzie i nie zacznie opowiadać historii swojego życia, która tak w sumie guzik go obchodzi.
Tym razem na wysokim, metalowym krześle bez oparcia siedział starszy pan który zawzięcie czytał gazetę i jeszcze bardziej zawzięcie jadł słodkiego rogalika.
- A niech cię przebrzydły trollu. - wymamrotał Tae, bo to właśnie przez niego musiał iść tutaj na około, to przez niego się spóźnił i to przez niego jego miejsce zajął pogromca rogalików.
- Słucham? Nie dosłyszałem, mógłby pan powtórzyć? - odpowiedziała osoba stojącą za ladą gdy Tae wyciągał kartę płatniczą. Zdecydowanie nie był to głos Anabel, baristki która pracowała tu od lat i zawsze go obsługiwała. Poza tym, z tego co mu się zdaje to mówiła o sobie używając rodzaju żeńskiego. Chociaż to kwestia sporna, bo gdyby się głębiej nad tym zastanowić to nigdy nie przywiązywał zbytniej uwagi do tego co mówiła.
W sumie to nie był pewny czy miała na imię Anabel. Nie interesował się zbytnio otaczającymi go ludźmi. Nie uważał się za lepszego od nich, po prostu nie widział najmniejszego sensu w udawaniu, że ciekawią go przypadkowo spotkani ludzie, którzy prędzej czy później przestaną odgrywać jakąkolwiek rolę w jego życiu.
Taehyung podniósł oczy na taką wysokość na jakiej zawsze spotykał oczy Anabel, ale tym razem zastał tam tylko czubek czyjejś głowy.
Głos dobiegał z dołu. No pięknie, najpierw troll a teraz hobbit? Czy w jego mieście kręcą jakąś nową część Władców Pierścieni? Jeśli tak to powinien zadzwonić do brata bo naprawdę nadawałby się na te małe, brzydkie, łyse stworzenie które pojawiało się w filmie. Smigol? Czy jakoś tak.
- I co oznacza "to co zwykle"? Przepraszam, jestem tu nowy.
Nieznajomy głos wyrwał Taehyunga z zamyślenia, a zastanawiał się właśnie jak wyglądałby z brodą Gandalfa (stwierdził, że przystojnie jak zwykle). Niechętnie przeniósł wzrok nieco niżej. Tak, to z całą pewnością nie była Anabel. Nie miała tak pulchnych policzków i nie czesała się na grzybka. No i była zdecydowanie wyższa.
- Ekhem - hobbit zakasłał, co chyba oznaczało, że to wszystko trwa zdecydowanie za długo a kolejka do kasy rośnie.
- Przepraszam panie yyyy... - Tae zmrużył oczy aby odczytać nazwisko na małej, srebrnej plakietce - panie Park. Espresso doppio, bez żadnych dodatków. Na wynos.
- Już się robi. - szatyn uśmiechnął się promiennie - Proszę przyłożyć kartę do czytnika. Poza tym, mów mi Jimin, czuję się staro gdy ludzie w zbliżonym wieku zwracają się do mnie per pan.
Tae zmarszczył brwi. Najpierw ten pomylony chłopiec w parku a teraz to. Czy dziś jest jakiś międzynarodowy dzień znajdowania sobie przyjaciół na ulicy? Nawet jeśli, to on nie zamierza w tym uczestniczyć.
Aby uniknąć zbędnej rozmowy wyciągnął z torby notatki i zaczął czytać o wojnie chińsko-japońskiej z 1937 roku. Starał się wyglądać na niesamowicie zafascynowanego lekturą, ale w rzeczywistości nie mógł się skupić i czytał to samo zdanie po dziesięć razy.
- Twoja kawa. Miłego dnia i zapraszam ponownie! - Jimin uśmiechnął się tak szeroko, że jego oczy zamieniły się w dwie wąskie szparki.
Taehyung zwinął notatki w rulon, schował je do kieszeni płaszcza i dziękując wziął parujący napój. Wyszedł szybko z kawiarni. Dziwny ten nowy barista. Mógłby przysiąc, że kątem oka widział jak puszcza mu oczko gdy się odwracał.
Stojąc jeszcze pod szyldem Madhouse pociągnął porządny łyk napoju. Wiedział, że poparzy język ale mimo to nie mógł się powstrzymać. Może tym właśnie jest prawdziwa miłość? Stwierdził, że gdyby był pisarzem to pisałby o dobrej kawie i pięknych budynkach.
Nagle poczuł uderzenie tak mocne, że kawa prawie wypadła mu z ręki.
- Co tak stoisz jak widły w gnoju! I to jeszcze pod samymi drzwiami! - rzuciła osoba która na niego wpadła
To już drugi raz tego ranka, gdy otarł się o śmierć. Stwierdził, że czas stąd iść bo jednak chciałby jeszcze trochę pożyć a nie wiadomo skąd i kiedy nadejdzie kolejny cios.
W sumie z tym "jeszcze trochę pożyć" by się nie rozpędzał, ale wystarczyłoby mu chociaż tyle czasu, żeby mógł w spokoju wypić do końca kawę.
Wziął jeszcze jeden łyk i poczuł przyjemne ciepło wypełniające go od środka. Wyciągnął z kieszeni notatki, zaciągnął golf na nos i ruszył w kierunku szkoły powtarzając materiał na sprawdzian.
Nagle poczuł wibracje w lewej w kieszeni spodni. Wyciągnął telefon.
[1 nieodczytana wiadomość]
Zajdź po szkole do mojej pracy. Znów zapomniałeś kluczy do mieszkania, pajacu.
S.
CZYTASZ
aish | vkook
Randomtaki, w którym Taehyung który marzy o zostaniu pisarzem poznaje Jungooka cierpiącego na ślepotę słowną