Boisz się studni? Ja tak. Wcale nie chodzi o to, że można się tam utopić. O stokroć wolałabym się po prostu utopić od tego co przeżyłam. Jeśli chcesz mogę ci opowiedzieć.
Był słoneczny wrześniowy dzień. Bawiłam sie na podwórku z moją dwuletnią siostrą Zosią. Mama chyba coś gotowała w domu. W pewnym momencie Zosia spojrzała na studnię, która przykryta była deskami. Patrzyła na ną jakiś czas po czym ni stąd nie zowąd krzyknęła ,,NIE" tak głośno i niespodziewanie, że aż podskoczyłam. Wstała z miejsca wyraźnie opierając się czemuś i przez cały czas krzycząc ,,NIE, NIE, NIE". Zgadnij w czego stronę szła.
Zerwałam się z miejsca i podbiegłam do niej, była już prawie przy studni.
- Zosiu! - krzyknęłam a ona spojrzała na mnie i zaczęła płakać. - Ciii. Już dobrze kochana. Idziemy zobaczyć co robi mama?
Uspokoiła się troszkę.
- Dziemy mamy - powiedziała.
Wzięłam ją na ręce i odwróciłam się w stronę domu. Zrobiłam krok w przód i zamarłam. Ze studni dobiegło mnie ciche, zirytowane westchnienie.
Stałam przez chwilę nasłuchując. Nie usłyszałam jednak już nic oprócz śpiewu ptaków i miarowych uderzeń mojego serca, które biło zdecydowanie zbyt szybko.
Od tego zdarzenia miną około tydzień. Nikomu o tym nie powiedziałam i może to był błąd. Słabo spałam od tamtego czasu. Śniły mi się dziwne rzeczy i często budziło mnie skrobanie pod podłogą albo pukanie w okno. Bałam się. Bardzo się bałam. Pewnego dnia idąc do szkoły usłyszałam szelest krzaków obok których przechodziłam. W normalnych okolicznościach pomyślałabym, że to po prostu wiatr. Wtedy byłam jednak niewyspana i bardzo przestraszony. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam coś czego nigdy nie zapomnę. Z krzaków patrzyły na mnie coś niebieskiego z mchem zamiast włosów i czarnymi oczami. Stało tam przez chwilę i na mnie patrzyło po czym po prostu wycofało się na czworakach, wstało i odeszło. Było strasznie wysokie, miało może ze dwa i pół metra.
Byłam zbyt przerażona żeby zrobić co kolwiek. Wiedziałam, że to coś może wrucić ale nie panowałam nad własnym ciałem. Po minucie stania i po prostu patrzenia się w krzaki zaczełam się śmiać. Śmiałam się jak wariatka aż do łez. Co innego mogłam zrobić? Nic. Mogłam tylko śmiać się lub płakać a znacznie łatwiej jest wytłumaczyć śmiech niż płacz. Nie wróciłam do domu, po prostu najnormalniej w świecie poszłam do szkoły.
Po lekcjach zaczęłam szukać w Internecie informacji na temat tego co to mogło być. Jak się domyślasz nic nie znalazłam. Zamówiłam jednak amulet, białą szałwię i dużo innych rzeczy służących do ochrony. Wszystko co kupiłam pomogło. Przez tydzień. Później potwór powrócił. Teraz wcale już nie spałam. Nikt by nie usnąć przy tym zawodzieniu, pukaniu i drapaniu. Raz spytałam rodziców czy tego nie słyszą ale oni tylko spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
Po dwóch tygodniach miałam dość i próbowałam się zabić. Nie udało mi się jak widać. Przez miesiąc byłam w szpitalu psychiatrycznym. Tam mnie nie nękał. Stwierdzono u mnie schizofrenie. Ja w to nie wierzę, przecież na prawdę go widziałam. Po wyjściu ze szpitala mieszkałam trochę u dziadków. Tam też się pojawiał jednak rzadziej niż w domu.
Do rodziców i siostry wruciłam po trzech miesiącach. Była już wtedy wiosna. Monstrum tylko na to czekało. Było okropnie. Nie pomagały amulety, zioła i zaklęcia a nawet egzorcyzmy. Nie pomagało nic.
Teraz jest lato. Nie wiem jak tak długo wytrzymałam. Stoję na moście i Ci o tym opowiadam. Zaraz skoczę.
- Nie znajdą mojego ciała, prawda? Ty je zabierzesz do studni, mam rację? Kiwasz głową.
-To klątwa tak? Nie możesz mnie zabić więc doprowadzasz mnie do samobójstwa? Kiedy wrzucisz mone zwłoki do studni odzyskasz dawne żecie co? Ale wszyscy których kochałeś już nie żyją dlatego się obudziłeś?
Znowu potakujesz.
- Wiesz troszkę mi szkoda, że nikt mi nie uwierzył. Nie opuszczaj głowy to nie twoja wina. No dobrze miejmy to już za sobą.》》》》》》》》》》 》》》》》》》
Kto jeszcze nie lubi studni ręka w górę. ✋
Ja zdecydowanie za nimi nie przepadam. Może dlatego, że kiedy byłam mała mama straszyła mnie topielcami xD