Wiedziała, że to będzie trudne od samego początku. Gdy tylko zdecydowała się na powstrzymanie jego planu. Nie mogła pozwolić, aby uratował swój lud, kosztem jej świata. Z początku było to łatwe. Kilkanaście stoczonych pomniejszych bitew, którymi głównie zajmował się Cullen, ponieważ nie mogła, a raczej nie chciała zrobić Solasowi krzywdy.
A jednak teraz siedziała na bordowym tronie, czekając na chwilę, gdy będzie mogła zaszyć się w swojej komnacie. Wsłuchiwała się w rytmiczne podzwanianie łańcuchów, którymi spętany był jej wróg i kochanek w jednym. Gdy przyglądała się powołanej defiladzie sześciu templariuszy i jednego maga, którego znała tak doskonale, miała wrażenie, że jej serce po raz kolejny spowija czerń, rozszarpując na maluteńkie kawałki. Wyglądała jak wykuty z marmuru posąg, z zewnątrz niewzruszona, a wewnątrz krzyk rozdzierał jej ciało. Fen'Harel pomyślał, że swą postawą przypomniała dawnych Elven. Pozwolił, aby uśmiech wszedł leniwie na jego usta. Mimo wszystko podziwiał ją jak nikogo innego. Była niewzruszona, silna i władcza, przez co tak obsesyjnie pociągająca. Nie mógł skupić się na niczym innym niż jej porcelanowa twarz. Błękitne oczy przypominały lód, a spowite były gestymi i długimi rzęsami, ciemniejszymi od węgla. Lekko jaśniejsze brwi były zmarszczone, przez co pomiędzy nimi powstała pionowa zmarszczka. Usta w kolorze delikatnej róży miała lekko uchylone, ukazując perłowe zęby przy każdym wdechu. Im bliżej był, tym lepiej mógł zobaczyć zmęczenie na jej twarzy. Nawet machoniowe włosy zebrane w idealny kok nie był w stanie tego przyćmić. Zaciekawiła to jednak korona, która znalazła swoje miejsce na jej skroniach. Zrobiona była ze srebra, a prosta obręcz udekorowana została trójkątnymi uwypukleniami zwężającymi się na linii gdzie niegdyś kończyło się jej valasllin. Przód zdobił szafir o odcieniu identycznym co oczy Nesianny. Jeden z templariuszy pociągnął za łańcuch spowity misterną siatką glifów, których nawet on by się nie powstydził. Jednak otaczająca go szóstka templariuszy stale blokowała jego magię, a tuzin kolejnych, rozstawionych po całej sali tronowej tylko czekał na jakikolwiek niewłaściwy ruch z jego strony. Zachwiał się, ale pozostał w pionie. Na twarz przyjął żelazną maskę. Kolejne pociągnięcie powaliło go na kolana, a najwyższy z templariuszy nie pozwolił mu wstać.
- Dziękuję, komturze - skinęła głową Inkwizytorka, a mężczyzna odpowiedział tym samym.
Jej głos był niczym setki lodowych okruchów, kaleczących jego twarz. Solas nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia, które odbiło się od ścian pomieszczenia. Jakże idealnie dobrała sobie żywioł, który opanowała. Obserwował spokojnie jak kobieta wstaje z tronu. Nawet jej kroki były dumne i majestatyczje. Prawą dłoń, odzianą w jedwabną rękawiczkę ułożyła na lewej stronie swojej talii. Zatrzymała się kilka kroków przed nim, na tyle blisko, że mógł poczuć tak dobrze mu znany konwaliowy zapach. Musiał zadrzeć głowę naprawdę wysoko, aby spojrzeć jej w oczy. Jeszcze nigdy nie czuł się tak poniżony, ale nie miał jej tego za złe. Przegrał w pojedynku o wszystko. Zdradził zaufanie swojego ludu, pozwolił sobie na porażkę, gdy nie było odwrotu. Nie był nikim innym niż zdrajcą. Po raz kolejny.
- Mogłabym przeczytać listę twoich zbrodni, Fen'Harelu... - zaczęła powoli, bez jakichkolwiek emocji. Jednak jego prawdziwe imię w jej ustach go zdziwiło. Czyżby naprawdę nie chciała wyprzeć tego z myśli. Już miał się odezwać, lecz templariusz po raz kolejny szarpnął łańcuchem. Z gardła mężczyzny wydobył się cichy warkot.
- Czyżby nasz wilk poczuł się zaszczuty? - zapytała lekko Nes, uśmiechając się delikatnie.
- Łańcuch trochę uwiera - wycharczał, a kolejne szarpnięcie zmusiło go do podparcia się dłońmi o kamienną podłogę.
- Postarajmy się nie schodzić z tematu, dobrze? - Solas zmarszczył brwi na sztuczność w jej głosie. Gdzie się podziała jego roześmiana i ciekawa wszystkiego co nowe ukochana?
- Co ci się stało? - wyszeptał.
Był przygotowany na ruch ze strony komtura, który nie nastąpił. Gdy uniósł głowę, zobaczył jak Nesianna opuszcza dłoń, którą powstrzymała mężczyznę przed ukaraniem maga. Po chwili podała ją Solasowi, aby mógł wstać. On jednak nie wiedział co było gorsze. Czy jej łaska okazaną mi w tych prostych gestach czy śmierć. Jednak nie liczył na tak proste rozwiązanie; w każdym wypadku nie z jej strony.
- Wybacz, że nie podałam obu dłoni, ale siła wyższa. Och. To było niezręczne - wygięła usta w uśmiechu, który nie sięgnął jej oczu do momentu, gdy ktoś stojący przy ścianie nie parsknął śmiechem. Odwrócił głowę, na tyle, na ile pozwalała mu obręcz na jego szyi, aby ujrzeć znajomą postać o charakterystycznej... każdej części ciała i ubioru.
- Dziękuję, Dorianie - skinęła główną i skupiła uwagę spowrotem na elfie.
- Możesz się rozejrzeć po tej sali, a zobaczysz tylko niewielką część ludzi, którym odebrałeś bliskich. Każda osoba, bez żadnego wyjątku została obdarta z czegoś, co do nich nie wróci. Każdy czeka na twoją egzekucję, chcą, żeby odebrano ci życie za to co zrobiłeś. Lecz to ja mam przywilej sądzenia ciebie. A ja nie chcę twojej śmierci. Mogę nawet ci powiedzieć dlaczego. Uważam, że to za mało. Chcę, żebyś wiedział ile straciłeś. Wiesz czym karane były przed śmiercią poprzedniej Boskiej przewinienia ze strony magów? Oczywiście poza ścięciem.
Cisza wypełniła salę, a odpowiedź była znana każdemu. Fen'Harel szarpnął się, a poręcze zacisnęły się na jego szyji oraz nadgarstkach, powodując mocno odczuwalny dyskomfort.
- To wyciszenie, Solasie - oznajmiła równie spokojnie, a jednak łzy zbierające się w jej oczach świadczyły o tym jak trudna to była dla niej decyzja.
Templariusze okrążyli maga, prowadząc go do lochów, a tuż za nimi udał się tłum. Oprócz Nes w sali pozostał Dorian, który podbiegsalił do przyjaciółki w ostatniej chwili, gdy szloch wstrząsnął jej ciałem, a jego ramiona uchroniły ją od upadku na zimną podłogę.
CZYTASZ
Konieczność
FanfictionZwykły, trochę dramatyczny one shot, który powstał podczas jednej z bezsennych nocy zbyt dawno.