Rozdział 2.

12 2 0
                                    


Na stacji czekał na mnie sympatyczny, straszy pan, który odebrał moje rzeczy. 

-Dzień dobry pani Mario.- powiedział i leciutko się uśmiechnął.- Jestem Lorens i mam pomóc pani się tu odnaleźć. 

-Dzień dobry, bardzo miło mi pana poznać- uśmiechnęłam się i podałam mu rękę. 

Mężczyzna zapakował moje bagaże do jego samochodu. Czekało nas trzydzieści minut jazdy,

-Pani szef mówił mi, że dostała pani ciekawe zlecenie.- zaczął.

-Tak, bardzo się cieszę, że jest to wreszcie temat na prawdę ciekawy. 

Za oknem widziałam piękne lasy, parę zbiorników wodnych. Śliczny widok. Cisze przerwał pan Lorens.

-Uważam, że nie powinna pani się w to pakować- Zamiast przyjaznych oczu zobaczyłam dwie czarne przerażone źrenice, rozbiegane i zdeterminowane. Co do determinacji nie wiedziałam czego ona dotyczyła.

-Co ma pan na myśli? 

- Mam na myśli to, że szkoda życia, ma pani narzeczonego, który czeka w domu. Nie szkoda pani tego stracić? 

-Nie rozumiem o czym pan mówi i skąd do jasnej cholery wie pan, że mam narzeczonego? 

-Ma pani na palcu biały ślad, skórę która się nie opaliła. Po pierścionku, który teraz nosi pani na łańcuszku.- uśmiechnął się smutno.- Moja zona robiła tak samo.

- Co się z nią stało?- zapytałam niepewnie, zaraz tego pożałowałam. 

-Sądzi pani że ta sprawa w naszym mieście to jakaś nowość? Że dzieci znikają? Moja żona też chciała napisać o tym artykuł. Niestety nie zdążyła. 

Spodziewałam się wszystkiego, krzyku, zakończenia tematu, ale nie tego. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Zamiast pomyśleć nad odpuszczeniem, nakręciłam się jeszcze bardziej. 

Nie zdążyłam zadać kolejnych pytań, kiedy podjechaliśmy do nędznego hoteliku. Był to budynek z długim stażem. Przerażała mnie myśl o obskurnych pokojach, braku ciepłej wody i tego typu "wygodach". Lorens wysiadł, otworzył mi drzwi i pomógł wnieść bagaże. 

Po wejściu do środka byłam bardzo mile zaskoczona. Hotel nie był luksusowy, gustowny albo cokolwiek w tym guście. Był po prostu przytulny. W recepcji zastałam pulchną, drobną kobietę. 

Od pani Inwaszkiewicz dowiedziałam się, że hotel należy do niej i jej męża. Po mimo, że nie należą do najmłodszych radzą sobie tu sami doskonale. Nasłuchałam się jeszcze paru opowieści uroczych ale bez znaczenia. Po długim monologu pani Klary udało mi się uciec do swojego pokoju. 

Pomieszczenie było małe, ale bardzo dobrze umeblowane. Biurko stało pod wielkim oknem ze wspaniałym widokiem. z prawej strony stało łóżko. Na krańcu łóżka leżała idealnie złożona pościel. Na komodzie która stała po lewej stronie stało parę ozdóbek i jeden prawię uschnięty kwiat. Obok komody były drzwi prowadzące do łazienki. Łazienka miała szpitalne płytki, ale była też na szczęście szpitalna czystość. Wanna i ubikacja prezentowały się naprawdę dobrze. Szybko zmyłam z siebie podróż, pościeliłam łózko i natychmiast usnęłam.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 27, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

DomWhere stories live. Discover now