Rozdział 1

37 5 4
                                    

- Zostaw to - powiedział w miarę spokojnie, łapiąc za rękę biegającą po pokoju dziewczynę.

W małych dłoniach trzymała już dużą kolekcję ołówków, kartek i map. Spojrzała na niego obrażona i wyrwała się z uścisku, omijając go. Przewrócił oczami i zdenerwowany chwycił jeden z jej długich czerwonych kosmyków, zatrzymując ją ponownie.

- Zamierzasz się tak teraz zachowywać? - zapytał, rozcierając między palcami jej włosy. - Chcesz się rozstać w kłótni?

Zanim odpowiedziała, położyła zebrane rzeczy na niewielkim stoliku i oparła się o niego dłońmi, zaciskając je. Jej ramiona drżały, najpewniej była na niego wściekła.

- Naprawdę myślisz, że tak po prostu to zaakceptuje?! - odwróciła się do niego gwałtownie, zaciskając pięści na krótkiej, brudno-białej sukience. - Od tak sobie mówisz, że wyruszasz, a co z przygotowaniami, zasobami i wszystkim innym?! Czy Ty kiedykolwiek myślałeś o zaplanowaniu tej podróży?! Pomyślałeś chociaż o mnie? - Przy ostatnim zdaniu jej głos załamał się, a czerwone oczy zaszły łzami.

Chłopak, który przed chwilą miał ochotę wygarnąć jej to, że zachowuje się jak egoistka, w tamtym momencie zamarł z rozszerzonymi, niebieskimi oczami. Nie tego się po niej spodziewał. Obelgi, przekleństwa, złość, był przygotowany na to. Nie na płacz jego małej, dziewięcioletniej siostry. Dopiero po chwili ocknął się z amoku, w który wpadł. Ukląkł na jedno kolano, żeby być tego samego wzrostu co dziewczyna i mocno ją przytulił, gładząc uspokajająco po głowie. Pierwszy raz widział, jak Bezimienna płacze, zawsze starała się trzymać emocje na wodzy. To on był tym impulsywnym, niezorganizowanym i agresywnym. 

- Myślałem - wyszeptał.

Poczuł jak dziewczyna obejmuje go za szyję i przyciąga jeszcze bliżej, jakby bojąc się, że nagle zniknie. Chłopak uśmiechnął się smutno, uświadamiając sobie jak wielki błąd popełnił, decydując się na tą podróż, ale teraz nie miał już wyboru, wszystko było przygotowane. Poklepał ją po głowie i wstał powoli.

- Chodź - złapał ją za rękę i pociągnął - pokaże Ci coś.

Otworzył drzwi i ostrożnie rozejrzał się po ulicy, nie dostrzegając żadnego Farkana wyprowadził Bezimienną i skierował się na skraj miasta. Bez strachu szedł główną ulicą. Mieszkańcy miasta nie odważyliby się wyjść na pełne słońce w obawie o swoje życie, więc teraz spokojnie prowadził Bezimienną, pozwalając jej obejrzeć tą część miasta, którą szli.

Całe miasto otoczone było lasem, niektórzy nazywali je nawet wioską. Mocniej ścisnął rękę dziewczyny, żeby dodać jej otuchy. Pierwszy raz od kiedy trafili do tego kraju jak i miasta była na zewnątrz, wcześniej nie pozwalał jej wychodzić w trosce o jej bezpieczeństwo. Była za młoda, żeby samemu mierzyć się z Farkanami albo innymi rasami, nie potrafiła jeszcze przyjąć pełnej formy Balkara. 

- Tam - wskazał ręką na oddalony punkt pomiędzy drzewami. - Wszystko będzie dobrze - dodał, kiedy poczuł za sobą jak dziewczyna się wzdryga.

Szybkim krokiem pokonali ostatni odcinek i znaleźli się przed niewielkim drewnianym domkiem. Stanął za Bezimienną i położył jej ręce na ramionach, pochylając się.

- Tutaj będziesz bezpieczna - wyszeptał.

Dziewczyna odwróciła się i przytuliła do niego. Wtuliła twarz w jego koszulkę na brzuchu, wyżej nie dosięgała.

- Chcę iść z Tobą - wymamrotała, ledwie powstrzymując kolejne łzy.

Westchnął zrezygnowany i przytulił ją mocno, całując w czubek głowy. Dla niego też to było trudne, ale nie miał wyboru, z takim stylem życia nie pożyli by zbyt długo. Zacisnął zęby, wyczuwając pod palcami żebra dziewczyny, była zdecydowanie nie dożywiona, pomimo tego, że oddawał jej połowę swojego jedzenia. 

BalkarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz