To był jesienny, wietrzny dzień. Na zewnątrz pizgało chłodem, więc perspektywa leżenia w łóżku przez cały dzień wydawała się wyjątkowo kusząca. Wkrótce jednak zrezygnowałam z tego planu i opuściłam moje łoże z baldachimem w małe kutasiątka. Ta drobna ozdoba zawsze wprawiała mnie w dobry nastrój na resztę dnia. Przygotowując śniadanie zalałam swój telefon mlekiem. Na szczęście szybko przywołane wspomnienie baldachimu pomogło mi otrząsnąć się po tej tragedii. Włożyłam telefon do miski z ryżem wierząc w jego zdolności higroskopijne, ale jakiś czwany Japoniec postanowił zajebać mi ten narodowy przysmak. Stwierdziłam, że pewnie już nigdy nie odzyskam mojego telefonu. No cóż, przynajmniej on miał na czym oglądać te swoje hentajaje, a ja miałam pretekst do zakupienia nowego urządzenia. Same plusy. Zjadłam suche płatki i udałam się do sklepu celem rozejrzenia się za nowym cud srajfonem. Na miejsce jednak nie dotarłam, ponieważ po drodze ktoś pizgnął mnie patelnią w łeb. Zemdlałam. Gdy znowu otworzyłam oczy, znajdowałam się w ciemnym pomieszczeniu. Było ono oświetlane przez tylko jedną lampę, w świetle której stał jakiś skośnooki mężczyzna. Zaczął nakuwiać po azjatycku spinając się przy tym jak Hitler na mównicy. Na szczęście dzięki mojej wykrzywionej mordzie szybko zorientował się, że ni uja nie ogarniam.
-Inglisz?
Pokręciłam głową.
-Espaniol?
Powtórzyłam czynność.
-Jebana poliglotka.- skwitował.
Przedstawił się jako bóg lola, Failer czy jakiś inny uj muj dziki wonsz. Opowiadał o jakichś misjach i pieniądzach za nie, jednak nastrój pomieszczenia tak bardzo mnie usypiał, że niczego nie wyniosłam z tego jego monologowania. Po całym wywodzie podszedł do mnie i jebnął mnie myszką w twarz. Obudziłam się w swoim łóżku mając w zasięgu wzroku mój stary telefon leżący na komodzie.
-Kuwa, chyba znowu wyciągnę miskę z ryżem.- odrzekłam lekko poirytowana widokiem tego szmelca. Wtedy, jakby chcąc udzielić mi odpowiedzi, telefon zasygnalizował przyjście nowej wiadomości.