„I wtedy jego oczy niespodziewanie napotkały Słońce"
Chodzenie w mroku jest jak podawanie ręki diabłu. Jak witanie wszystkich swoich lęków z otwartymi ramionami, nieważne czy boisz się pająków, które może imitować cień, czy samotności, nie widząc na ulicach żadnych ludzi. W ciemności twarze przyjaciół stają się tylko czarną plamą, tak samo jak i twarze twoich wrogów. Nocami wszyscy są tacy sami. Nawet Min Yoongi i reszta świata nie różnili się teraz od siebie.
Krążył po krawężnikach niezwykle spokojnych o tej porze ulic z do połowy pustą butelką soju i kręcił się po chodnikach, którymi nie miał okazji wcześniej chodzić. Dlaczego właśnie pił? Dlaczego chodził sam i wpatrywał się we własne buty? Dlaczego bał się podnieść wzrok na gwiazdy i dlaczego nie uważał, że ta cisza go leczy, a tylko bardziej przytłacza? Powoli zaczynał mieć naprawdę dość. Nie wiedział czy na pewno nazywa się Min Yoongi ani nie był już pewien czy wykreślił w kalendarzu odpowiednia ilość dni, bo jego jedynym odniesieniem było światło zza porwanej zasłonki, które wpadało lub nie do jego zaciemnionego pokoju. Zaczynał zatracać się w czasie i gubić samego siebie, choć nigdy tak naprawdę się nie odnalazł.
Zatrzymał się, gdy dopadła go pewna myśl. Postanowił to zapisać. Odrobinę chwiejnym krokiem wszedł do najbliższego sklepu, który przypadkiem był jeszcze czynny i kupił cienki zeszyt oraz jakiś kolorowy długopis. Nogi same poniosły go gdzieś daleko od domu, ale w miejsce znajome, a mianowicie do parku niedaleko szkoły tanecznej. Kiedyś biegał po tych alejkach z innymi dziećmi, a teraz skoro świt spisuje tu swoje uczucia nad kończącą się butelką alkoholu.
Zapisał niewiele, bo zasnął w połowie trzeciego wersu i dopiero dziewczynka szarpiąca za przemokniętą nogawkę przywróciła go do żywych.
-Zyje pan?- zapytała szczerbata laleczka z ciemnymi oczami i uśmiechnęła się widząc jak brunet rozchyla powieki oraz w końcu zamyka usta. A on aż mrugnął kilka razy w niedowierzaniu. Czyżby ktoś się o niego martwił? A może to tylko przywidzenia? Upewnił się, że jednak nie, gdy zaaferowana kobieta podbiegła do dziewczynki i szybko odciągnęła ją za rękę w drugą stronę, jeszcze raz krzywo zerkając przez ramię na skołowanego chłopaka pozostawionego na ławce, który tylko patrzył za odchodzącym aniołkiem.
Dziękuję?
Od natarczywego wlepiana wzroku w plecy truchtającej za mamą dziewczynki oderwał go głośny strzał gdzieś niedaleko. Znowu to strzelanie do kaczek, przez które człowiek aż podskakuje na deskach. I pewnie właśnie ten dźwięk by go obudził, gdyby nie słodycz i niewinność zmartwionego dziecka. Kiedyś też taki był. Ale to już zbyt dawno, żeby teraz roztrząsać. Teraz nie nadwyrężał ust uśmiechem, ani nie zaczepiał przechodniów. Już wyrósł. Ale czy na pewno?
Zimno. Mokro. Boli głowa. Bolą plecy. Zdecydowanie nie było warto dla tych kilku słów przelanych na zwilgotniały przez noc papier. Równie dobrze mógł to zrobić w domu. Kilka razy czytał wersy, które podobno wyszły spod jego ręki, a przez nieuwagę pozwolił długopisowi sturlać się po deskach. I wpadłby w błoto, ale uratowała go przed tym pewna dłoń od razu podająca mu własność z powrotem.
-Prawie ci upadło- odebrał długopis spomiędzy szczupłych palców i niepewnie podniósł wzrok na chłopaka z czarną frotową opaską na czole wciśniętego w neonowo pomarańczowy strój sportowy -Co tam piszesz?- zapytał, a nawet zachodzące słońce nie dorównywało teraz jego promiennemu uśmiechowi.
-Bajkę- palnął szybko i natychmiast przytulił kartkę do piersi, żeby chronić tekst przed obcymi oczami, od których nie mógł odkleić swoich.
Już nie pamiętał jak brzmiał jego własny głos, ale mógłby przysiąc, że kiedyś był mniej zachrypiały. To chyba jednak specjalnie nie przeszkadzało jego nowemu rozmówcy, bo nawet się nie skrzywił. Chwilę później usiadł tuż obok, nie przejmując się zapachem mokrego psa zmieszanym z lekką wonią alkoholu. Może dlatego, że, wnioskując po zaczerwienionych policzkach, przed momentem biegał i z pewnością roznoszenia fiołków nie można było mu teraz zarzucić.
-Fajnie. A o czym?- spojrzał zainteresowany na odrobinę zgniecioną przez drżące ręce kartkę.
-Jeszcze nie wiem- powiedział już ciszej, dając dojść do głosu tej dziwacznej niepewności pojawiającej się, gdy dochodziło do kontaktów z ludźmi.
-Na pewno jeszcze coś wymyślisz. Długo już piszesz?
-Nie. W zasadzie to od wczoraj- przeniósł wzrok na własne kolana, bo ciemne oczy zaczęły go zwyczajnie onieśmielać. Już nie mógł tak po prostu na niego spojrzeć. Nie zasłużył. Nie zasłużył też na dźwięk śmiechu, który zaskoczył go prawie od razu po skończonym zdaniu.
-To bardzo trudna sztuka, ale z pewnością sobie poradzisz. Ja uczę się w szkole tańca niedaleko i też często się zawieszam, gdy muszę wymyślać własną choreografię, więc można powiedzieć, że w pewnym sensie cię rozumiem- uśmiechnął się serdecznie, gdy Yoongi zwrócił na niego zdziwione spojrzenie. Rozumie?- Swoją drogą, jestem Hoseok- wyciągnął rękę w jego stronę, ale przez dłuższy czas nie otrzymał żadnej odpowiedzi od zbitego z tropu chłopaka. W końcu jednak podał dłoń chłopakowi z pięknym uśmiechem i krótko się przedstawił.
-Yoongi, chyba.
-Chyba?- popatrzył rozbawiony na bruneta, ale wkrótce odwrócił się w kierunku, z którego przybiegł, słysząc dźwięk butów rytmicznie rozchlapujących kałuże- Muszę już iść. Zabiją mnie jak zobaczą, że ich kapitan leni się na ławce- ostatni raz się uśmiechnął i odbiegł przed siebie. Nawet pomachał zagubionemu Yoongiemu zanim zniknął za jakimś łysiejącym krzakiem, ale on mógł w tym momencie jedynie siedzieć jak zaklęty do czasu aż stado truchtających chłopaków nie ochlapało mu przypadkiem i tak już mokrych spodni.
Już dawno powinien być w domu. Nie powinien w ogóle z niego wychodzić. Tylko narobił sobie prania i niepotrzebnie wydał pieniądze. Wyrzucił z głowy Hoseoka i nieistniejącą jeszcze w całości "bajkę", ale do mieszkania wrócił ściskając kurczowo kartkę papieru oraz z najpiękniejszym uśmiechem posłanym w jego stronę majaczącym mu przed oczami. Czy tak wygląda szczęście?
CZYTASZ
Once there were a boy //Yoonseok
RomanceKtoś kiedyś znalazł bajkę napisaną na kawałku przypalonego papieru. Bajkę o chłopcu pochłoniętym przez słońce.