Rozdział 1

50 5 3
                                    

05;34
Dowiedziałam się dziś dwóch, dość istotnych rzeczy. Po pierwsze, nie spuszczaj oka za swojej broni. Po drugie, nigdy, przenigdy nie zostawiaj chłopaków samych w magazynie pełnym artykułów łatwopalnych, bądź wybuchowych.

Jeszcze chwilę temu, razem z moimi wspólnikami znajdowaliśmy się w pomieszczeniu pełnym granatow i amunicji. Jednym słowem kupa kasy w naszych rękach. A dokładniej byłaby to kupa kasy, gdyby jednemu z tych inteligentów nie zachciało się zapalić.

No bo kto by pomyślał, że palenie papierosa wśród dynamitu może być nie tylko głupie, ale i niebezpieczne?

Stoję teraz w bezpiecznej odległości od średniej wielkości budynku z blachy, który aktualnie zachodzi w płomieniach. Jestem zmęczona, głodna i przede wszystkim wkurwiona. Co oni sobie myśleli?!

-Ronnie...-Odzywa się ktoś za moimi plecami, ale nie przechodzi mi przez myśl, żeby się teraz odwrócić. Jestem za bardzo skupiona myślami, które mówią, jak bardzo mamy przejebane.

-Ej Mała, wiemy, że zwaliliśmy- Tym razem słyszę jak kolejny z moich towarzyszy próbuje zalagodzic sytuację - Ale to był wypadek.

Wypadek? Do jasnej cholery, wypadek?!

-Czy Wy sobie zdajecie sprawę, jak bardzo mamy przesrane? Chłopaki co wy sobie myśleliście?!
-Ej, ej, ej nie mów w liczbie mnogiej. To Jason wpadł na ten genialny pomysł.
-Cross, jak zwykle pomocny. Dzięki za wsparcie, bracie- Sarkazmem z ust niebieskookiego blondyna bije na kilometry, ale udaję mi się powstrzymać uśmiech.
-Sory stary, ale to było Po prostu debilne. Co ci strzeliło do łba z tymi szlugami?!

Ehh..typowe. Jason Siler i Alan Cross. Tych dwóch może się kłócić dzień w dzień, o każdej porze dnia i nocy. Los chciał, że obaj mają zacięte charakterki. Jeśli pomiędzy nimi zacznie się kłótnia, jedno jest pewne. Żaden z nich nie odpuści, ani nie przyzna racji drugiemu. Zwykle takie sytuacje kończą się tym, że po tygodniu zapominają, o co się pokłócili i wszystko wraca do normy. Faceci...

-Ej ludzie, koniec! Już dość tych waszych kłótni, wszyscy wiemy jak to się kończy. Teraz trzeba pomyśleć, co my powiemy Cameronowi. Wkurzy się jak nic.

Cameron Styler. Największy chuj, jakiego ten świat widział, ale równocześnie mój najlepszy przyjaciel i przywódca naszej ekipy. Wygadany, kapryśny, cholernie przystojny, któremu zawsze coś nie pasuje. Jednym słowem, obiekt pożądania każdej dziewczyny. No, prawie każdej. Jestem tym jednym malutkim wyjątkiem, któremu ten chłopak nie zawrócił w głowie.

Znamy się już dobre parę lat. Tak właściwie, to on pomógł mi się podnieść, kiedy nic nie wskazywało na to, że wyjdę z życiowej załamki. Dzięki niemu, ogarnęłam się po śmierci mojej mamy i jestem tu, gdzie jestem. Wprowadził mnie do mafi. Wyciągnął do mnie rękę i dał możliwość wyboru, do niczego nie zmuszał. Na samym początku przedstawił jakie są korzyści i konsekwencje. Wiedziałam na co się piszę. Czy żałuję? Nie. Wtedy nie miałam nic do stracenia. Dziś cała nasza piątka tworzy jedną rodzinę.

-Cameronem się zajmę. Wy lepiej znajdźcie moją broń, bo bez niej do domu nie wracam-Powiedziałam pewnie i założyłam ręce na piersi.

Na moje słowa Jason i Alan jękneli niezadowoleni, natomiast Louis tylko odpowiedział mi śmiechem. Następnie patrzyłam , jak z tylnej kieszeni wyciąga mały pistolet, po czym z szerokim uśmiechem wręcza mi go.
- Oj ksieżniczko, kiedyś zapomnisz swojej głowy.

Księżniczko. Ugh, jak ja nienawidzę, kiedy ktoś tak na mnie mówi.

-Jeszcze raz mnie tak nazwij, a stracisz coś o wiele cenniejszego niż głowę.

Szklane MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz