Po dowiedzeniu się od wujka, że Jimin był w u psychiatry, Jeon postanowił się z nim spotkać. Zdawał sobie sprawę, że kolejne próby kontaktu przez telefon nie przyniosą żadnych efektów, więc udał się do mieszkania swojego rówieśnika. Nie miał planu czy chociażby zamysłu. Nie wiedział, co powie, jak zobaczy niższego od siebie chłopaka. Nie miał pojęcia, jak zareaguje, co zrobi. Po prostu chciał go zobaczyć. Mieć pewność, że jednak nic mu nie jest. Że na jego policzki nie spłynęła ani jedna łza. I choć wątpił w to, że Park przez te dwa dni nie płakał, jakaś część w jego środku miała nadzieję, że był silny. Że dał radę.
Pod drzwiami mieszkania Parka był już niecałe pięćdziesiąt minut później. Kilka razy po drodze zwątpił, zatrzymując się na środku chodnika i myśląc, czy to aby na pewno dobry pomysł. Czy tymi odwiedzinami nie zniszczy ich relacji, które i tak jest w stanie ciężkim. Od początku była niewiadoma, tajemnicza. Nieokreślona. Jednak teraz mogła całkowicie zniknąć, a wszystko przez jedno spojrzenie w oczy.
Uniósł pięść, by zapukać, jednak zatrzymał się, gdy usłyszał krzątanie się po mieszkaniu. Uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, że to właśnie Park jest w środku i zapukał, wpatrując się w drewno ich dzielące. Odgłosy nagle ucichły, jakby były tylko w wyobraźni Jungkooka, co dość mocno go zaniepokoiło. Odchrząknął i zbliżył się do drzwi.
— Jimin? Dlaczego nie chcesz mi otworzyć? — zapytał tak głośno, by chłopak mógł bez problemu to usłyszeć. Nie przejmował się tym, że znajdował się na klatce i wszyscy prawdopodobnie mogli go usłyszeć. — Wiem, że tam jesteś. Proszę, porozmawiajmy. — kolejny raz nie dostał odpowiedzi, na co westchnął. — Rozumiem, jesteś na mnie zły. Przepraszam, że tu przyszedłem. Po prostu chciałem zobaczyć, czy nic Ci nie jest. Czy nic sobie nie zrobiłeś. Słyszałem, że byłeś dziś u psychiatry. Czy jednak postanowiłeś się leczyć? Proszę, odpowiedz mi, bo zgłupieję od tej ciszy — powiedział błagalnie, opierając czoło o drewnianą powierzchnie.
Mimo tej prośby, nikt się nie odezwał. W pewnym momencie przez myśl Jeona przeszło, że może to włamywacze, którzy właśnie teraz okradali Jimina z najcenniejszych rzeczy. Jednak po krótkich przemyśleniach wydało mu się to mało prawdopodobne. Przecież mogli wciągnąć go do środka, pobić, a nie siedzieć cicho.
— Proszę, przyjdź jutro do szkoły. — po tych słowach Jungkook odszedł ze spuszczoną głową i milionami pytań w głowie. Jednak najbardziej bolało go serce, które nadal oplatane było przez strach o tego chłopaka.
Jimin słysząc, jak Jeon odchodzi, skulił się pod ścianą i rozpłakał. Szło mu już tak dobrze. Prawie pozbył się tego chłopaka z umysłu, lecz on musiał przyjść i wszystko zniszczyć. Zburzyć mur, który Park zaczął budować między nimi. Choć nie chciał słyszeć od Jungkooka miłych słów, to jednak gdy już zostały wypowiedziane, rozgrzewały zmarznięte serce Jimina, jakby powoli je ożywiając, naprawiając. Każde zdanie, które pada z ust Jeona jest jak klej, który powoli skleja ten ledwo bijący mięsień. Kawałek po kawałku. Powoli, by przy porażce ponowne pęknięcie nie bolało za mocno.
***
Po nieprzespanej nocy, Jimin przyszedł do szkoły nieco spóźniony. Nie miał siły, by ćwiczyć na lekcji wychowania fizycznego, która była pierwsza. Postanowił pobłąkać się po szkole z rękami w kieszeniach, i pomyśleć nad wszystkim kolejny raz. Nadal nie mógł złożyć nic w jedną całość. Zawsze trafiał się kształt, który niszczył cały plan, choć wydawał się on idealny. Obserwował czubki swoich butów, zagryzając co jakiś czas dolną wargę, która stawała się coraz bardziej czerwona. Nie wiedział, jak powinien się zachowywać, jak wyjaśnić niektóre sprawy. Leki, które zaczął na nowo zażywać, nie ułatwiały mu tego zadania. Mógł się tego spodziewać po antydepresantach, które wykupił od razu po wyjściu od lekarza. Nie chciał tego robić, jednak wiedział, że tylko one potrafiły sprawić, by spojrzał na swoją umierającą matkę.
CZYTASZ
Unfinished story ⚛ j.jk+p.jm
Fanfiction"Tak, ból w końcu się pojawił.(...) Wydawało mi się, że wyrwano mi z ciała wszystkie najważniejsze organy, że mój tułów to jedna wielka rana o poszarpanych brzegach, pulsująca, niegojąca się mimo upływu czasu." - Stephenie Meyer Ból nie zawsze jest...