Leżałam na starej, zakurzonej kanapie wpatrując się w sufit. W powietrzu roznosił się zapach kadzideł, wymieszany z dymem papierosów. Idealny, jesienny wieczór. Słońce przedostawało się przez lekko poszarpane rolety, które założył znajomy "po taniości". W Domu słychać było granie gitary i specyficzny głos Grabaża, niestety tylko odtworzony z winyla.
Wszedł Krzyś. Podniosłam się, żeby przytulić go na przywitanie. Obudziłam przy tym kota, który leżał na moim brzuchu.
- Jak się trzymasz? - zapytał znudzonym tonem.
- Daję radę, powiedz lepiej co u ciebie.
- Codzienność męczy, ale to nic nowego. Mam potrzebę zrobienia czegoś ale nie wiem co konkretnie.
Chłopak opadł na drugą kanapę i głośno westchnął.
- Ostatnio pusto się tu zrobiło
Zaczęłam nucić cicho "Spacer do strefy zero", a Krzyś wystukiwał rytm palcami.
- To co, herbata i fajki? - zaproponował
- Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź? - uśmiechnęłam się lekko.
Picie herbaty i palenie było już dla nas tradycją od wielu lat. Znaliśmy się długo, bardzo długo i byliśmy dla siebie jak rodzina. Był przy mnie zawsze i wszystko robiliśmy razem. Razem walczyliśmy o Dom a potem razem świętowaliśmy sukces. Przez to miejsce przewinęło się na prawdę wiele ludzi, a teraz jesteśmy tu tylko we dwoje, tak jak na początku.
