Rozdział 4

24 8 17
                                    

   Sobotni wieczór był deszczowy, parny i nie nastrajał Mel optymistycznie. Już od pół godziny męczyła układ na jutro, bo musiała pokazać się z jak najlepszej strony. Właśnie miała puszczać muzykę od nowa i zacząć kolejny już raz, gdy do pokoju weszła Nancy.

- Ale masz tu syf – stwierdziła z typowym dla siebie tonem głosu perfekcyjnej pani domu. – Mogłabyś to ogarnąć. - Jakby nigdy nic odsunęła krzesło od biurka i na nim usiadła.

- Dzięki, wiesz? - oburzyła się – Ja się stresuję, bo jutro koniec świata, a ty mi głowę jakimś sprzątaniem zawracasz!

- Weź, nie przesadzaj, to tylko występ – powiedziała, nieświadoma tego, że zaraz poleci w nią trampek, rzucony przez siostrę.

- TYLKO WYSTĘP?! - Melisę trafił szlag i miotnęła w siostrę butem. - Kobieto! Będzie. Tam. Całe. Miasto. - Rzuciła w nią kolejny raz. - I. Wszyscy. Będą. Się. Na. Mnie. Lampić!

- Uspokój się. Na pewno nie będzie tak źle... - powiedziała uspokajającym tonem, robiąc unik przed lecącym w jej stronę obuwiem.

- JAK MAM BYĆ SPOKOJNA W TAKICH WARUNKACH?! Muszę odjebać to perfekcyjnie, a non stop coś krzaczę! - Usiadła na podłodze, ukrywając twarz w dłoniach.

- Już, już. – Siostra podeszła do niej i pogłaskała ją po głowie. - Pójdzie ci tak samo jak na konkursie, robiłaś nie wiadomo co ze stresu, a wygrałaś i sama stwierdziłaś potem, że nie było warto.

- Ale to było co innego! Tamci ludzie w ogóle mnie nie znali! - Nan już miała zacząć uspokajać Melisę, ale wtedy do pokoju weszła mama dziewczyn.

- Caohime przyszła - powiedziała kobieta do córek. - Czeka na was na dole.

- Serio? - zdziwiła się Nancy i wraz z matką zeszła po schodach do drzwi, gdzie już czekał na nią rudzielec.

- Cześć, Cao! Wejdź, proszę, co będziesz moknąć. - Nancy zaprosiła ją do środka.

- Hejo – odpowiedziała jej koleżanka, wchodząc do środka. Na jej zębach coś zabłyszczało.

- Od kiedy nosisz aparat? - spytała zdziwiona Nancy. Taka rzecz nie mogłaby ujść jej uwadze po tak długiej znajomości.

- To jest on aż tak widoczny?

- Nie, oczywiście że nie. Po prostu znam cię na wylot, Wiewiórko i takie rzeczy po prostu się widzi.

- Nieważne. Swoją drogą, to gdzie siostrę zgubiłaś? - dziewczyna zdjęła kurtkę i położyła ją na szafce obok.

- W jej gawrze. Ma panikę przedwystępową.

- Czyli cała ona. Słyszałaś już, że Walt w tym roku walczy w grupie zaawansowanej?

- Serio? - Dziewczyny weszły schodami na górę. - I jak to przyjął?

- Jak... no, jak on. Na zewnątrz niby wszystko okej, ale widać, że ma stresa.

Weszły do pokoju Mel, gdzie ta dalej męczyła układ. Stały w drzwiach, obserwując kroki, piruety i podskoki. Układ był bardzo skomplikowany i żywiołowy. Patrząc na niego Cao mogła wręcz sobie wyobrazić historię. Widziała tam czarownicę, która jest jeszcze młoda i niedoświadczona. Dopiero odkrywała swoje moce. Rozumiała je coraz lepiej, jednak zboczyła na złą drogę i zaczęły ją niszczyć. Na oczach dziewczyny toczyła się walka, i nie było wiadome, czy pokona ciemność, czy ta na zawsze ją pochłonie. W tym momencie muzyka się urwała.

Dziewczyny zaczęły klaskać.

- Jezu, ale pięknie ci to wyszło! - zachwyciła się Wiewiórka.

Wataha |Wolno pisane|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz