good morning

1.6K 191 54
                                    

- Czy mógłbyś z łaski swojej posłuchać chociaż raz?
- Jeeezu, daj mi spać.
- Ja ci później notatek dawać nie będę.
- Cokolwiek.

Siedzieli na sali wykładowej, studiując z uwagą dłoń profesora wykonującą rozmaite ruchy w powietrzu. Miała imitować starożytny taniec Azteków, jednak dla wszystkich była ona zwykłą, pomarszczoną ręką starego faceta machającą się na wszystkie strony. Mężczyzny, który próbował wbić młodym półgłówkom cokolwiek do pustej głowy . Każdy wiedział, że lekcja historii sztuki była wręcz niemożliwie ciekawym przedmiotem, dlatego połowa uczniów w najlepsze przekręcała się już na drugi bok, odsypiając nieprzespane noce. Jedni wynosili z tych zajęć wiele, jak na przykład zawsze skupiony Winwin, który z zapałem notował każde słowo wykładowcy. Drudzy, i to była znaczna większość zgromadzonych, traktowali te zajęcia jak dłuższą przerwę lekcyjną, nie wynosząc ani grama wiedzy spoza progów sali.

Chińczyk pokochał sztukę. Wszystko co z nią związane, od obrazów i rzeźb, po przeróżne kultury starożytnych przodków oraz style muzyczne. Ten artystyczny stan unosił go wysoko pod niebo dając mu większy gryz wiedzy, dzięki której czuł, że coś jest ciekawszego niż panoszenie się po kątach nudy, nigdy nie opuszczającej realistów. Niezmiernie go interesowała, uważał, że dzięki niej ludzie mogą poznać o wiele ciekawszy świat, wychodząc poza szare granice naszego świata, który pomimo swoich unowocześniej i dogodzeń pozostawia wiele do życzenia dla osób głodnych tego "czegoś więcej".

Trach.

- Haechan, pożycz mi ołówek - mruknął zajęty Winnie, wyciągając rękę w stronę chłopca, nie zaszczycając go spojrzeniem.

- Słońce, żebym ja go jeszcze miał - wymruczał czerwonowłosy, uroczo zerkając na zirytowanego Chińczyka. Oparł głowę na rękach patrząc nieprzytomnym wzrokiem na wykładowcę. Chodził na zajęcia głównie ze względu na Sichenga, ponieważ opuszczanie tego niezdarnego dzieciaka ( tak, mieli 20 lat ) mogłoby się skończyć fatalnie dla obu chłopców. Jeżeli Haechan znalazłby Winwina zamkniętego w schowku na miotły z połamanymi kończynami, wiedział, że mógłby szukać, ale tylko że świecą osoby, o tak genialnej ręce do pisania jaką był Winwin. Z drugiej strony Chińczyk lepiej czuł się w obstawie popularnego przyjaciela, toteż pomimo wielu przeciwności i znaczących różnicach w charakterze oboje kochali siebie wzajemnie miłością czysto braterską.

Zadzwonił dzwonek. Czerwonowłosy wybiegł z sali odrzucając krzesełko do tyłu, które z trzaskiem upadło na podłogę. Jego przyjaciel przyzwyczajony do podobnych sytuacji, z cichym westchnieniem podniosł mebel stawiając go w odpowiednim miejscu. Bardzo często robił za sprzątaczkę Donghyucka, dbając o niego niczym młoda matka pilnująca swojego jedynego syna. Już miał przekraczać próg sali, gdy nagle zimna dłoń obróciła go przodem do siebie. Zaskoczony spojrzał na osobę wyższą o głowę od niego.

- Johnny? - zapytał zaskoczony upuszczając książki od łaciny. Okładka mocno się wygięła przez kontakt z powierzchnią, jednocześnie brudząc mleczne strony zapisane starym językiem.

Chłopak stojący przed nim uśmiechnął się zadziornie ukazując rząd białych zębów. Zawsze mu ich zazdrościł. Spoglądając na Winwina bawił się guzikiem płaszcza, jego dłoń powędrowła do dużych okularów poprawiając je na nosie.

- Hej, Winwin. Kopę lat, co?

***

Siedzieli na murku pod uniwersytetem paląc gorzkie papierosy. Od czasu do czasu Winwin pozwalał sobię na dawkę tytoniu, chcąc odgonić stres związany z nauką. Przepadał za zapachem trucizny, powoli nikotyzując swoje płuca. Chłopak siedzący obok niego zmienił się znacznie. Jego kiedyś długie włosy teraz krótsze i modnie wystylizowane, delikatnie opadały mu na czekoladowe oczy. Był smukły. I przystojny. Winwin z roztargnieniem przyznał, że lata rozłąki z jego pierwszą, poważną miłością korzystnie podziałały na ich obojga.

my little bunny//yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz