Dziś recenzuję film na podstawie mangi/anime, więc będzie to wyglądało trochę inaczej.
Długość trwania: 100 minut
Gatunek: Thiller
Reżyser: Adam Wingard
Budżet: $40 milionów
Fabuła: Licealista Light Turner siedzi sobie na ławce, koło niego spada ded nołt, zaczyna padać, więc spieprza przed deszczem, a szkolne dresy nabijają mu pizdę pod okiem, kiedy chce zaimponować loszce 8/10. 8/10, bo loszka nie ma cycków, co widać, gdy później będą się ciumciać.
Postacie:
Light Turner: Raito bez mózgu
Mia Sutton: Misa z mózgiem
L: Zdesperowany dzieciak
Nazwisk aktorów wam nie podam, bo te role psują im tylko kariery filmowe.
Fabuła: 2/10
Amerykański ded nołt tylko się wzoruje, powinniście dać mu szanse, nie hejtujcie go, bo to nie miało być jak w oryginale...
Ok.
Ok, to czemu film podwalił z animca wszystkie dobre rzeczy i je spieprzył? Główny bohater nosi imię postaci, która była geniuszem, a w produkcji z 2017 jest debilem. Znajdujesz Death Nota, co robisz? Po dwóch dniach pochwal się nim loszce, bo czemu nie! Co może pójść nie tak?! Film zawiera tyle wątków z japońskiej animacji, że nie można uznać tego za tylko ,,inspiracje'', własny pomysł. Gdy Watari umiera, to L wpada w szał, chce zastrzelić Turnera i odwala wielką kichę. Czy wyobrażacie sobie L'a z anime, który postępuje w taki sposób? Ja też nie.
Postacie: 2/10
Zacznijmy od początku.
Light - Film sugeruje, że ta postać jest bardzo mądra. Wszyscy mu tak mówią, a on sam pisze prace domowe za kasę dla innych uczniów. Szybko jednak okazuje się, że Light jest zwyczajną pizdą, drącą się na pół szkoły po zobaczeniu Ryuka. Jakbym była Raito z anime, to bym całą obsadę, scenarzystę, reżyserów i aktorów zapisała w Notatniku Śmierci. Turner jest strasznie płytki, nieciekawy oraz interesuje się panienkami.
Mia - Szkolna czirliderka, ładna dziewczyna. Pewnie zastanawiacie się, czym się różniła od Mi'i z anime? Miała mózg. Tak po części. To też kolejne zbezczeszczenie postaci. Weszła Turnerowi na głowe, uknuła durny plan i chciała przejąć notatnik tylko dla siebie. Narzucała mu co ma z nim robić, a pod koniec zapisała w nim jego imię. Znowu nam na początku sugerowano, że Mia będzie tą głupiutką, słodką laleczką Lighta, gotowa zrobić dla niego wszystko, ale nie... Podwalili początkowy zamysł postaci, a następnie ją spieprzyli.
L - On na początku filmu był nawet OK. Znaczy... Na siłę chcieli nam wcisnąć, jak to bardzo jest podobny do L'a z anime. Watari cały czas go się pytał ile nie spał, w każdej scenie czymś upodabniał się do oryginału i nawet było to dobre. Później Watari zniknął za sprawą Lighta i wtedy zaczął się sajgon. L rzucił się na Turnera, zaczął mu wygrażać, a na końcu latał za nim ze spluwą po całym mieście, żeby... W sumie nie wiadomo po co. Po prostu scenarzyście się nudziło. Tym samym po raz kolejny spieprzyli opanowaną postać, chcącą rozwiązać śledztwo za wszelką cenę.
Pan Turner - Za tą postać dałam 1/10. Jedyny plus, bo aktor się spisał. Tylko w scenariuszu była ta okropna końcówka, gdzie przychodzi do szpitala i mówi do syna, coś w stylu: ,,No to co młody... Jesteś Kirą, prawda?'' ze spokojną miną, jakby byłoby mu to obojętne. Pamiętacie staruszka z anime? Był szczęśliwy, gdy na łożu śmierci zobaczył imię i nazwisko syna, co miało potwierdzić, że nie jest on Kirą. Tu widać miał to w dupie, chociaż podobno chciał za wszelką cenę zdemaskować zabójcę.
Watari - ... Light wpisał w ded nołcie Watari... I Watari umarł po spełnieniu jego zachcianek... Ale umarł... Watari.... Szkoda, że od razu nie wpisał ,,L'' do notatnika... To jest akurat pogwałcenie praw dziennika śmierci. To trochę w sytuacji, jak mamy kolegę Jana Kowalskiego, ale wszyscy mówią na niego Janusz. Wpiszesz Janusz i Jan Kowalski umiera.
Ryuk - Wisienka na torcie. Chociaż w sumie nie, bo mogłoby go nie być, a nie dostrzeglibyśmy żadnej różnicy. Występował tak rzadko i tak mało robił, że się zawiodłam. Szczególnie na jego postaci, całkowicie wykreowanej komputerowo. A dostał takiego dobrego aktora, który mógłby go zagrać... Jeszcze chcieli zrobić z niego przeciwnika Lighta, który zabiera mu notatnik i wpisuje w nim co chce. To byłoby pogwałceniem postaci, ale... Ale nawet ciekawym. Niestety został uniewinniony, przez co stał się nic nieznaczącą postacią. Do podsumowania ,,postacie'' został dodany +1 za głos Pana podkładającego mu głos.
Muzyka - 7/10
Dobra i klimatyczna, ale bez żadnych rewelacji. Jeden z niewielu plusów tego filmu.
Realizacja - 6/10
Oprócz tego komputerowego Ryuka wszystko jest naprawdę w porządku, bo w końcu to Netflix. Jednak też nie mam za wiele do powiedzenia, bo zwalili scenariusz i nic nie jest w stanie go uratować, nawet genialne najazdy kamery. Chociaż... Na co poszły te miliony? Za budżet również trzeba odjąć ocenę, bo nie widziałam tu czegoś niezwykłego, oprócz końcowej, zresztą beznadziejnej sceny.
Ocena końcowa: 3/10
Komentarz: Coraz bardziej uważam, że anime powinno pozostać anime i Amerykanie nie powinni tego tykać. Japończycy tworzą sobie te filmy na podstawie anime, ale to Japończycy. To tak samo, jak z filmami wojennymi u Polaków. Nie wychodzi, ale i tak je robią. Netflix poległ i niech już nie bierze się za kolejną ekranizację anime.
Cała recenzja była ironiczna, więc nawet nie jestem w stanie zrobić ,,recenzji na luzie''.
CZYTASZ
Szczere Recenzje Anime
Non-FictionTutaj liczy się tylko szczerość. Recenzje na poważnie + z poczuciem humoru. To prawda, że mamy już dużo recenzji na polskim Wattpadzie. Sama często przeszukuję takie książki w poszukiwaniu nowej, dobrej produkcji. Rzadko napotkałam na anime oceniane...