6. Więzi

425 22 2
                                    



Fala chłodnego powietrza uderzyła we mnie zupełnie niespodziewanie. Poczucie zrozumienia, które wypełniało mnie jeszcze przed chwilą zniknęło, a moje ciało przeszył dziwny ból. Nie wiedziałam co się dzieje, ani dlaczego nie umarłam już przy pierwszym spotkaniu, ale byłam pewna, że kolejnego nie przeżyję. To moja ostatnia szansa. Byłam zmęczona, a mój organizm kompletnie się rozstroił w trakcie tej, już potrójnej, przeprowadzki z ciała do ciała. Na ułamek sekundy przed moimi oczami pojawiły się mroczki.

Gdzie byłam teraz?

Nic nie składało się w całość. Każde przejście, bo tak to nazwałam, wyglądało zupełnie inaczej. Nie było żadnych większych analogii, nie zauważyłam nawet małego elementu, który mógłby mi pomóc zaliczyć ten, chyba najcięższy w moim życiu, egzamin. Odczekałam chwilę, aż mój wzrok wróci do normy.

Spokój, chyba pierwszy raz od dłuższego czasu byłam naprawdę skoncentrowana na zadaniu. Znajdowałam w pułapce, ale wiedziałam, że nie mogę panikować. Tylko dzięki samokontroli byłam w stanie przezwyciężyć strach przed piekielnie silnym przeciwnikiem.

Nie panikuj, myśl.

- Masz jeszcze jakiś plan?

Zazgrzytałam zębami. Nie miałam planu, nie wiedziałam nawet od czego zacząć. Sytuacja była tak beznadziejna, że, gdyby nie męska duma postaci w której się teraz znajdowałam, płakałabym już w najlepsze. I dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie tą niezwykłą więź. Pierwszy raz uczucia moje jak i tej osoby były spójne, czuliśmy to samo. Strach, zdezorientowanie i nadzwyczajną determinację. Oboje chcieliśmy żyć.

Spojrzałam na towarzysza i zawiesiłam na nim wzrok na dłuższą chwilę. Blond włosy były zwichrzone, a na twarzy widniał grymas bólu. Igły. Cienkie, srebrzące się igły przebijały najbardziej wrażliwe fragmenty jego ciała. Uzumaki odchylił głowę, a nasze tęczówki spotkały się jedynie na ułamek sekundy. Błękitne oczy. Pełne dzikiej i zupełnie niezrozumiałej dla mnie nadziei. Przeciwnik był silniejszy, niemal nie do pokonania dla kogoś na naszym poziomie. Nie byłam w stanie wymyślić nawet sensownego planu, a co mówić jeszcze o jego realizacji... Jednak jego spojrzenie nie wyrażało żadnych z moich wątpliwości.

Nie dałam się zmylić pomarańczowo-niebieskiemu dresowi i innemu ułożeniu włosów. Znałam tą postać ze starego zdjęcia moich rodziców, ale jednocześnie wiedziałam, że on to nie był on, a ja to nie byłam ja.

Boruto/Naruto.

Pomyśleliśmy jednocześnie.

Choć wyglądali niemal identycznie nigdy, ale to przenigdy nie pomyliłabym go z nikim innym. Wiedziałam, że tam, gdzieś w środku siedzi mój towarzysz, przyjaciel i rywal jednocześnie. Skłamałabym mówiąc, że nie poczułam ulgi. Jednocześnie byłam świadoma, że skoro doszło do tego bezpośredniego spotkania to jest to nasza jedyna i ostatnia szansa, aby uciec i wygrać tą nierówną walkę.

Pokręciłam przecząco głową w ramach odpowiedzi na jego pytanie, a zaraz po tym zerknęłam na drżące dłonie. Odzwierciedlały strach, który tak długo starałam się ukryć. Zrobiło mi się nienaturalnie wstyd, zupełnie jakbym nie miała prawa się bać. A przecież to nic złego, prawda? Każdy ma słabości, każdy ma wady, więc dlaczego nagle odnosiłam wrażenie, że ja nie mogę sobie na nie pozwolić, że muszę być najlepsza i najsilniejsza. To uczucie obezwładniało mnie, odbierało zdrowy rozsądek i nie, nie należało do mnie. Wciągnęłam brzuch próbując zdławić tą wybuchową mieszankę emocji. Co należało zrobić? Jak miałam się zachować? I co najważniejsze, jak miałam przygotować się na następny krok rywala? Byłam zagubiona i wypruta z sił, co okrutnie wykorzystał nasz przeciwnik. Rzucił się na nas w najmniej odpowiednim momencie. Chociaż właściwie, czy istnieje odpowiedni moment, żeby zginąć?

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 08, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Destiny in my bloodWhere stories live. Discover now