Kornelia

15 1 0
                                    

Kornelia bardzo nie lubiła swojego imienia. A właściwie to nie lubiła całej siebie. Niby nie była niczym wybrakowana, ale codziennie od paru lat budziła się z tą samą myślą: Nie lubię Cię. Miała duże grono znajomych, szczęśliwą rodzinę w postaci rodziców, dziadków i dwóch kotów oraz dobre oceny, ale gdy myślała o swoim życiu, to tylko pejoratywne epitety przychodziły jej do głowy.

Nigdy specjalnie nie zastanawiała się nad tym wszystkim, dni mijały, ona się starzała, a kwiaty na parapecie wypijały wodę. Do pewnego momentu. Miała duże lustro w pokoju, które stało w rogu, bo dziewczyna nie lubiła przeglądać się w żadnych obiektach odbijających jej twarz. Stanęła przed lustrem. Jej odbicie cofnęło ją, dawno nie patrzyła na siebie z tak bliska. Spojrzenie miała rozbiegane, a oczy postaci w lustrze patrzyły na Kornelię krytycznie w momentach, gdy krzyżowały się z oczami dziewczyny. Tak było odkąd pamiętała, zawsze osoba po drugiej stronie miała taki niezadowolony wyraz oczu, jakby była zniesmaczona tym na co patrzy, oczywiście obiektem zniesmaczenia za każdym razem była jasnowłosa Kornelia. 

W innych nie widziała tylu wad ile w sobie, wręcz przeciwnie. Im dłużej się komuś przyglądała, tym bardziej utwierdzała się w tym, że każdy ma w sobie coś pięknego. Nie chodzi o to, że była powierzchowna, ale o sam fakt chęci podobania się sobie czy innym. Nie ma w tym nic dziwnego.

Zatrzymała wzrok, a przynajmniej próbowała to zrobić, bo karcące spojrzenie sprawiało, że garbiła się coraz bardziej. Nie pamiętała już swojego uśmiechu, tego prawdziwego, nie sztucznego, którym darzyła wszystkich wokół i każde zdjęcie, więc nadal trochę wymuszenie, ale z dobrymi chęciami, próbowała się uśmiechnąć. Początkowo spojrzenie blondynki w lustrze jeszcze mocniej pokazywał jak gardzi dziewczyną, po czym na jej uśmiech trochę się rozchmurzył i złagodniał. To naprawdę ja?, przeszło przez głowę Kornelii. Ja? 

Dziewczyna przyglądała się sobie coraz bardziej intensywnie i pewnie. Czuła się jakby odkrywała swoją osobę na nowo. Podeszła jeszcze bliżej lustra, więc zaczęła dostrzegać niektóre szczegóły wyraźniej. Wyprostowała plecy. Kornelia patrząca na nią z odbicia była coraz bardziej pogodna. Przybliżyła rękę do siebie w lustrze, jakby podawała rękę nowo poznanej osobie. W głowie nadal miała przebłyski krytyki. Cofnij się gruba suko... Jesteś brzydka... Jesteś głupia... Jesteś nijaka... Jesteś siaka i owaka., tyle lat powtarzania tych zdań,jak mantr, musiały zrobić swoje, ale z głębi zaczął przebijać cichy głosik. Zostań... Jesteś piękna... Jesteś mądra... Jesteś jedyna w swoim rodzaju... Kornelia stała jakby w marazmie. Nie mogła sobie przypomnieć kiedy tak długo przyglądała się sobie w lustrze, a tym bardziej kiedy użyła w stosunku do siebie słów 'piękna; czy 'mądra'. To było jak słuchanie obcego języka.

Tęskniła za tym.

Tęskniła za dobrym słowem i swoim uśmiechem. Tęskniła za dawną sobą, która nie była aż tak krytyczna. Tęskniła za wesołością i prostym byciem dla siebie dobrą. W końcu to miała. W końcu to zrozumiała. Ta chwila, krótka chwila przed sobą pokazała jej więcej niż całe wcześniejsze godziny, dni, miesiące. Wszystkie myśli uderzyły ją, aż upadła na kolana i rozpłakała się, ale nadal miała uśmiech na ustach. Kornelia w lustrze była razem z nią zasmarkana, ale uśmiechnięta. Piękna blondynka miała świadomość, że to wszystko nie potrwa długo, że zaraz wróci do poprzedniego stanu, ale odkryła w sobie siłę, aby walczyć o siebie. Wiedziała, że czeka ją długa droga, ale miała za kogo walczyć. Za siebie i swoje szczęście.

Gdy wstała wiedziała, że nie będzie już więcej płakać. Nie ze smutku.



You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 19, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dekalog tęsknotWhere stories live. Discover now