Rozdział 5.

322 24 23
                                    

‘Jeśli na pierwszy rzut oka ktoś wyda ci się nieciekawy, zajrzyj do jego wnętrza’

                    Jest piąta nad ranem, podczas gdy mnie znów zadręczając wyrzuty sumienia. Nie śpię już od dobrych trzech godzin i nie czuje się najlepiej. Przez cały czas mam mdłości i bóle głowy. Wiem, że najrozsądniej byłoby powiedzieć o tym mamie, ale ona jest nadopiekuńcza. Zaraz ciągnęłaby mnie do lekarza i kazała odpoczywać przynajmniej do niedzieli. Czym jednocześnie popsułaby dzisiejszy wypad do kina z Blair.

                    Zapalam nocną lampkę i odrzucam na bok grubą kołdrę. Napawam się chwilę przyjemnym zimnem, które owiało moją skórę. Podnoszę się do pozycji siedzącej i wzdycham ciężko. Jeśli nie zaznam snu w przeciągu kolejnych dwudziestu czterech godzin to jestem gotowa wyprowadzić się do ciotki Margo. Oczywiście, po wcześniejszym skontrolowaniu czy aby u niej także nie ‘straszy’. Siedzę jeszcze chwilę, biorąc głębokie oddechy, aż mojej uwagi nie przykuwa cichy stukot. Jestem prawie pewna, że to tylko moja wyobraźnia, ale to ogromna pomyłka. Drzwi mojej sypialni uchylają się delikatnie, a ja dostrzegam burzę loków i twarz przyozdobioną uroczym uśmiechem. No tak, przecież on nie ma w zwyczaju pukać czy dzwonić do drzwi.

                    Patrzę na niego zdziwiona, jednocześnie pokazując by wszedł i zamknął za sobą drzwi. To, że mnie nawiedza to jedno, ale budzenie całej rodziny do zupełnie inna sprawa.

- Hej, chciałbym ci coś pokazać. – szepcze, rozpinając suwak czarnej bluzy.

Dobrze wiem, że teraz powinna być część, w której pytam się go, jak się tutaj dostał i tłumaczę, że jest dopiero piąta rano, ale odpuszczam.

- No to pokazuj. – mówię wyzywająco, a zaraz potem się lekko rumienię.

Dobry Boże, to zabrzmiało co najmniej dwuznacznie. Harry jednak ignoruje to, choć zauważam, że zwrócił na to uwagę.

- Tego raczej nie da się wziąć ze sobą. – tłumaczy, intrygującą się uśmiechając.

- Musimy gdzieś iść ? – pytam, a on kiwa głową. – Nie ma mowy. Rodzice zauważą, że mnie nie ma.

- Nie sądzę. Mają budzik ustawiony dopiero na kwadrans po ósmej.

Moje zdziwienie nie ma granic i jednocześnie nie czuje się dobrze z faktem, że Harry bezkarnie wchodzi do sypialni moich rodziców. Im pewnie też by się to nie spodobało. Tym bardziej, że chłopak jest pacjentem mojego ojca.

                     Wstaję z łóżka, nie zważając na fakt, że Harry może być potencjalnym mordercą. Jeszcze jedna głupia decyzja w życiu nikomu nie zaszkodziła. Zwłaszcza, że sen dzisiaj raczej nie przyjdzie. Zamykam się w łazience i szybko myje zęby i twarz. Potem rozczesuje włosy i wciągam na siebie czarne rajstopy i beżowy sweter, sięgający kolan. Nie maluje się, bo będę miała do tego okazje przed pójściem do szkoły. Następnie wciskam na nogi czarne kalosze i staję przed chłopakiem gotowa. Nadal nie wierzę w to co robię.

                    Harry przepuszcza mnie w drzwiach i najciszej, jak się da schodzimy na dół i opuszczamy dom. W głowie układam sobie najczarniejsze scenariusze, żeby w razie czego być gotową na wszystko. W sprawie mojego ‘porywacza’, jak i rodziców. Przez chwilę myślę, że to Harry mógł zabić tą blond dziewczynę. O jej śmierci nadal nikt nie wie, tak samo, jak o tym, że chłopak jest wciąż u nas w domu. Coś podpowiada mi, że to jednak niemożliwe. Potrafię się poznać na ludziach, a on z pewnością nie byłby w stanie zabić. Chcę w to wierzyć i tak też robię.

                    Dopiero teraz uświadamiam sobie, że idziemy w kierunku szkoły. Wokoło panuje niczym nie zmącona cisza i chłód, przez który moje dłonie zgrabiały. Przykładam je do ust i delikatnie chucham, chcąc się rozgrzać. Mam nadzieje, że miejsce, w które idziemy jest zamkniętym, ogrzewanym budynkiem. Jednak moje marzenia legną w gruzach, gdy znajdujemy się pod trybunami, przy boisku szkolnym. Na dworze zaczyna się rozjaśniać, a ja wciąż nie wiem co tu robię.

SpookyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz