Lato tego roku nie było zbyt piękne. Ulewne deszcze nad Ohio pozbawiły wielu dzieci udanych wakacji. Niejedna osoba zdecydowała się na last minute i poleciała nad Morze Śródziemne. Rodzina Josephów również była nieszczególnie zadowolona z pogody. Wspólny wyjazd nad jezioro Erie legł w gruzach.
Na rodzinnej naradzie ustalono tylko jedną rzecz - że niczego nie da się zaplanować. Dwunastoletni Zack wolał zostać w domu - będzie mógł się spotkać z kumplami, pograć w kosza i nie będzie uzależniony od pogody. Ośmioletnia Madison powtarzała, że jadą nad jezioro i kropka. Zawsze jechali i teraz również pojadą. Co tam pogoda - pogoda się zmieni. Ta, prędzej tęcza będzie miała sto barw niż Maddy zmieni decyzję. Czteroletni Jay nie do końca miał jak się wykłócać - jego język to nadal bla bla - ale po ostatniej wycieczce do zoo uwielbiał zwierzęta. Musiały być wszędzie, żeby mały nie robił awantury. Ciężko na wyjazd zabrać dwadzieścia cztery pluszaki. Głowa rodziny Josephów proponowała wyjazd na wieś, do jego rodziców. Na to Mama Joseph od razu protestowała mówiąc, że nie zniesie dwóch tygodni z teściową.
W całym tym zamieszaniu i przemiennym przekrzykiwaniu się całkowicie zapomniano o Tylerze. Czternastoletni chłopak był bardzo zamknięty w sobie, a zarazem było mu wszystko jedno. Wyjazd nad jezioro, do zoo, na wieś, zostać w domu - to bez znaczenia. Jego świat kończył się w jego pokoju - to co była poza nim jest tylko pustką.
Tak o to następnego dnia Tyler wylądował w samochodzie razem z Ojcem, Jayem i dwudziestoma sześcioma pluszakami - okazało się, że bez zebry i kota nie można nigdzie wyjechać. Mama została w domu z Maddy i Zackiem - powodzenia z tymi dwoma potworami. To nie tak, że Tyler nie lubił swojego rodzeństwa. Wręcz przeciwnie - jego o dwa lata młodszy brat jest ulubionym członkiem rodziny, ale kiedy któreś z młodszych Josephów zaczynało się nudzić... Cóż, shake z armagedonu, trzeciej wojny światowej i wulkanu Wezuwiusza może być dobrym porównaniem.
Dziadkowie Tylera mieli już swoje lata. Kiedyś chłopak pytał Ojca o ich wiek, lecz było to tak dawno, ze teraz wyglądali na dwa razy starszych. Mimo ich podeszłego wieku nadal dzielnie pracowali na roli. To właśnie ich pogoda ducha dodawała im sił, gdy stawy odmawiały im posłuszeństwa.
Widok za oknem od prawie dwóch godzin pozostawał niezmienny. Ogromne łany zbóż czekały tylko na kombajn, który ukróci ich nędzną egzystencję i zmieli ich płody w drobny mak. Tak, w ten właśnie sposób Tyler lubował sobie opisywać rzeczy zwyczajne. Chciał, aby brzmiały one dramatycznie, jakby cały świat ich nienawidził. To się chyba nazywa pesymizm. Przynajmniej tak kiedyś nazwał go Zack. Zamkniętym w sobie pesymistą z tendencjami do dramatyzowania. Uroczy opis, warto zapamiętać.
Zostało im już niewiele drogi do celu. Minęli już tą małą miejscowość, która nawet nigdy nie doczekała się własnej nazwy i jechali w stronę pagórków. Dom dziadków znajdował się na ostatnim, a zarazem najwyższym wzgórzu. Stojąc u podnóża pierwszego wzniesienia można było podziwiać budowlę, która wyglądała niczym zagubiony przez Boga klocek. Ktoś kiedyś zbudował małą chatkę, lecz ją odrzucił i wyniósł na odludzie. Czekała wieki, aż pradziad Tylera przypadkiem odkrył ją, gdy ósmego dnia o wschodzie słońca stanął na czubku prastarego dębu i spojrzał w stronę odlatującego orła.
Taki kit na wodzy sprzedali rodzice Tylerowi gdy miał pięć lat. A on przez lata w to wierzył. A później się dziwili, że ich syn im nie ufa. Najpierw Mikołaj, potem Wróżka Zębuszka,a następnie to.
Na miejsce dojechali koło południa. Tyler wyskoczył szczęśliwy z samochodu. Nie znosił podróżować. To zawsze zajmuje tyle czasu. Tyle czasu schodzi tylko na myślenie. Kiedy myśli, uwalnia jego demony. A one zawsze go pochłaniają.
- Idę na Górę! - zawołał chłopak ignorując prośbę Ojca o pomoc w przenoszeniu pluszaków Jaya. Pomknął znaną mu ścieżką w stronę wysokiego wzniesienia. Jego rodzice nie lubili, kiedy on tam przychodził. Powodem był ogromny rów, który się rozciągał trzy metry niżej. Chociaż Dziadkowie twierdzili, że upadek z takiej wysokości nie zrobi krzywdy takiemu wysportowanemu chłopakowi - wbrew pozorom Tyler czasem lubił się poruszać - to rodzice nadal byli niespokojni. Za to sam Joseph uważał, że to miejsce ma magiczną aurę. Dlaczego? Wtedy jego demony są cicho. Może nawet one potrafią uhonorować miejsce zapomniane przez Boga?
Nagły dźwięk wystrzału zaniepokoił Tylera. Czyżby znowu ludzie z wioski niebytu polowali na sarny? Chłopak nienawidzi myślistwa. Ludzie wchodzą do domu tych zwierząt i je zabijają. U ludzi, taki ktoś trafiłby do więzienia, a tu zdobywa pochwałę i uznanie w oczach innych. Absurd. W oddali słychać już było ujadanie psów. Wyglądało na to, że dwa charty gonią biedne zwierzę. Po wytężeniu wzroku Tyler dostrzegł zająca. Biedne zwierze uciekało w popłochu przed psami.
- Biegnij, zajączku - szepnął nieświadomie Tyler. Co jakiś czas pogoń znikała mu z oczu. W pewnym momencie zwierzęta wbiegły za pagórek. Mijały sekundy, a zająca dalej nie było widać. - Dalej. - Tym razem powiedział to o wiele bardziej stanowczym głosem. Wstał, aby mieć lepszy widok. - Biegnij! - zawołał najgłośniej jak mógł. Wtem zobaczył jak szarak wybiega za wzniesienia. Nie myśląc wiele Tyler zaczął biec wzdłuż rowu.
- Biegnij, zajączku! Biegnij! BIEGNIJ! - krzyknął najgłośniej jak mógł. Sekundę później potknął się o własną nogę i runął w dół, do rowu. Zasłonił rękoma głowę czując jak przemiennie upada to na ręce, to na nogi, zaraz potem na brzuch i na plecy. Dodatkowo ślizgał się na błocie i nie mógł się zatrzymać. Próbował złapać się rękoma wystającego korzenia, co było wyjątkowo złym pomysłem. Korzonek momentalnie się urwał, a ostatnie pół metra Tyler zjechał na plecach. Wielki finał nastąpił w chwili uderzenia głową w kamień na dnie zagłębienia.
- Powiedz mi, Tylerze, co cię inspiruje?
- Śmierć, proszę pani.
- To niepokojące, jak śmierć może cię inspirować?
- Śmierć inspiruje mnie jak pies inspiruje zająca. Zając uciekając przed psem uświadamia sobie, że chce żyć. Ja, także uciekając przed śmiercią, chcę żyć.
***
I tym dramatycznym dialogiem kończę pierwszy rozdział mojej pierwszej historii tutaj, na Wattpadzie. Opinie mile widziane. :)
CZYTASZ
Death inspires me like a dog inspires a rabbit...
FanfictionTyler Joseph od zawsze był dziwnym dzieckiem. Aby uchronić go przed zagrożeniami życia, jego rodzice decydują się na naukę w domu. Otoczony przez własne demony nie wie, co z sobą począć. Pewien zwyczajny szary zając uświadomi mu, co jest jego życiow...