zero

925 106 72
                                    

Ciemny, obskurny pokój wypełnił się trzema mężczyznami. Nikła żarówka oblewała pomieszczenie żółtym, słabym światłem. Oprócz odrapanego stołu, dwóch krzeseł i napięcia nie było tu niczego.

— Znajdź kogoś, do kurwy nędzy. Wisisz nam ponad trzysta tysięcy.

Głucha cisza zapadła na kilka sekund. Dla niego było to na miarę wieczności, dla nich stało się rutyną. Wszyscy zawsze milczeli.

— Masz w ogóle kogoś na oku?

— Nie.

Rzucił w odpowiedzi krótkie, nieodpowiednie słowo. Mówił zgodnie z prawdą. Nikt nie przyjmował jego propozycji, a on sam był zmęczony zarywaniem nocy dla zdesperowanych dzieciaków. Nikt nie potrzebował ukojenia, wszyscy udawali świętych.

— Ile potrzebujesz czasu?

— To nie jest takie proste do określenia. To zależy od osoby, jej możliwości i...

— Nie mów mi, kurwa, od czego to zależy, a od czego nie! — przeraźliwy wrzask przeszył powietrze i dotarł do uszu Jungkooka, przyprawiając go o gęsią skórkę. — Zachowujesz się, jakbyś rozmawiał z amatorem, a to ty jesteś tutaj w chujowej sytuacji i moja cierpliwość się powoli wyczerpuje! — wykrzyczał tamten, plując dookoła.

— Trzy miesiące.

— No widzisz, od razu lepiej — wysapał Yoongi, zdejmując z głowy kaptur. — Zgadzasz się? — zwrócił się tym razem do swojego kolegi, a ten od razu pokiwał głową. — Masz trzy miesiące, żeby znaleźć sobie jakiegoś naiwniaka i wyciągnąć z niego wszystko, co nam jesteś winien. Wszystko jasne?

— Jasne — wycedził Jungkook przez zęby.

— Trzysta tysięcy w gotówce. Każdy dzień spóźnienia oznacza jedną głowę mniej w twoim domu. Wiesz o tym? — wychrypiał wreszcie Namjoon. — Jesteś pewien swojego terminu?

— Tak.

— Po towar przyjdź w czwartek do hangaru. Nie próbuj uciekać, wiemy o tobie wszystko. Nie spierdol niczego. Pamiętasz, co się stało z Seokjinem?

— Pamiętam.

— Właśnie. Ciebie moglibyśmy potraktować ulgowo, bo dużo ci zawdzięczam, ale za dużo nam wisisz.

Jungkook zacisnął pięści i zamknął oczy. Jeszcze minuta, a wybuchnie i zrobi coś, czego konsekwencje będą się za nim ciągnęły aż do śmierci.

— Pamiętaj: towar we wtorek w hangarze.

— W czwartek — poprawił Namjoona częściowo od niechcenia, częściowo dla jasności.

— Przecież to właśnie, do chuja, powiedziałem.

Nie miał siły. Potrzebował snu lub chociażby mocnej kawy. Nie spał od trzech dni i czuł, że jest w stanie zasnąć w przeciągu kilkunastu sekund nieuwagi. Rozwścieczenie tej dwójki nie uśmiechało mu się.

— Nie chcesz skończyć jak Seokjin, Jungkook. Ostrzegam cię. — Warknął Yoongi. — A właśnie, trzeba sprawdzić, czy ten kretyn jeszcze oddycha.

Jungkook zaczynał się dusić. Nie mógł złapać oddechu. Potrzebował znaleźć się na zewnątrz. Z każdą sekundą zbliżał się do nieuniknionego.

— Joon, co z Jiminem z trzeciej grupy? Oddał wszystko?

Jungkook zamarł na wymówione imię.

— Zostało mu kilka tysięcy. Nic specjalnego, spłaca w ratach. Chyba od nas odejdzie.

— Znajdź coś na niego. Nie może nas...

— Mogę wyjść? — przerwał im Jungkook gwałtownie, odsuwając się od stołu zdecydowanym ruchem.

— Wyjdź.

Z krzesła zerwał się, zebrawszy w sobie resztki swojej energii. Praktycznie przebiegł przez korytarz i szarpnął za klamkę, byleby jak najszybciej wyjść z budynku.

Ciepłe, wrześniowe powietrze uderzyło w niego jak rozpędzony pociąg. Przyniosło mu to chwilowe ukojenie. Musiał uciekać. Musiał jak najszybciej uciekać z tego miasta.

Zaczął od ruszenia mozolnym, pełnym poświęcenia krokiem w stronę kamienicy znajdującej się dwie przecznice dalej. Po chwili zniknął za zakrętem.


A/n: hejka, dajcie mi i temu szansę

loveu

DEALER | kth.jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz