II

61 2 0
                                    


...Śniła mi się mama. Siedziała w kuchni i płakała. Po jej policzkach zamiast łez płynęły strużki krwi. Prosiłam, żeby zaśpiewała mi piosenkę o leśnym skrzacie, ale ona zaczęła płakać jeszcze głośniej. Do pokoju chwiejnym krokiem wszedł tata. Zaczął krzyczeć na mamę. Pobiegłam do pokoju Szymona. Leżał spokojnie w łóżeczku i wierzgał nóżkami . Chciałam mu powiedzieć, że nie ma się bać i, że nie pozwolę go skrzywdzić. Przecież miał dopiero dwa latka.

- Nie martw się – szepnęłam- zaopiekuję się tobą i wszystko będzie dobrze.

Ale mały niespokojnie się poruszył, zrobiło się ciemno. Po pokoju niósł się płacz mamy, przeplatany tą durną piosenką o leśnym skrzacie...

***

Pierwszą rzecz jaką zobaczyłam po przebudzeniu były pośladki. Jak się później okazało należały do lekarza, który schylił się żeby podnieść przewrócony stojak z kroplówką. Prawdopodobnie ten właśnie dźwięk wyrwał mnie ze snu.

-Przepraszam- szepnęłam cicho, jednocześnie zdając sobie sprawę, że z mojego gardła wydobyło się jedynie „ghrrhr" i, że niewątpliwie tkwi w nim jakiś obcy obiekt.

- Nie, nie! Nic nie mów! Nic nie mów – roztrzepany lekarz podniósł się gwałtownie – Lilianna, tak? – spojrzał na tablicę świetlną obok mojego łóżka – Jestem Matt. Jestem rezydentem i dopiero zaczynam pracę- powiedział szybko – Przysłała mnie doktor Tolkiens, żebym pobrał próbkę z mikrochipa, który zainstalowała ci w tchawicy . Ale spokojnie – dodał, widząc przerażenie w moich oczach – już to zrobiłem, tylko przy okazji wywróciłem twoją kroplówkę- nerwowo wytarł ręką czoło i mówił dalej - Teraz kilka słów wyjaśnienia, otóż zainstalowany chip miał nam wyjaśnić przyczynę twojego omdlenia, które było bardzo groźne.

Uniosłam dwa palce do góry, sygnalizując, że chciałabym coś powiedzieć. Miałam zamiar mu wyjaśnić, że nie zdążyłam zjeść nic rano i to pewnie dlatego zemdlałam, po za tym chciałam dodać, że jestem zmęczona, że zbliża się sezon zaliczeń i że nie sypiam dobrze, bo mam koszmary. Okej, tego akurat nie chciałam mówić, bo w moich snach zbyt często pojawiały się rzeczy, o których mówić nie chciałam.

- Na razie nie porozmawiamy, przykro mi. Poczekamy na wyniki i wtedy usuniemy niewygodny chip. Odpoczywaj. Ale to nie była zwykła utrata przytomności... – zawiesił na chwilę głos - Byłaś nieprzytomna ponad dwie godziny i zareagowałaś dopiero na potrójną dawkę leku.

Doktor opuścił salę, a ja zaczęłam zastanawiać się co innego mogło doprowadzić do omdlenia. Choroba? Ale przecież nigdy nie chorowałam. Po za tym jako niemowlę miałam badania. Żadnych genetycznych obciążeń... Chyba, że... Chyba, że mutacja wytworzyła się już za życia... Usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Dotknęłam chipa w nadgarstku i natychmiast usłyszałam głos mamy.

- Lily? Och, Lily dzięki Bogu! Wreszcie odebrałaś. Co się dzieje?

-Oghyrrrr – odpowiedziałam i zdałam sobie sprawę, że w ten sposób raczej z mamą nie pogadam. Rozłączyłam się więc dotykając chipa podwójnie i podłączyłam do niego mój komunikator, który zabrałam rano z szafki. Dzięki niemu mogliśmy pisać wiadomości tekstowe, rozmawiać na wideochacie oraz robić zdjęcia. Nic więcej. Po erze intensywnego rozwoju komputeryzacji i internetu, nastąpił powrót do prostoty. System polityczny tłumaczył to zbyt dużym zagrożeniem dla naszego ustroju, który był przecież bardzo młody. Ja jednak nie raz widziałam, że komunikatory wyżej postawionych urzędników różnią się od tych naszych. Mój starszy brat, Dawid był informatykiem w naszym rodzinnym mieście. Naprawiał zepsute komputery, ale i komunikatory. Pewnego dnia dostał bardzo ważne zlecenie, jak się później okazało miał naprawić komunikator gubernatora naszego okręgu. Dawid odkrył, że jego urządzenie komunikacyjne znacznie różniło się od naszych. Miało funkcję nagrywania, można było dzięki niemu dokonywać przelewów, opłat . Informowało o korkach, przypominało o spotkaniach, umawiało na zajęcia. Potrafiło samodzielnie dzwonić i pisać, miało nawet wykrywacz ładunków wybuchowych i umiało przeprowadzić analizę powietrza, ostrzegając o najdrobniejszym skażeniu. A co najdziwniejsze spersonalizowało się do chipa Dawida. Gdyby nie ta personalizacja to mój brat nigdy nie dowiedziałby się o zawartości komunikatora. Podłączając go do swojego nadgarstka chciał jedynie sprawdzić czy urządzenie uruchomi się i usłyszy polecenie, które rutynowo słyszał po naprawach „Witaj! Podane urządzenie komunikacyjne nie należy do ciebie. Kliknij raz aby poznać właściciela, kliknij dwa razy aby zawiadomić policję o znalezionym komunikatorze." Tak było zawsze, a jednak tego dnia Dawid usłyszał: „Witaj gubernatorze Nostrin, czym dziś mogę służyć."

Dawid nie wiedział, że tego dnia bawiłam się w schowku pod schodami przy pokoju, w którym mieszkał. Miałam wtedy może 6 lat... Uwielbiałam podglądać przez szparę w drzwiach gdy pracował. W końcu to był mój starszy brat. Był jak idol... Niedługo po tym wydarzeniu Dawid wyjechał. Mama twierdziła, że na studia, daleko stąd. Ale płakała całymi dniami. Wtedy też tata częściej na nią krzyczał. Mówił, że tak sobie wychowała. Teraz po  latach myślę, że Dawid po prostu wpakował się w jakieś lewe interesy. Rodzice wciąż nie chcą mi powiedzieć co się stało i czy Dawid jest w więzeniu czy został skazany na odbycie przymusowych prac.

Usłyszałam piknęcie, automatyczne drzwi się rozsunęły i do pokoju weszła szczupła wysoka brunetka. Miała na sobie jasnoniebieski kitel.

- Nazywam się Oliwia Tolkien i jestem twoim lekarzem prowadzącym- powiedziała

Uśmiechnęłam się i skinęłam głową zdając sobie sprawę, że próba pytania ją o co kolwiek zakończy się jedynie charknięciem.

- Zdaję sobie sprawę, że masz teraz wiele pytań- odetchnęła- cóż na razie nie mogę powiedzieć ci zbyt wiele. Musimy poszerzyć diagnostykę i pobrać krew na dodatkowe badania. Analizowałam wyniki twoich testów genetycznych. Rzadko zdarza się osoba, która nie ma żadnych mutacji genetycznych – uśmiechnęła się – myślę, że zdajesz sobie sprawę, że jeśli będziesz prowadzić zdrowy styl życia to nie grozi ci żaden nowotwór, żadne choroby neurodegeneracyjne, a z każdą inną chorobą twój ogranizm poradzi sobie bez zarzutu. Dlatego tym bardziej martwi nas ten incydent.

Lekarka usiadła na krześle obok mojego łóżka.

- Chciałabym zadać ci kilka pytań. Będziesz odpowiadać tylko tak lub nie ruszając głową, zgoda?

Przetaknęłam.

- Okay, czy ostatnio mocno schudłaś?

Zaprzeczyłam. Zawsze byłam szczupła, a to, że ostatnio nie zjadłam śniadania jeszcze o niczym nie świadczyło.

- jak jest z twoim snem? Śpisz dobrze?

Znów kiwnęłam przecząco głową.

- masz koszmary?

Kiwnęłam na tak. Skoro i tak nie mogę na razie mówić to nie spyta mnie co mi się śni.

- Jakieś wcześniejsze omdlenia?

Zaprzeczyłam.

-Problemy w szkole?

Zawahałam się. W końcu fakt, że Aleks codziennie na zajęciach morduje mnie wzrokiem nie powinien mieć wpływu na mój stan zdrowia. Zaprzeczyłam.

- Okay... Mam jeszcze ostatnie pytanie... Czy ktoś ci kiedyś groził?

Kiwnęłam, że nie. Boże! Ja naprawdę tylko straciłam przytomność, a oni od razu wytaczali jakieś kryminalne przypuszczenia.

- Lilu, to ważne, przypomnij sobie.

Ponownie zaprzeczyłam. Co się u licha dzieje?

-Czy pamiętasz jak zemdlałaś?

Znów zaprzeczyłam. Jedyna co pamiętałam to to, że poproszono mnie do tablicy, ale co się stało później było dla mnie czarną plamą.

- Dobrze, więc opowiem ci jak było. Świadkowie zeznali, że po podejściu do tablicy zaczęłaś się dusić. Osunęłaś się na podłogę i dostałaś ataku drgawek. Profesor Molliens natychmiast zawiadomił szpital i w przeciągu piętnastu minut zostałaś przetransportowana podem medycznym do szpitala.Po wstępnym badaniu okazało się, że miałaś obrzęk płuc, podwyższony poziom AspAT i tachykardię. Jedno co wiedzieliśmy na pewno to to, że ni było to ani zwykłe omdlenie ani atak padaczki. Teraz wiemy na pewno. – doktor Toliens spojrzała na mnie – Lilu, zostałaś otruta.

Sen. Ostatnia umiera nadziejaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz