Dzisiaj przyjechała Magda, ośmioletnia dziewczynka, prawdziwy szatan w ludzkiej postaci. Kiedy weszła do stajni, ubrana w najdroższy strój jeździecki od stóp do głowy, co zawdzięczała bogatym rodzicom, którzy rozpieszczali ją do granic możliwości, zacząłem niespokojnie kręcić się po boksie.
Jako iż jej rodzice znali się z właścicielami, Magda miała dużo więcej możliwości od innych dzieci; jednym z nich był wybór koni na jazdę. Uśmiechnęła się i zdecydowanym krokiem podeszła do mojego boksu.
- Biorę Karola - nienawidziłem jak tak na mnie mówiła. Mam na imię Monte Carlo - Baaardzoo go lubię, jest taki grzeczny!
Oczywiście stajenni zrobili wszystko za nią. Nie wyczyściła mnie, nie okiełznała ani nie siodłała. Tak nie będziemy się bawić.
Widziałem współczucie Amelii, stajennej, która bardzo mnie lubiła (zresztą ze wzajemnością) i często na mnie wsiadała. Jazda z nią była łatwa jak masło; jej precyzyjne sygnały i świetny dosiad działały na mnie stymulująco.
Magda wzięła wodze w ręce, wyprowadzając mnie z boksu. Chciałem jej zrobić na złość, więc gwałtownie szarpnąłem głowę w górę, na co dziewczynka krzyknęła, puszczając wodze. Kiedy masowała obolałą rękę, ja spokojnie wróciłem do boksu, uważając, by nie potknąć się o wiszące wodze, ciągnące się po ziemii.
Amelia podeszła do mnie zła, jednak nie na mnie, tylko na Magdę.
- Trzeba trzymać konia. - warknęła do małolaty - Mógł zrobić sobie krzywdę.
- Wiem - mruknęła zawstydzona Magda. Ponownie chwyciła mnie za wodze i szarpiąc mocno ruszyła na halę.
Oczywiście ruszyłem przy wsiadaniu, jednak dziewczynka zdążyła wsadzić pupę w moje siodło. Stęp nie był zły, szedłem gdzie chciałem, czasami skręcając, kiedy mi kazała.
W kłusie było gorzej. Magda nie trzymała żadnego kontaktu, ciągnęła za wodze, kiedy trener jej to wypominał, łydka latała jak opętana. W dodatku pięty wbijały mi się w boki.
Kiedy odmówiłem kolejnego skrętu, podczas którego tylko ciągnęła mnie za wodze, zero łydki, walnęła mi z bata. Jej niedoczekanie. Zacząłem kłusować. Szybko. Gówniara latała w siodle, nie mogąc utrzymać tępa anglezowania. Po chwili zagalopowałem i odskoczyłem w bok.
Magda spadła twarzą w piach, a ja zadowolony zacząłem brykać na środku ujeżdżalni.
Po kilku baranach weszła Amelia, by mnie złapać. Pozwoliłem jej na to, posłuszny jak baranek. Zobaczyłem lekki uśmieszek na jej ustach.
Spojrzałem na trenera, który upewniał się, czy Magdzie nic nie jest. Płakała, ale ze strachu. Podniosłem uszy, gdy trener postanowił, że Amelia wsiądzie na mnie na chwilę, by mnie ustawić. Amelia wsiadła na mnie. Po chwili zrobiliśmy kilka kółek szybkim galopem. Po tym Magda znów na mnie wsiadła. Czułem w niej strach. Postanowiłem dziecka nie straszyć, niech przeze mnie nie rezygnuje. Niech wybierze innego konia, który - być może - postąpi tak samo.
Na sygnał do zagalopowania ruszyłem, wolno i równomiernie. Siedziała jak worek ziemniaków, więc odruchowo przeszedłem do kłusa. Chwilę jednak pogalopowała, więc trener kazał jej zagalopować w drugą stronę. Przebiegłem mniej niż poprzednio, po czym znowu chwila beznadziejnego kłusa, podczas którego ta mała ameba ciągnęła mnie za wodze, próbując zwolnić. Przecież biegłem wolniutko, więc zadarłem łeb w dół i wywaliłem tylnie nogi w górę, leciutko, żeby nie spadła. Dziewczynka pisnęła, przycisnęła łydkę i ruszyła dalej, wydłużyła mi wodze i przeszła do kłusa ćwiczebnego. Masakra przez wielkie M. Co ja na to poradzę, że mocno wybijam?
Potem już tylko stęp na długiej wodzy, i idę na pastwisko.
Magda - aż dziwne - rozsiodłała mnie (zajęło jej to dziesięć minut), założyła kantar i przypięła uwiąz, po czym skierowała mnie w stronę pastwiska. Postanowiłem nie szaleć i sprawiać wrażenie grzecznego, lubiącego dzieci konia. Kiedy na pastwisku odpięła mi uwiąz, ruszyłem galopem, strzelając barany w jej stronę, pokazując jak bardzo jej nie lubię, po czym dostrzegłem, że ucieka do stajni. Stanąłem i spojrzałem na nią, głośno parskając. Ona nie będzie mną rządzić. Amelia, inni stajenni, właściciel czy dobrzy jeźdźcy, których lubię, tak. Ale nie ona. Obejrzałem się za siebie, dostrzegając stado, w kierunku którego ruszyłem.
![](https://img.wattpad.com/cover/121444141-288-k685710.jpg)
CZYTASZ
Monte Carlo - dziennik konia szkółkowego
Short StoryDziennik konia szkółkowego - chodzącego w rekreacji. Monte Carlo - koń szlachetny półkrwi - całe życie chodzi w rekreacji. Jak wygląda jego życie?