1.11 - 2.12

23 4 0
                                    

Nazwij mnie szaleńcem,

krew się rozlała

Cóż, to nic
Cóż, to nic

Blondyn siedział na ceglanym murku, obok niego pierwszy raz napisał do swojego kolegi. Nie wiedział, czy on przyjdzie. Mógł mieć jedynie nadzieję.

Był piękny wieczór, aż za ładny, żeby to wszystko skończyć. W ciemnozielonych krzakach, tuż za nim, świerszcze urządzały swój koncert. Niebo było usiane milionami małych, świecących punkcików. Wolał nazywać je punkami, słowo gwiazdy wydawało mu się tak zwyczajne. Ciemny park już dawno przestał go przerażać, za często tu przychodził. Odpoczywał tu od wszystkiego, ojca, swojego byłego i jego zgrai...

- Spóźniłem się trochę.

Chłopak podskoczył i ujrzał za sobą osobę, na którą czekał. Zeskoczył z murka i stanął na przeciwko niego. Jego gość lekko musiał zadrzeć głowę, był niższy niż się spodziewał. Zsunął on czarny kaptur powycieranej bluzy z głowy. Miał brązowe, potargane włosy i niebieskie oczy. Na jego nosie mógł zauważyć kilka malutkich piegów, dodawały mu lekkiego uroku.

- Myślałem, że już nie przyjdziesz. - odezwał się, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas.

- Dotrzymuję "paktów". - Nakreślił lekkiego ptaszka palcami i pokręcił głową.

- W końcu dowiem się, jak ci na imię, Nieznany? - Spytał się, a plecami oparł się o murek. Wbijał wzrok w niższego, czekając co mu odpowie. Ciemna zieleń drzew szeleściła, zwierzęta pewnie się pochowały. Szykowało się a burzę - pogoda od kilku dni była wręcz fatalna. Idealna pogoda na zakończenie. Wiatr zagłuszył kroki niższego, który stąpał po zeschniętych liściach. Dzieliło ich paręnaście centymetrów.

- Imiona nie są ważne, ważniejsze jest to, co masz tutaj. - Palec położył na jego klatce piersiowej w okolicy serca. - Możesz mówić mi Dissociatio. - mruknął cofając się o krok.

- Po łacinie?

- Niech wystarczy ci to. - Chłopak przeszedł obok niego i wskoczył na murek. Wyciągnął rękę, poklepał miejsce obok siebie. - Noc jeszcze młoda, opowiedz coś o sobie...

W tej chwili mógłby wyglądać bezbronnie, miło, ale jedna rzecz zakłócała ten obraz - jego oczy. Jego oczy, oczy żołnierza. Bezbarwne, bezuczuciowe, bez wyrazu. Usiadł obok niego i popatrzył w gwiazdy.

- Zawsze, gdy byłem mały, myślałem że najgorsze potwory kryją się na dworze w ciemności.

Uśmiechnął się na te słowa. Na swoją naiwność.

- Kocham noc, wtedy mogę odpocząć od Niego. - Dissociato westchnął i położył się na cegłch. Głowę oparł na ramionach.

- Kim on jest?

Wlepił swoje oczy w leżącego, to pytanie nie dawało mu spokoju już od jakiegoś czasu. Na początku myślał, że może być to jakiś chłopak, ale coś zaczęło mu się nie zgadzać. Coś nie pasowało.

Nagle zaczęło dużo mocniej wiać. Chłopak założył kaptur na swoje blond włosy. Spojrzał w górę. Niebo miało ciemnogranatowy kolor, całe było przykryte chmurami. Jeśli rozpadałoby się, nie mieli by dokąd pójść. Chyba że? Gdzieś na obrzeżach parku stała stara leśniczówka. Była dość rzadko używana, więc pewnie nikogo tam nie zastaną.

- Może powinniśmy pójść już...

Blondyn spojrzał niepewnie na drugiego. Szatan zaskoczył na jego słowa na ziemię. Otrzepał się.

Switching vocals Г bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz