Poniedziałek

344 40 16
                                    

Chuuya obudził się, kiedy do jego uszu dobiegły dźwięki takie jak: tłuczona porcelana, uderzania naczyń oraz ciche nucenie osoby, która radośnie paradowała w jego mieszkaniu nie zwracając uwagi, że pan domu nie lubi wstawać wcześnie. Rudzielec wtulił swoją twarz w miękką poduszkę, przeklinając po kolei: świat,  swojego partnera z pracy, a na samym końcu siebie oraz swoją głupotę, że zgodził się na to, żeby Dazai mieszkał w jego mieszkaniu na jakiś czas, z powodu - o którym mówił brunet jęcząc głośno w słuchawkę telefonu - małą powódź w jego bloku. Rudzielec już nie wiedział, czy tamtego wieczora był pijany czy nie. Nadal nie mógł uwierzyć w to, że się zgodził. Tłumaczył sobie o, że miał po prostu dzień dobroci dla zwierząt. Starając się nie roznieść całej sypialni w powietrze, odwrócił się na drugą stronę i ponownie wrócić w objęcia Morfeusza. Jednak i to nie było mu dane. Kiedy usłyszał kolejne trzaski z kuchni, szybko wstał z łóżka i w nie za dobrym humorze pomaszerował do miejsca pobytu jego dotychczasowego współlokatora. Przed wyjściem z pokoju ubrał czarne, puszyste papcie i otworzył drzwi. Pierwsze co przykuło jego uwagę, był gruby sznur wiszący na belce, która była przytwierdzona do dwóch ścian na przeciwko siebie. Na samym końcu liny była upleciona obręcz. Rudzielec przełknął ślinę. Nie przepadał za narzędziami egzekucji. Widział śmierć już wiele razy (nawet sam niekiedy był jej przyczyną) ale zawsze czuł lekkie przerażenie. NIe mógł tego wytłumaczyć dlaczego. Tak po prostu za nimi nie przepadał. 

Więc to tak ma się skończyć? 

Takie właśnie pytanie przeszło przez umysł niskiego chłopaka, kiedy podszedł bliżej, żeby przyjrzeć  się owej rzeczy. Delikatnie dotknął pętli swoją drobną rączką.  Odwrócił głowę, kiedy usłyszał ciche kroki zmaierzające w stronę salonu. W progu drzwi pojawił się wyższy chłopak z brązowymi, lekko kręconymi włosami. Tego samego koloru oczy patrzyły na rudzielca z lekkim  rozbawieniem. Na szyi miał charakterystyczne bandaże, tak samo jak na rękach. Trzymał tacę, na której były 2 kubki herbaty. Dazai przeszedł obok, nie zwracając w ogóle uwagi na patrzącego podirytowanym wzrokiem rudzielca. 

- Coś nie tak Chuu? - odwrócił w jego stronę głowę przechylając ją lekko w lewo. 

Na to pytanie mniejszy chłopak prychnął głośno, pokazując swoje zirytowanie jeszcze bardziej. Prawą nogą tupał szybko, nadal czekając na wyjaśnienia, dlaczego to właśnie tutaj ma zamiar to zrobić. Co jak co, ale Chuu nie chciał mieć jeszcze sprawy na głowie, że ten idiota w końcu dokonał żywota. Brązowooki nie zwracając na niego uwagi - co nota bene irytowało rudzielca jeszcze bardziej - skakał po kanałach telewizyjnych, z zamiarem zobaczenia jeszcze jakiegoś dennego serialu przed pójściem do pracy. Chuuya warknął cicho jego imię, żeby w końcu zwrócił na niego uwagę. Kiedy jego niebieskie oczy nawiązały kontakt wzrokowy z jego, ciemniejszymi, zatracił się całkowicie w ich głębi. Miał wrażenie, jakby czas na chwilę stanął. Przyglądając się im, zauważył, że jedno jest o drobinę jaśniejsze od drugiego. Na pierwszy rzut oka wyglądają tak samo. Trzeba tylko się przyjrzeć, żeby to zobaczyć. Rudy pierwszy raz się tak czuł... Jakby cała złość wyparowała, a nogi stały się jak z waty. Miał wrażenie, że serce zaraz mu się zatrzyma. Dazai widocznie tym znudzony ciągłym patrzeniem na swojego rudego partnera odwrócił głowę w stronę telewizora. Dopiero wtedy Chuuya ocknął się. Był jednocześnie zły na siebie i na niego. Na siebie za to, że tak łatwo dał się omamić, nie wiadomo czemu i na niego... tak już z nawyku. Rudzielec usiadł obok bruneta, chwytając w rękę swój kubek. Upił łyk herbaty o przyjemnym smaku i też spojrzał na telewizor, jednakże wzrok uciekał mu w stronę, to sznura, to jego partnera. Nerwowo stukał palcami o ceramiczny kubek, pogrążając się w swoich myślach... Pierwszy raz był... przerażony. Jeszcze nigdy nie czuł takiego dziwnego uczucia, które wiąże serce, a w umyśle miał tylko tego, pieprzonego samobójce...

Dopiero ruch, który zaobserwował kątem oka wyrwał go z jego myśli. Dazai wypił do końca swój napój i odłożył kubek na stolik. Przeciągnął się, aż mu w kościach strzeliło i spojrzał na mniejszego. 

- No to do zobaczenia w pracy Chuu - zaśmiał się w swój charakterystyczny sposób, kiedy rudy przymierzał się do uderzenia go poduszką za to przezwisko. Nadal się śmiejąc, Osamu wyszedł z jego mieszkania, biorąc swój płaszcz przy okazji. 

- Jak wrócimy... - mruknął Chuuya wstając powoli z kanapy i udając się w stronę kuchni. Wyciągnął z szuflady nóż i wrócił do salonu. Powoli zbliżył się do sznura. Dzięki swojej zdolności, podniósł się idealnie  do miejsca, gdzie sznur był przywiązany i zaczął go powoli przecinać, uważając, żeby wyglądało to, jakby sam się zerwał - to ci nogi z dupy powyrywam... 


~*~*~*~*~

Chuuya właśnie kończył wypisywać ostatnie dokumenty, które zlecił mu jego szef. Dazai leżał na kanapie, wywalony do góry brzuchem. Oczywiście, przez cały Boży dzień nic nie robił. Chuuya za to, cały dzień parzył na niego ukradkiem, czy przypadkiem nie robi niczego głupiego. Brunet był zbyt dobrym aktorem. Gdyby nie to, że rudy wie co chce zrobić po powrocie do jego mieszkania, myślałby że to normalny dzień jak codzień. W oczach innych Osamu był taki sam... jedynie on wiedział co chce zrobić...

Ale tego nie zrobi... I Chuuya już o to zadba...

Nakahara nie wiedział nawet, kiedy ten pieprzony samobójca wyszedł z jego biura. Głupi nie był. Nie mógł rzucić się od razu za nim, żeby przypadkiem on tego nie zauważył. Spokojnie dokończył swoje dokumenty i odłożył je na bok. Wstał od biurka i przeciągnął swoje ręce do góry i ziewnął. Zabrał swój kapelusz, który miał na biurku i od razu włożył go na głowę. Powędrował do wieszaka, który stał w rogu pokoju i zabrał swój płaszcz. Nie kłopotał się z zapięciem go. Wyszedł z bazy mafii, nie żegnając się z nikim po drodze. Z miejsca gdzie aktualnie się znajdował, miał jakieś dwadzieścia minut do domu. Z kieszeni wyciągnął  paczkę papierosów i zapalniczkę. Podpalił jednego z nich i wypuścił dym z ust. Yokohama nocą wyglądała pięknie i z tym zawsze się musiał zgodzić. Przyglądał się wielkim budynkom, które świeciły praktycznie całą noc, parom które wracały z randek lub z pracy. Nikt nie zwracał na niskiego uwagi. Pasowało mu to nawet. Nigdy nie lubił być w centrum uwagi...

No chyba, że był w centrum uwagi tego walniętego samobójcy...

Kiedy o tym pomyślał, na jego policzkach poczuł gorące rumieńce. Zagryzł mocno wargi i zniżył swoją głowę, żeby przypadkiem nikt ich nie zauważył. Wyrzucił jeszcze nie spalonego papierosa na ziemię i zdeptał. Przyśpieszył kroku. Już był blisko swojego domu. Wszedł do odpowiedniej klatki i łatwo pokonał schody stajać przed swoimi drzwiami na trzecim piętrze. Kiedy sięgał do klamki, żeby je otworzyć usłyszał mocny huk, dochodzący ze wnętrza jego mieszkanka. Szybko otworzył drzwi i wszedł do środka. Pierwsze co zobaczył, to Dazai z pętlą na szyi, który rozmasowywał swój tył głowy. Stolik był już tylko do wyrzucenia, tak samo jak i kubki, z których rano pili herbatę. W rudzielcu zawrzało. Dazai zaśmiał się głupio.

- H-Hej Chuu... to nie tak - zaczął machać rękoma we wszystkie strony.

- Zajebie cię - warknął rudy przymierzając się do mocnego uderzenia.

Przynajmniej, wszystko poszło zgodnie z planem rudzielca...


*~*~*~~*~*~

Hehehehhe.

Nie jestem pewna co do charakterów postaci... Napiszcie czy dobrze opisałam ich zachowania ^^'

Kto czeka na następną część? xD 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 30, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Siedem DniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz