3

87 9 3
                                    

Mężczyzna usiadł na łóżku odgarniając za siebie pozgniataną kołdrę. Powoli przejechał po twarzy ręką, zgarniając przy okazji z gorącego czoła pot po niespokojnej nocy. Dopiero trzy dni prowadził śledztwo (a przez dwa dni w towarzszystwie Stilesa i Lydii) wybuchu komisariatu, a nawet nie postąpił o krok naprzód. Coraz trudniej było wypatrzeć cokolwiek nowego w zgliszczach i dziurze byłego miejsca pracy, kiedy było się tam z tysiąc razy każdego dnia i nic się nie zmieniało. Czuł, że zawodzi Szeryfa Stilinskiego, mimo wszystkich wdrożonych w sprawę sił policji i innych służb państwowych. 

Sięgając po telefon leżący na szafce nocnej, spojrzał mimowolnie na zdjęcie stojące obok. Cała kadra pracowników komisariatu. Teraz została jedynie siódemka pracowników- z czego trzech włącznie z Szeryfem walczyło w tej chwili o życie w szpitalu. Jordan westchnął przeciągle i chwycił mocniej telefon. Odblokował ekran i spojrzał na wyświetlacz. Żadnej wiadomości. Cisza. Nie zdziwiło go to zbytnio, zwłaszcza, że nikt nie wykonywał swojej pracy jak zazwyczaj. 

- Może na dobry początek dnia...- wszedł w bibliotekę muzyki w telefonie i przewijając szybko w dół, odszukał pożądaną na obecną chwilę piosenkę. - Idealna do mojej sytuacji to może nie jest, ale... Za bardzo ją lubię.

Nim puścił muzykę podłączył się przez bluetooth z głośnikiem. Rytm muzyki wybrzmiał w całym pokoju. Za każdym razem kiedy Dan Reynolds śpiewał w piosence słowa "Pain!", Parrish dołączał do niego i kołysał głową na boki od czasu do czasu o mały włos nie uderzając w jakiekolwiek umeblowanie w swojej dość skromnej kawalerce. 

Nastawił wodę w czajniku na gaz i gwiżdżąc w takt muzyki, czekał. Korzystając z kilku wolnych chwil, zaczął robić kanapki na śniadanie, a przy okazji także do pracy lunch.

Po niecałych dwóch minutach, kiedy woda na wolnym ogniu w końcu zaczęła gwizdać,  Jordan skończył pakować do torby sportowej kanapki i strój potrzebny do wykonywanej obecnie pracy. Szybko podszedł do kuchenki gazowej i wyłączył zagłuszający swoim piskiem muzykę czajnik.

W tej samej chwili zadzwonił również jego telefon,  co nie za bardzo przypadło mężczyźnie do gustu.  Wolałby, by obudzono go w środku nocy, niż przeszkadzano podczas najważniejszego posiłku dnia, jakim było śniadanie. Nie patrząc na wyświetlacz odebrał połączenie. 

- Halo?

W telefonie trwała cisza. Odsunął od ucha urządzenie, by upewnić się, że aby na pewno odebrał połączenie. 

- Halo? Jest tam kto? Ktokolwiek?!

Cisza dalej ciągnęła się w słuchawce. Zdenerwowany mężczyzna rozłączył się i prawie rzucił telefonem w ścianę. Powstrzymało go jedynie kolejne połączenie. Ponownie odebrał bez patrzenia na ekran.

- Przysięgam, jeśli to kolejne żarty...!

- Jordan...

- Scott, miło cię słyszeć. 

- Jesteś nam potrzebny. Jak szybko potrafisz dotrzeć do szpitala?

Zastępca szeryfa odwrócił się w stronę szafki, na której stał kubek z parującą kawą, która aż sama się prosiła o wypicie. "Pal licho już to śniadanie, ale kawa?! Kawę trzeba wypić, jak inaczej mam normalnie funkcjonować na tym zasranym świecie?!"

Dawna (nie)znajoma || Jordan ParrishOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz