Wstaję wczesnym rankiem z nadzieją na szczęście,
Jak zwykle, gdy myję zęby myślę sobie: "Jakoś to będzie".
Czas do końca obudzić mózg i inne organy,
By nie wysłuchiwać ponownie bluzgów od mamy.
Znów brak mi chęci, brak motywacji,
Pozostaje mi tylko wyczekiwać wytrwale wakacji.
Mój obecny stan wypłukuje ze mnie duszę,
A inni bezczynnie patrzą, powtarzając
Że do szkoły chodzić muszę.
Spotykam znowu ludzi prawie mi nieznanych,
Codziennie z obojętnością przeze mnie mijanych.
Potem, gdy do domu w końcu wrócę,
Jak zwykle z mamą pokłócić się muszę.
Pokłócę się jeszcze z siostrą, bo czemu by nie?
Na końcu wina i tak spadnie tylko na mnie.
I tak czekam, aż w końcu skończy się kolejny dzień,
By w końcu do łóżka położyć móc się.
A, gdy wieczorem zasnę, a rano już się nie obudzę,
To i tak mama powie, że do szkoły iść muszę.