Pamiętasz jak tamtego dnia stanąłeś obok mnie, a gdy chciałem odejść, ty zatrzymałeś mnie i powiedzialeś, że od dziś wszystko się zmieni? Że już nie będę cierpiał, zacznę od nowa, bez niepotrzebnych obaw? Nie znałem cię, ale jeśli wiedziałem, że to ty masz mi w tym pomóc, to mogę ci zaufać.Po południu przyszedłeś do mnie i oznajmiłeś, że czas zacząć. Nie spodziewałem się, że naprawdę przyjdziesz. Zabranie mnie na początek do sklepu, mogłoby wydawać się śmieszne, ale ja byłem zadowolony.
Moje zadowolenie obniżyło się nieco, kiedy zobaczyłem, że kupiłeś alkohol. Szczerze nawet bałem się. Byłem tchórzem. Bałem się sam nie wiedząc o co, zacząłem od razu układać w głowie niestworzone scenariusze. Ale ufałem ci.Kiedy wychodziliśmy powiedziałeś mi, że mam stanąć obok sklepu i czekać. Stanąłem tam. Po chwili zobaczyłem ciebie biegnącego w moją stronę z wózkiem na zakupy. Chciałem wybuchnąć śmiechem, ale udało mi się tylko usmiechnąć, bo gdy byłeś bliżej mnie kazałeś mi wskoczyć do wózka. Szybko do niego wskoczyłem, po chwili zauważyłem biegnącego za nami ochroniarza, zacząłeś wtedy jeszcze szybciej biec. Zatrzymaliśmy się kiedy byliśmy daleko od sklepu, bez ochroniarza za plecami.
Po chwili zacząłeś wyjmować z torby alkohol. Zacząłem się stresować. Ręce zaczęły mi się trząść. Niestety to zauważyłeś. Schowałeś butelki z powrotem do torby i zapytałeś czy coś się stało, a ja zaprzeczyłem. Ale mi nie uwierzyłeś. Wysiadłem z wózka i usiadłem na ziemię, wziąłem patyk do ręki i zacząłem grzebać nim w piachu. Podeszłeś do mnie i usiadłeś obok. Po chwili usiadłeś naprzeciw mnie i chwyciłeś moją dłoń. Patrzyłem się w dół, nie chciałem patrzeć ci w oczy. Za bardzo przypominały mi te, których nienawidzę. Ale tobie ufałem.
Siedzieliśmy tak przez chwilę. Dopóki nie spojrzałem w twoje oczy. Nie wiem dlaczego, ale widziałem w nich jego. Tego, przez którego nawet przy dobrych wspomnieniach miałem łzy w oczach. Tego, przez którego boję się prawie wszystkiego. Tego, przez którego straciłem jakąkolwiek chęć do życia. Chciałem jak najszybciej oderwać od nich wzrok ale nie mogłem, bo w końcu ci ufałem.
Dłuższą chwilę potem poprosiłeś mnie żebym wstał. Zrobiłem to a ty wskazałeś wózek. Niepewnie spojrzałem na wózek i na ciebie. Powiedziałeś żebym się niczego nie bał, ja przecież cię nie znałem, ale ci ufałem.
Zawiozłeś mnie w wózku w jakieś miejsce. Nie wiedziałem gdzie, bo zawiązałeś mi moją chustkę na oczach. Strasznie się bałem, nadal złe myśli krążyły mi po głowie. Ale ci ufałem.
Odwiązałeś chustkę a przede mną pojawiła się woda. Zabrałeś mnie nad skarpę. Tam gdzie spędzałem czas z nim. Chciałem stamtąd uciec. Ale nadal ci ufałem.
Ponownie podjąłeś próbę wyciągniecia alkoholu. Nie zauważyłem tego, bo wpatrywałem się w dół, stojąc na końcu skarpy. Złapałeś mnie za ramię. W drugiej ręce trzymałeś wielką torbę z alkoholem. Znowu się bałem. Dałeś mi jedną butelkę piwa. Zaskoczyłem się kiedy powiedziałeś, że mam ją wyrzucić. Nie wiedziałem gdzie, więc zrzuciłem ją na dół skarpy, a ta rozbiła się na kamiennym brzegu. Ty zrobiłeś to samo. Uśmiechnąłem się, kiedy podałeś mi kolejną butelkę. Gdy pozbyliśmy się w ten sposób całego zapasu alkoholu powiedziałeś coś co do końca utkwiło w mojej pamięci. Powiedziałeś "trzeba w końcu zniszczyć to, co zniszczyło nas". Znowu powróciły do mnie wspomnienia, ale szybko je zignorowałem. Bo ci ufałem.
Robiło się już ciemno, więc powiedziałeś, że mnie odprowadzisz. Szliśmy spokojnie przez puste pole, bez niczego wokół. Jedynym oświetleniem była jedna lampa niedaleko ulicy. Światło ledwo sięgało miejsce, w którym byliśmy. Twoje oczy ładnie mieniły się w tym świetle. Te oczy.
Byliśmy już niedaleko domu, widziałem go z niedaleka. Kiedy stanęliśmy przed moim żeby się pożegnać, wyciągnąłem ręke na pożegnanie. Ale ty mnie przytuliłeś. Długo. Było mi miło. Kiedy się ode mnie oderwałeś popatrzyłem ci w oczy. Znowu on. Nie, przecież ci ufałem.
Ty również patrzyłeś w moje oczy. Gdy zwiesiłem głowę, ty podniosłeś ją dłonią i znowu patrzyłeś w moje oczy. Wtedy mnie pocałowałeś. Byłem bardzo zdziwiony, ale miło zaskoczony. W tamtym momencie zrozumiałem, że nie wiem nawet jak masz na imię. Zapytałem się i od razu tego pożałowałem, Brendon. Zakryłem oczy dłońmi, aby nie było widać łez. Odwróciłem się szybko w stronę domu odkrywając oczy. Ale go tam nie było. Była tylko czarna pustka.
Lekarze próbują wmówić mi, że to sobie wymyśliłem. Ale ja wiem, że byłeś. Codziennie dają mi jakieś ''leki". A ja głupi je biorę, powinienem przestać. Wtedy mógłbym cię zobaczyć i zniszczyć, bo już ci nie ufam.
siedzę chora w domu więc dlaczego nie
:--)