Rozdział 2

18 1 0
                                    

,,- Och, kochana oni cię nie posłuchają. Teraz ja tu rządzę. A ty idziesz ze mną-  powiedziałam szyderczo Ravena, a następnie chwyciła mnie za ramie i siłą pociągnęła mnie za sobą..."

  Gwałtownie usiadłam na łóżku i odruchowo rozejrzałam się dookoła. Widząc swój skromny pokój odetchnęłam z ulgą i przetarłam dłonią spocone czoło. Zerknęłam przez okno i ujrzałam wschód słońca. Wiedziałam, że czeka mnie pracowity dzień, więc postanowiłam wstawać. Podniosłam się z mojego prowizorycznego łóżka, który tak naprawdę był stary materac z jedną dużą poduszką i kocem. Nie jest to wiele, ale nie narzekam. Przecież zawsze mogło być gorzej.

Podeszłam do starej szafy znajdującej się naprzeciw łóżka, a następnie wyjęłam z niej jedną z moich trzech sukien. Większość pomyślałaby, że to mało, ale jak dla mnie to i tak wystarczająco. Do pracy nie potrzeba mi więcej. Poza sukienkami dziennymi mam też dwie koszule nocne. Nie myśląc wiele sięgnęłam po pierwszą z brzegu sukienkę i szybko ją założyłam. Była to zgniłozielona sukienka do kostek i rękawem do łokcia. Do tego jak zwykle wzięłam biały fartuch i przewiązałam go w tali. Następnie przemyłam twarz wodą. Nie spiesząc się zbytnio zrobiłam sobie warkocz, który sięgał mi mniej więcej do bioder. Niemalże od razu wyszło mi kilka krótszych pasemek włosów. Nie przejmując się tym spojrzałam w lustro wiszące na ścianie obok. W obiciu zobaczyłam młodą kobietę o jasnej cerze, kocich zielonych oczach i jasnoróżowych ustach. Z tłumu wyróżniały mnie włosy, które były niemal tak jasne, że większość mieszkańców uważała je za białe. Dziwili się oni skąd mam takie włosy. Oczywiście mówiłam, że nie mam pojęcia, taka już się urodziłam. Prawda była taka, że odziedziczyłam je po swojej matce. W tym momencie zalała mnie fala wspomnień. Nie chcąc przywoływań bolesnych reminiscencje, podeszłam do drzwi. Założyłam tam jedne z dwóch par butów. Były to zwykłe brązowe baletki. Wyszłam ze swojego pokoiku i udałam się do kuchni. Po drodze nikogo nie zauważyłam. Zapewne wszyscy jeszcze spali. Gdy doszłam do pożądanego pomieszczenia, przygotowałam sobie skromne śniadanie. W momencie gdy skończyłam jeść do kuchni przyszły pozostałe dziewczyny pracujące w rezydencji Futersburgów. Oprócz mnie pracowało tu siedem dziewczyn i dwudziestu młodzieńców. Poza tym byli jeszcze ludzie pilnujący, czy dobrze wykonujemy swoje prace.

Zaczęłyśmy przygotowywać śniadanie dla rodziny Futersburgów. Składała się ona z pana Futersburga- cenionego i wpływowego hrabiego, jego żony oraz ich dwójki dzieci: 25-letniego Jeremy'ego i 17-letniej Michelle. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Florence.

- Ruth, mogłabyś za mnie pomóc dzisiaj panience Michelle? Kazała mi pomóc sobie w przygotowaniu na dzisiejszy wieczór. Zrobiłabym to, ale obiecałam rodzinie, że ją dzisiaj odwiedzę. - powiedziała szatynka.

Na początku nie wiedziałam o kogo jej chodzi, ale potem przypomniałam sobie, że przedstawiłam się im jako Ruth, sierota bez nazwiska.

- Jasne. A co to za wyjątkowa sytuacja, że potrzebuje dodatkowej pomocy?

- To ty nie wiesz?- zapytała zdziwiona.

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

- Przyjeżdża jej narzeczony. To będzie ich pierwsze spotkanie. Panienka chce wypaść jak najlepiej. Słyszałam, że jej przyszłym mężem będzie syn najlepszego przyjaciela pana Futersburga.- wyjaśniła Florence.

Pokiwałam tylko głową, a następnie kontynuowałam przyrządzanie śniadania.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 08, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

CassandraWhere stories live. Discover now