III

30 2 0
                                    


Nazajutrz, po przerażającej diagnozie do Gorodu przyjechali do mnie zmartwieni rodzice. Dostali przepustkę na dalekobieżnego bota i możliwość tygodniowego noclegu w przyszpitalnym hostelu. Mama pojawiła się w szpitalnych drzwiach z samego rana.

- Cześć, kotku! – powitała mnie z większym niż zazwyczaj wyrazem zatroskania na twarzy. Uśmiechnęłam się, bo w moim gardle wciąż tkwił nieprzyjemnie drażniący błonę śluzową chip.

 Usiadła na maleńkim krzesełku obok łóżka i troskliwie pogładziła mnie po włosach. Na jej twarzy prócz troski dostrzegłam też nieliczne zmarszczki, dowód na to, że nasze gospodarstwo wciąż przynosi wiele kłopotów. Jej cera była bardziej ziemista niż ją zapamiętałam, a włosy inaczej niż zwykle były niedbale związane. Mama nigdy nie pasowała do wiejskiego życia. Dorastała z resztą w mieście.Pochodziła z szanowanej rodziny drobnych kupców. Dopiero kiedy poznała tatę przeprowadziła się do niego na wieś. Innej opcji nie było – tata był sierotą. Został cudem odratowany po wybuchu bomby w Chigacie, naszej rodzinnej wsi. Wychowała go wdowa, którą traktowałam jak własną babcię, po której z resztą dostałam imię. Nazywała się Lilianna Andrik. Jej mąż był  podobno kimś ważnym zanim powstało Królestwo Świata. Ale o tym się nie mówi. Nie wypada.

-Przyjechaliśmy z tatą jak tylko dowiedzieliśmy się co się stało – mama spojrzała na szybę, za którą tata rozmawiał z doktor Toliens. – Na razie niewiele chcą nam powiedzieć – westchnęła zmartwiona mama.

Aha, czyli nie wiedzą. Może to i dobrze. 

Uśmiechnęłam się przepraszająco. Do sali wszedł  tata i doktor Tolkiens. Bruzda widniejąca na czole taty wyraźnie się pogłębiła. To znak, że był bardzo zdenerwowany. 

-Lilu, za parę godzin usuniemy chip i nazajutrz będziesz mogła spokojnie porozmawiać z rodzicami, a teraz zostawię państwa samych - doktor Tolkiens mrugnęła porozumiewawczo. Po jej twarzy przebiegł jednak wyraz niezadowolenia. A może podejrzliwości? Sama nie wiem, może była po prostu zmęczona. Z resztą wszyscy, znajdujący się w tym pomieszczeniu byli. Poczułam ciężar powiek. Mama wciąż gładziła mnie po głowie i mówiła do mnie kojącym głosem.Chwilę później zasnęłam.

Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że leżę na innej sali niż dotychczas. Dziwny, szarozielony kolor pokrywał ściany tego przerażającego pomieszczenia. Obok mnie nie było nikogo. Ciężkie, żelazne drzwi znajdujące się na przeciwko sprawiały wrażenie raczej drzwi więziennych aniżeli szpitalnych. Uniosłam się na łóżku i rozejrzałam się dookoła. Obok mnie stał starodawny monitor. Nagle drzwi się otworzyły i stanęło w nich dwóch lekarzy. Byli ubrani do opreracji. Jeden z nich zdjął maskę i krzyknął do pielęgnierki, żeby się pospieszyła ze znieczuleniem. Usiłowałam wstać. Uspokoili mnie i kazali leżeć. Ostatnią rzecz jaką pamiętam to zbliżającą się do mojej twarzy maskę z chloroformem.

***

Dziwnie było się obudzić bez guli w gardle. Odetchnęłąm głęboko i krzyknęłam - tak żeby sprawdzić czy z moim głosem wszystko ok. 

- Chryste, Lila – usłyszałam obok znajomy głos, który gwałtownie poderwał się z krzesła. Obok mojego łóżka stał Aleks.

- No co? – Spojrzałam na niego z niesmakiem. Nie dość, że się kurde uwziął i gapi jakby chciał mnie zamordować to jeszcze ma czelność, dupek jeden, tu przychodzić . Zaraz potem poczułam wstyd, że zachowałam się jak idiotka, wykrzykując głośno zaraz po przebudzeniu.

– Czego chcesz?- uniosłam brwi do góry i obrzuciłam go gniewnym spojrzeniem.

- Przyszedłem... eeee... sprawdzić – tu głośno przełknął ślinę – przyszedłem sprawdzić jak się czujesz – tym razem w jego spojrzeniu nie było ani trochę nienawiści. Był przerażony. Moją reakcją.

Sen. Ostatnia umiera nadziejaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz