Miliony małych światełek, jakby gwiazdy na ziemi pięknie mienią się w ciemnej, mrocznej mgle. Miliony osób jeszcze nie śpi. Co mogą robić? Spędzać czas z rodziną, jeść kolację czy odrabiać lekcje. A ja co tu robię? Obserwuję. Ostatnimi momentami życia, wypełniam moje oczy wszechobecnym pięknem. Delikatnie muskający wiatr kołysze wszelkie żywe stworzenie do snu. Liście szumią, robiąc ostatni tej nocy koncert, a ptaki śpiewają tworząc piękny i jakże zadziwiający duet. Niektóre ptaki śpiewają wesołe piosenki, inne smutne. Mimo tych przeciwieństw tworzą idealną muzykę dla mych uszu. Ogromne drzewa, dotykające pięknego, tej nocy bezchmurnego nieba. Spoglądając w górę widzę małe, białe plamki, jak gdyby rozpryskane przez malarza na idealnie granatowym płótnie. Jedne małe, inne duże, oddalone o kilkaset lat świetlnych od naszej planety. Piękne gwiazdy, migoczące na granatowym niebie i spoglądające na każdego człowieka. Wyciągam rękę aby być chociaż bliżej nich, mimo że wiem że to na nic staję dodatkowo na palcach. Marzę o tym aby kiedykolwiek być najbliżej ich jak to tylko możliwe, i obserwować je. Chciałabym się wzbić na skrzydłach jak ptak, uwolnić się od wszystkich problemów i o nich zapomnieć. Zniżając swój wzrok widzę skalne masywy które przyprawiają o strach. Jakże potężna musiała być osoba która to stworzyła. Piękne góry, jakby specjalnie wykute przez kowala, układające się jak morskie fale, przechodzące powoli z bieli w szary aż do cudownej, wiosennej zieleni. Nikt, nawet najlepszy malarz z najlepszych, nie zdoła przenieść tego na płótno. Żadna farba nie odda tego cudownego, wyrazistego koloru. U mych stóp widzę przytulne miasteczko. Miasteczko które zawsze jest żywe, tętniące życiem. Każdy gdzieś biegnie, każdy coś robi albo z kimś rozmawia. Ale teraz w nocy, kiedy każdy się grzeje przy pięknym i ciepłym kominku, jest cichsze niż kiedykolwiek. Łapię ostatnie zimowe chłody, ostatnie krople deszczu i ostatnie silne powiewy wiatru. Naciągam mocniej czapkę na moje zmarznięte, delikatne uszy. Mróz tej nocy daje o sobie znać i wygania ludzi do domów. A ja stoję tutaj, na szczycie jednej z gór których tu pełno, w ciepłej, czarnej, skórzanej kurtce i długich, czarnych spodniach. Pod sobą mam biały sweterek a na nogach, już wiosenne buty. Moje brązowe kosmyki włosów, wychodzących z czapki, rozwiewa wiatr a moje bursztynowe oczy mkną po każdym skrawku tego przepięknego miejsca. Zacisnęłam moje ręce w piąstki a z oczu poleciały mi małe, przeźroczyste łzy. Jak najszybciej je powstrzymałam przecierając oczy rękawem kurtki. Była to jedna z piękniejszych chwil w moim dotychczasowym życiu i jak postanowiłam, ostatnia. Mimo że nie chcę tego zrobić to nie mogę się od tej myśli uwolnić. Podchodzę do krawędzi góry i patrzę w dół, patrzę jeszcze raz na te miliony światełek obserwujących mnie z każdej strony. Patrzę w górę i znowu widzę gwiazdy, gwiazdy których już najprawdopodobniej nie ma. To tak jak z człowiekiem, widzisz go ale w środku, gdzieś tam gdzie nie dojrzy żadne oko, ani żaden mikroskop, umiera. Umiera jego psychika, jego uczucia oraz jego wartość wśród innych ludzi. Próbuje mówić o swoich zmartwieniach ale nie ma na tyle odwagi, aby przebić się przez głos osób które mają błahe problemy. Próbują krzyczeć lecz lęk zamyka im usta. To jest odzwierciedleniem mnie. Ale jeśli nikogo, oprócz Boga, nie interesują moje problemy to czy ludzie będą się martwić gdy już odejdę? Czy będzie ze mną jak z gwiazdą, która jednej nocy jest a drugiej już nie ma i nikt tego nie zauważa? Odczuwam lęk przed zapomnieniem, który odczuwa wiele ludzi. Zamykam oczy i rozpoczynam walkę między ciałem a umysłem. Mój instynkt mówi "Cofnij tą nogę!" a mój umysł i serce mówi "Zrób ten krok". Rozważam wszystkie możliwości, wszystkie "Co jeśli tak zrobię...?", lecz nie mogę się zdecydować. Ostatecznie podnoszę moją nogę z miękkiej trawy i wysuwam nad przepaścią która jest pode mną. Delikatnie pochylam ciało do przodu odliczając sekundy do mojego końca. Pot leci mi z czoła, a z zamkniętych oczu daję upust łzom. Nie zauważając tego, już jestem w powietrzu a moje ciało bezwładnie spada na dół. Zaciskam jeszcze mocniej oczy a ramiona oplatam rękami. Czy tak ma się skończyć moje życie na tej ziemi? Czy to jest koniec mojego niedoskonałego życia? Czy tak ma się ono skończyć? Przez głowę przewija mi się wiele niepotrzebnych pytań, które i tak już nie mają znaczenia. I w końcu spadłam, ale... Co to ma znaczyć?! Spadłam w czyjeś bardzo miękkie, ogromne ramiona. Otworzyłam lekko moje oczy przechylając głowę na dół. Do zetknięcia z ziemią zostało mi jeszcze wiele metrów. Spojrzałam gwałtownie w górę i zobaczyłam młodego mężczyznę, który miał około 25 lat. Miał bujne blond włosy i niebieskie jak ocean oczy. Jego cera była blada a twarz owalna. Zlustrowałam tak chłopaka kilka razy aż z mojego gardła wydobył się krzyk.
Co się stało? - Zapytał zdezorientowany chłopak odlatując do góry i stawiając na ziemi.
Ty latasz! - Krzyknęłam z przerażeniem ale też z ekscytacją w głosie.
Dopiero teraz dokładnie się mu przyjrzałam, kiedy stał przede mną. Najbardziej zainteresowały mnie jego skrzydła które unosiły go w powietrzu, jeszcze kilka sekund temu. Miał je przywiązane na plecach. Był to bardzo skomplikowany mechanizm który składał się głównie z pięknych, zadziwiająco białych piór. Nie był to anioł ale zwykły człowiek.
Tak mam skrzydła - odpowiedział chłopak. - Jestem Ikar a ty?
Ja jestem Eliza - posłałam mu uśmiech i wyciągnęłam rękę którą on ścisnął.
Miło mi - odpowiedział z uśmiechem. Zaraz potem powiedział coś co mnie zasmuciło i czego się spodziewałam - Dlaczego to zrobiłaś?
Westchnęłam głęboko patrząc mu w oczy. Usiedliśmy, i zaczęłam mu wszystko opowiadać - od moich uczuć po przemyślenia - a on dokładnie słuchał. Pierwszy raz ktoś posłuchał o moich problemach. Potem on opowiedział mi swoją historię, którą ja oczywiście znałam. Bo kto nie czytał mitologii greckiej? Jednak z tej historii zapamiętałam jedną rzecz którą mi powiedział :
"... Nigdy nie pozwól aby błędy innych ludzi nie doprowadziły do twojego upadku. Uwierz że nie robią tego specjalnie. Nie kończ życia tylko przez twoje małe, nieznaczące pomyłki, napraw je albo jeśli się nie da to idź do przodu, ucz się na nich i nie zamęczaj się nimi. I najważniejsze, teraz ty, gdy widzisz jakiś problem u kogoś innego, nie pozwól go stłumić. Pomagaj innym. Nie rób tego samego błędu którzy robili inni wobec ciebie. Walcz o tych, którzy nie mają siły już walczyć o siebie...".
Byłam pod wrażeniem jego wypowiedzi, ale nie ma co się dziwić, przecież sam zginął lecąc i nie słuchając swojego ojca. Jego historia była podobna do mojej. Resztę wieczoru leżeliśmy i patrzyliśmy w niebo uśmiechając się. Mój uśmiech, pierwszy raz od dłuższego czasu był szczery i przysięgłam sobie że nie jest on moim ostatnim. Zamknęłam oczy aby na chwilę się zdrzemnąć, ale gdy je otworzyłam już go nie było. Nie było Ikara. Wstałam z niewygodnej ziemi i rozglądnęłam się. Moją uwagę przykuło małe, białe piórko leżące na trawie. Wzięłam je do ręki i się uśmiechnęłam czując na twarzy muskający mnie, wiosenny wiatr. Zaczęłam się śmiać, a mój humor był zupełnie inny od tego który miałam parę chwil temu.Zrozumiałam że nie mogę się załamać przez chwilowe słabości. Życie toczy się dalej.
Spojrzałam na górę, na małe, migoczące plamki oddalone ode mnie o bardzo daleko. Gwiazdy które mnie obserwują i cieszą się razem ze mną. Miliony małych światełek, jakby okna mieszkańców mojego miasteczka, które nigdy nie śpi...
-------------------------------------------------------
Już dawno chciałam wstawić to opowiadanie ale się bałam, bałam się krytyki, lecz teraz zrozumiałam że chcę się nim podzielić z innymi. Każdy ma pewne słabości, większe lub mniejsze ale możemy je przezwyciężyć. Bohaterka dostała drugą szansę od życia, ale pamiętaj że ty jej nie dostaniesz. Czy wykorzystasz tą pierwszą? To od ciebie zależy, ale ja osobiście cię dopinguję! Przed tobą jeszcze całe życie!
~ Fiolkagwiazdka1