Rozpacz

101 7 0
                                    

I udali się na dalsze poszukiwania. Staruszka zdenerwowała się, ponieważ znowu nie udało jej się, zawróciła i poszła w stronę domu, nie wiedząc, że Fiona, Josie i Josh postanowili ją śledzić. Fiona była pewna, że to właśnie ona stoi za zaginięciem mężczyzny, nie wiedziała na co ją stać i nie wiedziała co mogła zrobić Billie'mu, jednak musiała zaryzykować i pomóc swojej siostrzenicy, a poza tym była przecież czarownicą i mogła zmierzyć się z nią. Kiedy zniknęła z ich pola widzenia, poszli za nią, chowając się za drzewami i krzakami, po pięciu minutach dotarli pod stary, podupadły dom. Staruszka wyjęła z torby klucz i otworzyła drzwi, następnie zostawiła go w drzwiach, które zostawiła otwarte na oścież. Chłopak nadal był nie przytomny, jednak nadal żył. Z jego klatki piersiowej i rąk leciała krew, jednak nie było jej dużo. Kobieta wytarła ją jakąś ścierką i usiadła na krześle na przeciwko, czekając, aż chłopak się obudzi. W tym samym czasie Fiona i dzieciaki były w bezpiecznej odległości, stali kilkanaście metrów dalej za ogromnym drzewem jednak nic nie widzieli.

- Zostańcie tutaj. - Była zdeterminowana, zajrzała do torebki i wyjęła z niej komórkę, spojrzała na nią i podała Josie. - Jest trzynasta pięćdziesiąt pięć. Jeżeli nie wrócę do czternastej pięć, biegnijcie jak najszybciej możecie do domu i wezwijcie Cordelie. Przyprowadźcie ją tutaj. Rozumiecie?

Oboje kiwnęli głowami na tak.

Kobieta zeszła ze skarpy i ruszyła pewnym krokiem w stronę starego domu. Stanęła za oknem i delikatnie wychyliła głowę, próbując coś zobaczyć, jednak okno było zbyt wysoko. Podniosła stare krzesło i stanęła na nim. Spojrzała w okno i spełniły się jej przypuszczenia, zakryła twarz ręką kiedy zobaczyła rannego chłopaka i ją z nożem, siedzącą na przeciwko. Nie miała czasu, musiała działać... Pobiegła za drugą część domu i dzieciaki straciły ją z zasięgu wzroku. Fiona kucnęła za domem, zastanawiając się, co zrobić by odwrocić jej uwagę... Minęła chwila i nastolatkowie szybko pobiegli do sierocińca po resztę. Kobieta w końcu wpadła na pomysł. Skoncentrowała się i kiedy machnęła ręką kilkanaście metrów dalej pojawił się duży wybuch, który sprawił, że wielkie drzewo upadło kilka metrów przed domem, powodując wielki hałas. Tak, jak się spodziewała, stara kobieta wyszła z domu, by przyjrzeć się, kto mógł ściąć to drzewo, kiedy oddaliła się, Fiona weszła do domu
i podbiegła do Billie'go, huk go obudził. Odkleiła szybkim ruchem taśmę z jego ust, chłopak był przerażony.

- Co się dzieje? - Zapytał.

Fiona właśnie próbowała uporać się z rozwiązaniem kolczatki.

- Nie ma czasu na wyjaśnienia, ona zaraz wróci... - Zdenerwowała się.

- Jesteś czarownicą. - Powiedział Billie. - Zabij ją!

- Demon osłabia nasze moce z każdą chwilą... Nie mogę tego zrobić. Muszę oszczędzać siły.

W tym momencie udało jej się go rozwiązać. Chłopak krzyknął z bólu, Fiona zauważyła benzynę w zielonym pojemniku, zwinnie oblała całą kuchnię i włączyła piekarnik, otwierając go na oścież, gdzie również wlała benzynę.

- Co robisz? - Zapytał Billie.

- Mszczę się.

Odpaliła zapałkę i rzuciła ją na podłogę, zanim pomieszczenie zajęło się ogniem Fiona wraz z Billie'm przenieśli się do sierocińca. W kilka sekund dom wybuchnął i drzewa oraz krzaki dookoła stanęły w ogniu.
W tym momencie Cordelia, Madison i Queenie dostrzegły jak dom wybucha,  w ostatniej chwili rzuciły się na ziemię i eksplozja je ominęła, jednak ogień zajął sporą część terenu. Cordelia krzyknęła, podnosząc się z ziemi.

- Nie! - Popłakała się. - Dotarłyśmy zbyt późno...

Pobiegła na dół, omijając palące się miejsca i dobiegła do płonącej ruiny. Przybyła zbyt późno, jej matka odeszła... Chwilę później dołączyły do niej Madison i Queenie, dziewczyny nie mogły uwierzyć w to, że wielebna odeszła. Nawet Madison to poruszyło.

- Może uciekli? - Zapytała ze smutkiem Queenie. - Może są niedaleko?

Cordelia nie była w stanie się odezwać, usiadła na ziemi i płakała... Nie wiedziała, że jej matka właśnie zmierzała w jej kierunku, bojąc się o nią. Madison rozejrzała się dookoła, było coraz więcej ognia. Kucnęła obok Cordelii i odezwała się do niej.

- Chodźmy stąd... - Położyła jej rękę na ramieniu. - Jest zbyt mało czasu, ogień się rozprzestrzenia.

Ona jednak nie reagowała. Spojrzała na Queenie, a ta wskazała na Cordelię i kazała Madison próbować dalej.

- Może ona się... - W tym momencie Fiona pojawiła się na skarpie i krzyknęła szczęśliwa, że jej córka żyje.  - Cordelia!

- Teleportowała! - Krzyknęła ze szczęścia Madison. - Cordelio, ona żyje!

Cordelia słysząc głos swojej matki poczuła ogromne szczęścia, podniosła się i widząc ją, popłakała się, ale tym razem ze szczęścia. Pobiegła do niej. Madison i Queenie popatrzyły na siebie i wzruszyły ramionami, udały się w stronę Cordelii i Fiony, wymijając ogień. W tym momencie staruszka wychyliła się zza drzewa niedaleko ich i szepnęła.

- Niech każdego, kto mnie skrzywdził spotka ogromny smutek i cierpienie w życiu. Niech zejdzie na niego śmierć lub wieczny smutek i ból.

Zaśmiała się i odeszła.

American Horror Story: OrphanageOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz